Korea Południowa. Oblat niósł ogień olimpijski
Komitet Olimpijski zauważył i docenił fakt, że włoski misjonarz opiekuje się bezdomnymi w Seulu i daje im szansę. Jego działalność wpisuje się w założenia tej pięknej rywalizacji: równość szans dla każdego, bez względu na okoliczności.
Zadzwonił telefon z Koreańskiego Komitetu Olimpijskiego. Pomyślałem, że wreszcie ktoś docenił moją umiejętność jazdy na rowerze, ale przecież na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich nie ma takiej dyscypliny. Okazało się, że organizatorzy Igrzysk wybrali mnie do niesienia olimpijskiej pochodni w sztafecie przed rozpoczęciem Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu. Najpierw myślałem, że to pomyłka, ponieważ nie jestem Koreańczykiem. W słuchawce telefonu usłyszałem jednak słowa: „To nie pomyłka. Idea Igrzysk to idea braterstwa, dlatego ojca obecność nas ucieszy”. Wraz z Koreańczykami prowadzę Ośrodek Pomocy dla Ubogich. Zaproszenie do niesienia pochodni olimpijskiej było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Temat imigrantów w Korei kojarzy się głównie z przemocą, kradzieżami, degradacją społeczną, przeciwko której staram się występować. Od początku pracy w Korei doświadczyłem uprzedzeń ze strony innych, nie tylko dlatego, że jestem migrantem, ale również dlatego, że do Ośrodka lgną tłumy ludzi biednych, co nie wszystkim się podoba. Przez około rok błąkałem się pomiędzy posterunkiem policji, prokuratorem i sądem z powodu fałszywych oskarżeń. Oskarżano mnie o wszystko: kradzież pieniędzy, a nawet wykorzystywanie seksualne dzieci z Ośrodka. Ale ten, kto mnie oskarżył, jest teraz
w więzieniu.
Ośrodek dla Ubogich w Seulu rozrasta się. To ponad pięćset posiłków każdego dnia, hostel dla bezdomnych, mały warsztat dla bezrobotnych i cztery rodzinne domy dla bezdomnych dzieci. Aby poradzić sobie ze wszystkimi obowiązkami, w Ośrodku stale zaangażowanych jest sześciuset wolontariuszy, pięć tysięcy dobroczyńców, czterdziestu młodych pracowników społecznych, nauczycieli, doradców i pracowników administracyjnych. Miejsce to powstało w odpowiedzi na skrajne ubóstwo i biedę mieszkańców Seulu, jednak nikt się nie spodziewał, że zdobędzie tak dużą popularność. To zaproszenie do niesienia ognia olimpijskiego jest dowodem zauważenia mojej pracy. Cieszę się, że dzięki temu ktoś być może zwróci uwagę na tych ubogich, z którymi na co dzień żyję. W Roku Miłosierdzia (2016) zorganizowałem Bramę Miłosierdzia w autobusie, który jeździł po seulskich ulicach, żeby wyjść naprzeciw wszystkim rodzajom ludzkiej biedy. Koreańczycy podchodzili do mnie na początku z dużą rezerwą. Rozumiem bardzo dobrze, że gdy przybywa nieznajomy, początkowo się go boimy, ponieważ jest inny od nas, mówi językiem, którego nie rozumiemy, je jedzenie, które inaczej pachnie, a na dodatek modli się do Boga. Ale papież Franciszek mówi: „Ważne jest, aby promować kulturę spotkania i otwartości na drugiego człowieka jako naszego brata. Ważne by szanować historię, jej słabe i mocne strony, a także nasze ludzkie ograniczenia”. Niesienie ognia olimpijskiego to dla mnie wyróżnienie i ogromna radość. To również potwierdzenie tego, że to o czym mówi papież jest możliwe. Kiedy człowiek otwiera się na drugiego człowieka, niezależnie od kraju i kultury, dzieją się cuda. Możliwe jest spotkanie i wzajemne rozumienie. Bo życzliwość jest wszędzie taka sama.
Vincenzo Bordo OMI
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |