Uczestnicy uroczystości jubileuszowych w Lublińcu/ fot. Paweł Gomulak OMI

Bł. Józef Cebula OMI – współbiografia subiektywna

Przywołując kazanie Jana Pawła II, które wygłosił podczas mszy beatyfikacyjnej 108. męczenników II wojny światowej w Warszawie 13 czerwca 1999 r., porusza mnie stwierdzenie, że ci duchowni i świeccy, zamęczeni przez reżim totalitarny – są „darem przywracającym nadzieję”. W tej grupie znalazł się bł. o. Józef Cebula OMI.

W polskiej oblackiej prowincji zakonnej przeżywaliśmy jubileusz 25-lecia beatyfikacji ojca Józefa Cebuli. Odbyły się uroczystości w Malni i w Lublińcu (15–16 czerwca br.) oraz trwająca prawie przez rok peregrynacja oblackiego krzyża błogosławionego misjonarza oraz ikony jemu poświęconej. Ale moje związki z Józefem Cebulą sięgają Markowic i nauki w Niższym Seminarium Duchownym. Niestety, nie ma dziś już ani szkoły, która wychowała pokolenia misjonarzy, ani oblackiej placówki na Kujawach.

Po prostu kapłan

To właśnie w Markowicach pierwszy raz słyszałem o ojcu Cebuli. Chodziłem po tych samych korytarzach co on. Modliłem się w tym samym kościele i spoglądałem w pogodne oblicze tej samej Madonny – Królowej Pokoju i Miłości, Pani Kujaw. Wtedy nosiłem jego obraz jako wiernego kapłana, który za cenę życia niósł sakramenty, pomimo niemieckiego zakazu. Kapłana, który kochał Maryję i dlatego złamał rozkaz hitlerowców, którzy w patronalne święto oblatów – Niepokalane Poczęcie Maryi – nakazali zakonnikom burze- nie przydrożnych figur i kapliczek Jej poświęconych. „Kto chce być oblatem, do burzenia figur nie pójdzie…” – powiedział wspólnocie Józef Cebula.

Być może dlatego pod koniec mojej nauki w Markowicach poszedłem do kościoła i przed figurą napisałem wiersz, który udało mi się odgrzebać w osobistych szpargałach:

Patrzę w Twe serce Matko Kujawska Tu w tej świątyni klasztorze

wierzyć się nie chce że przyjdzie stąd odejść

Pożegnać Twój uśmiech subtelny Lecz serce zostawić

Tyle pokoleń młodych oblatów

Tu u Twych oczu modliło się kornie Prosząc o pomoc i wstawiennictwo Ciebie o Matko «Uparta»

Dzięki Ci Mario za Markowice Za to że zostać tu chciałaś

Za doświadczenia łzy i radości Każdą minutę spędzoną u Ciebie

Tobie o Matko zawierzam mą drogę Me dalsze zmagania na tak trudnym szlaku

Daj mi Matuchno wrócić tu jeszcze Trzymać Jezusa w mych słabych dłoniach

Tu u Twych oczu…

Może siedzieliśmy z Józefem Cebulą w tej samej ławce? Może tak samo modlił się, gdy ruszał z sakramentami do Wymysłowic, ubrany w świeckie ubranie, przewidując, że to ten ostatni raz, bo zostanie schwytany przez okupanta? Może… Ja do Markowic jako kapłan wróciłem, ojciec Cebula już nie miał okazji sprawować Eucharystii przed Jej obliczem.

Po prostu człowiek…

Po kilkunastu latach prezbiteratu trafiłem do oblackiego domu w Lublińcu. To właśnie tutaj, do junioratu (szkoły średniej), w 1920 r. trafia Józef Cebula – później tradycję tej szkoły będą przez lata kontynuować Markowice. Obok mojego pokoju znajdują się dwie stare fotografie przedstawiające błogosławionego oblata z grupą uczniów. Józef Cebula, po formacji seminaryjnej i święceniach, wrócił do Lublińca jako wykładowca i przełożony wspólnoty. Twarz ma poważną, ale z jego oczu emanuje jakaś nieopisana radość. Gdy chodzę klasztornymi korytarzami, coraz częściej zastanawiam się nad tym, jak dokładnie wyglądał za jego czasów. Gdyby nie różnica lat, z pewnością spotykalibyśmy się kilka razy dziennie w jednej wspólnocie zakonnej.

Rzeźba przedstawiająca o. Józefa Cebulę OMI, Markowice/fot. Paweł Gomulak OMI

Wyglądam przez okno na park przyklasztorny. To właśnie tutaj Cebula lubił spacerować z brewiarzem w ręku. Zachowało się świadectwo jednej z mieszkanek Lublińca, która jako mała dziewczynka spotkała zakonnika odmawiającego brewiarz. Ojciec Cebula zauważył ją i zamienił kilka słów. Potem jako dorosła kobieta wspominała, że takiego zainteresowania i uwagi nie doznała nawet od swojego ojca.

Przeprowadziłem wywiad wideo z o. Antonim Leszem OMI. To najstarszy polski oblat. Pamięta ojca Cebulę z lat swojej młodości, gdy z tatą przychodził „do oblat” (tak nazywany jest oblacki kościół w Lublińcu). Ogromne wrażenie robiła na nim liczba juniorów uczących się w klasztorze, a jednocześnie prostota i powaga ojca Cebuli. Powszechnie mówiono o nim, że „mszę miał ten święty ojciec”.

fot. Archiwum Misjonarzy Oblatów

Może to wszystko onieśmiela, ale nie można zapomnieć o jednej kluczowej rzeczy. Świętość rodzi się z dojrzałego człowieczeństwa. Nie na odwrót. Stąd pomysł na hasło roku jubileuszowego: „Być świętym to najpierw być człowiekiem”.

A jaki był Cebula jako człowiek? „Solidny zakonnik o poukładanej pobożności, nieśmiały, o dobrej inteligencji” – tak pisali o nim w opiniach formatorzy. Nie narzucał swojego zdania wychowankom, a nawet przyjmował od nich uwagi. Zatrzymuję się na chwilę na zdjęciu, które najbardziej lubię. W tym wątłym fizycznie człowieku był człowiek przez wielkie „C”.

Święty…

Jedziemy do Malni 15 czerwca. To rodzinna miejscowość bł. ojca Józefa Cebuli OMI. Byłem tam kilka razy, ale najbardziej zależało mi na tym, aby porozmawiać z rodziną błogosławionego oblata. Pierwszy dzień jubileuszu polskiej prowincji to nabożeństwo właśnie w rodzinnej miejscowości ojca Cebuli. Rozmawiam z siostrzenicą brata ojca Józefa, a następnie z jej wnuczką. Urzeka mnie odpowiedź na pytanie o to, jak zwraca się do błogosławionego na modlitwie. Jej twarz ogarnia promienny uśmiech, załamując się w dołeczkach na policzkach: „ujku”. Niesamowite. Jak to jest mieć w bliskiej rodzinie świętego?

Dziewczynka wpatruje się w podobiznę swojego „ujka”/ fot. Paweł Gomulak OMI

Podczas jednej ze stacji nabożeństwa w Malni wchodzimy do rodzinnego domu ojca Cebuli. Znalazłem się tam trochę przez przypadek. Wszedłem razem z generałem zgromadzenia, prowincjałem i gośćmi z Rzymu. Przyglądam się przez obiektyw aparatu całej sytuacji. Rodzina wyciąga pamiątki – książeczkę, obrazek prymicyjny, list. W pewnym momencie postulator generalny wręcza najbliższym obrazki z kawałkiem płótna potartego o oblacki krzyż ojca Cebuli. Jedna z dziewczynek wpatruje się w podobiznę swojego „ujka” – to zdjęcie to chyba najlepsze ujęcie, jakie udało mi się zrobić w życiu.

Święty – ja – święty?

Dzień później jeszcze uroczystości w Lublińcu. Na koniec pozwolę sobie na osobiste podsumowanie. Przez blisko 30-letni związek z oblatami ojciec Cebula wpisał się w moje życie. Począwszy od Markowic aż po Lubliniec. Obaj jesteśmy introwertykami, z natury cisi. Jednak wciąż wiele mi do niego brakuje. Oczywiście, moja droga do świętości nie polega na kalkowaniu ojca Cebuli albo jakiegokolwiek innego świętego – mam swoją. Ale w ostatnim czasie dostrzegam, że Opatrzność Boża jakoś nas razem splotła.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Nieść światu nadzieję. To najpierw pielęgnować ją w sobie samym przez codzienne życie z Chrystusem. Daj Boże, że ktoś kiedyś spojrzy w moje oczy i powie, że „dzisiaj mszę miał ten święty ojciec”.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze