Kenia. Dzieci są dla nas najważniejsze [MISYJNE DROGI]
Dzieci, które przychodzą do szkoły czasami wiele kilometrów, nie są w stanie rano się uczyć, są głodne i zmęczone.
Już będąc w nowicjacie sióstr Świętej Rodziny napisałam prośbę o wyjazd na misje. Wyjechałam w 2001 r. do Zambii na trzy lata, gdzie pomagałam w ośrodku dla starszych, bezdomnych osób. W 2004 r. pojechałam do Kenii, gdzie działał nasz ośrodek zdrowia, prowadzony przez polską siostrę Ewę. Pomagałam jej na początku w pracy pielęgniarskiej. Potem miałam staż w szpitalu, po którym otrzymałam prawo wykonywania zawodu w Kenii. W 2005 r. rozpoczęłam pracę na misji w Kithatu. Tutaj czekała na mnie większa odpowiedzialność. Opiekując się dziećmi na misji, zobaczyłam, że ich sytuacja jest bardzo trudna. Poziom w szkole był niski, dzieci nie miały często zapewnionego żadnego posiłku, a szkoła była droższa. Postanowiłyśmy z siostrami otworzyć przedszkole na misji, a dokładniej – w naszej misji. Najpierw była to grupa 50 dzieci, które przebywały w naszym pokoju, na podłodze. Na początku nic tam nie było. Rozpoczęła się nauka przedszkolna, a my zaczęłyśmy szukać pieniędzy, by można było rozpocząć budowę przedszkola. Dzisiaj nie tylko przedszkole, ale i szkoła jest już wybudowana – to szkoła Bożego Miłosierdzia. Obejmuje edukację od przedszkola do klasy ósmej, mamy w tej chwili 380 dzieci. Dzięki pomocy, która płynie również z Polski, dzieci mogą kontynuować naukę, iść do college’u, na studia i w konsekwencji zatroszczyć się o swoje rodziny. Ostatnio w sklepie spotkałam pewnego mężczyznę, który okazał się być… moim wychowankiem ze szkoły. Miał rodzinę i pracę.
>>> Justyna Nowicka: najtrudniejsza rewolucja w życiu
To było dla mnie bardzo wzruszające spotkanie, ponieważ zdałam sobie sprawę z tego, że nasza posługa ma głęboki sens. Prócz szkoły prowadzimy tutaj też tzw. system day care – czyli opiekę dzienną nad dziećmi, które mają dramatyczną sytuację życiową. Maluszki od kilku miesięcy do czwartego roku życia otrzymują u nas cztery posiłki dziennie, natomiast w wieku szkolnym i przedszkolnym dwa posiłki. Niestety, dzieci, które przychodzą do szkoły czasami wiele kilometrów, nie są w stanie rano się uczyć, są głodne i zmęczone. Mamy tutaj wiele problemów w związku z oskarżeniami o czary. Jakiś czas temu mieliśmy przypadek dziewczynki z zespołem Downa, która dzięki naszej pomocy w ogóle przeżyła. Miejscowi ludzie chcieli się jej „pozbyć”. Takich sytuacji mamy tutaj wiele. Dlatego zdecydowałyśmy się otworzyć także Centrum Pomocy, w którym przyjmujemy dzieci w sytuacji zagrożenia życia – oczywiście po zawiadomieniu miejscowych władz. Sprawdzamy, czy jest możliwość, by dzieckiem z naszą pomocą zajął się ktoś z rodziny, np. babcia albo wujek, a także monitorujemy jego sytuację w szkole i w środowisku życia. Staramy się, by dziecko, które jest pod naszą opieką miało jednocześnie kontakt ze swoimi bliskimi, by miało świadomość tego, że ma rodzinę, która ma prawo na odwiedziny. Daje to tym maluchom poczucie bezpieczeństwa, że do kogoś należą. To w afrykańskiej kulturze jest bardzo ważne. Nam przynosi to za to ogromną radość, że nasza posługa rzeczywiście tym dzieciom pomaga i daje siłę do życia. Bogu niech będą za to dzięki. Za to, że tak wiele, naszymi małymi siłami, udaje się zrobić. Nie byłoby to możliwe bez modlitwy i życzliwości wielu ludzi.
Dariana Jasińska MSF
>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |