fot. pixabay

Beata Legutko: dwie komunie i chrzest 

Miałam 10 lat. Był maj lub czerwiec. Chodziliśmy grupami po klasach, w białych strojach, nasi pierwszokomunijni koledzy i my – z okazji rocznicy komunii.  Rodzice podnosili dzieci, by te mogły zawiesić nad tablicą, na wbitym wcześniej gwoździku, niewielkie krzyże. Oficjalnie Ministerstwo Edukacji Narodowej zezwoliło na wieszanie krzyży w klasach, jakieś trzy miesiące później, 3 sierpnia 1990 r 

We wrześniu wprowadzono jeszcze jedna zmianę. W roku szkolnym 1990/91 religia wróciła do szkolnego planu zajęć. Zaczynaliśmy czwartą klasę. Nie pamiętam szczególnych emocji  związanych z religią w szkole, ani zastanawiania się, czy to lepiej, czy gorzej… Choć na pewno logistycznie było łatwiej. Przez ostatnie cztery lata (od zerówki) na katechezę chodziliśmy najpierw do prywatnego mieszkania (kościół był w budowie), a potem do przykościelnych salek, po lekcjach. Generalnie moje doświadczenie szkolnej katechezy nie jest ani złe, ani dobre. Bywało rożnie. Nie wszystkich katechetów pamiętam, ale z niektórymi mam kontakt do dziś. I choć nie wiem dokładnie, jakimi drogami Pan Bóg chciał do mnie dotrzeć, mam wrażenie, że jednak przełomowe doświadczenia miały miejsce poza lekcjami religii.   

>>> Sebastian Zbierański: przyjąłem sakrament. A co jeśli ksiądz nie był ochrzczony? [KOMENTARZ]

Zafascynować się 

Mamy pięcioro dzieci. Dwoje w wieku szkolnym, dwoje w wieku przedszkolnym i półrocznego maluszka. Nieraz słyszeliśmy już pytanie: „A nie zastanawialiście się nad edukacją domową?”. Odpowiadam wtedy, że przecież jedno drugiego nie wyklucza, przynajmniej w naszym przypadku. Dzieci są w szkole kilka godzin, reszta dzieje się w domu, a przy takiej gromadce dzieje się naprawdę dużo. Również w kwestii przekazywania wiary. Jesteśmy wierzący, praktykujący i przekonani, że naszym zadaniem od samego początku jest pokazywanie rzeczywistości wiary dzieciom tak, by z każdym kolejnym tygodniem, miesiącem, rokiem wzrastała w nich tęsknota i zainteresowanie Panem Bogiem. Wszystko inne z tego wynika. Bliskie nam jest myślenie Marii Montessori i Sofii Cavalletti  młodsze dzieci są w naturalny sposób otwarte na Boga i te pierwsze lata to głównie czas na zafascynowanie się Nim i poznawanie Go ot tak, bez definicji. Czas na teorię przyjdzie później. 

rodzina

fot. unsplash

Przygoda 

Domowa, a właściwie rodzinna edukacja religijna, to oczywiście coś więcej niż katecheza, to możliwość doświadczenia wiary, świadectwowspólne szukanie Boga, pytania i odpowiedzi, a przede wszystkim czas spędzony razem. Wiara jest (u nas) życiem po prostu, nie nakładką na rzeczywistośćPoznawanie Pana Boga z dziećmi jest niesamowitą przygodą oraz okazją do nawracania się. Bo dzieci widzą inaczej, prościej, bez definicji. To, co u nas jest już intelektualnie przetrawione, u nich wyrasta z samego serca. A katecheza szkolna czy parafialna, tak myślę,  jest uzupełnieniem tego pozaszkolnego życia, bo nawet szóstka z religii może nie pomóc, jeśli myślenie o Panu Bogu kończy się wraz z dzwonkiem. Dla wielu szkolna katecheza jest jedyną – może ktoś powiedzieć – dobrze, że jest… No, może i dobrze.  

>>> Jestem singlem. Nie macie mi czego zazdrościć

Poligon 

Verba doecent exempla trahunt – słowa uczą, przykłady pociągają. Wszyscy wiemy, że to prawda. Zwłaszcza teraz, kiedy coraz częściej ze zgorszeniem patrzy się na kolejnych ludzi Kościoła. Możliwe, że sam przykład życia wiarą wystarczy. Ale z racji osobistych zainteresowań, staramy się dzieciom dodatkowo wyjaśniać prawdy wiary czy wprowadzać w wydarzenia roku liturgicznego. W sumie to też przykład – że można chcieć dociekać, czasem się nie zgodzić, zapytać, starać się zrozumieć bardziej. Wyraża się to w prostych rzeczach, opowiadaniach, przygotowywaniu adwentowych kalendarzy, wymyślaniu postnych postanowień, wspólnej modlitwie i mszy św., w świętowaniu niedzieli i poszczeniu w piątki… Sielanka? Ależ skąd. Raczej poligon. I owszem, przeżywamy rozterki – czy warto, jak często i kiedy brać małe dziecko na niedzielna liturgię… Łatwo nie jest, za to bardzo interesująco. Ale kiedy zerkam na stare zdjęcie najstarszego dziecka, tarzającego się po podłodze podczas chrztu siostry… uśmiecham się mimowolnie. Cuda się zdarzają.

fot. pixabay

 Na nowo 

W ubiegłym roku szkolnym nasz pierworodny rozpoczynał trzecią klasę, a wiec programowe, „bliższe” przygotowania do Pierwszej Komunii – w czasie lekcji religii.  Chcieliśmy, by tamten rok był czasem przygotowania do tego sakramentu także dla młodszej o dwa lata córki, i – po rozmowie i odpowiednich ustaleniach – tak się też stało. Oczywiście nie spodziewaliśmy się, że przygotowanie to będzie aż tak indywidualne, dla nich obojga, zwłaszcza od marca… Świat się wówczas niby „zatrzymał”, choć przecież czas płynął dalej… Czwarta niedziela Wielkiego Postu, potem piąta, Niedziela Palmowa, Triduum Paschalne, Zesłanie Ducha Świętego… Wszystko przeplatane zdalnym nauczaniem i kolejnymi informacjami o zakażeniach. Oczywiście, z różnych powodów nie był to łatwy czas. Ale brak możliwości normalnego wyjścia czy przezywania świąt jak co roku, były okazją – wierzę, że dla wielu ludzi  do odkrycia tych tajemnic na nowo. Jakoś pod koniec maja okazało się, że w czerwcu można będzie organizować msze komunijne dla dzieci, w małych grupkach lub nawet indywidualnie, z uwzględnieniem wytycznych sanepidu (wtedy w naszym kościele mogło być 30 osób decyzję pozostawiono rodzicom. I rzeczywiście, kolejne rodziny decydowały się na takie rozwiązanie. Maj był czasem pierwszych spowiedzi, też innych, bo nie w konfesjonale, nie wszyscy naraz, a do tego w maseczkach. W czerwcu odbyło się kilka dodatkowych mszy komunijnych, również dla naszej rodzinyCzy żałujemy, żdzieci przystąpiły do Pierwszej Komunii indywidualnie, bez wierszyków, zdjęć i styropianowych dekoracji? Daleko nam do szukania w pandemii kary za grzechy świata, ale myślę sobie, że akurat przeżywaniu Pierwszych Komunii – i sakramentów w ogóle  koronawirus „przysłużył się”. Dzień ten był szczególny również z innego powodu. W związku z okolicznościami podczas tej mszy miała miejsce nie tylko Komunia naszych najstarszych dzieci. Ochrzczony został też synek, który wtedy miał nieco ponad dwa miesiące. Urodził się 2 kwietnia, czyli wtedy, kiedy na oddział i do szpitala nikogo nie wpuszczano. Ale to już zupełnie inna historia… 

>>> Reakcja tej dziewczynki na przyjęcie Komunii św. rozczuliła wszystkich [WIDEO]

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze