Fot. arch. Józef Trzebuniak

Misjonarz w Indonezji: naszym zagrożeniem nie jest wirus COVID-19, ale Denga [PODKAST]

Do tej pory przysmakiem mieszkańców Bajawa jest mięso z psa. Jeśli jest jakaś duża uroczystość i zabawa, obowiązkowo musi być podane to mięso. Dla nas Europejczyków może to być dość duży szok – mówi w swoim podkaście ojciec Józef Trzebuniak SVD, który od kilku lat przebywa na misji w Indonezji.

Od zawsze marzyłem o wyjeździe do Azji, a w szczególny sposób o pracy misyjnej. Jestem bowiem od lat związany ze Zgromadzeniem Słowa Bożego (Misjonarze Werbiści). Dwa lata temu uzyskałem szansę na doświadczenie misyjne w szkole wyższej prowadzonej przez nasze zgromadzenie. Znajduje się ona na wyspie Flores, niedaleko miasta Maumere, we wschodniej części wyspy. Cały czas uczę się jeszcze języka indonezyjskiego, którego wymagają moje obowiązki. Jestem bowiem również kapłanem, który przewodniczy nabożeństwom w kościołach parafialnych i stacjach misyjnych na Flores. Ponadto od przyszłego semestru mam zamiar rozpocząć pracę jako nauczyciel języka łacińskiego, a także wykładowca w naszym misyjnym seminarium. W wolnym czasie spotykam się ze studentami, piszę artykuły, a także prowadzę kilka stron internetowych m.in. werbista.pl oraz werbista.com.

Zostałem misjonarzem, bo wybrałem taką posługę w ramach naszego Zgromadzenia. Kościół katolicki od zawsze był misyjny, a ponieważ pragnę się dzielić swoją wiarą i talentami z innymi ludźmi i kulturami, wybrałem się do pracy w Azji. Wiara i przekonania religijne zdobywamy w procesie dojrzewania. Jako Polacy wzrastaliśmy w kulturze opartej na chrześcijaństwie i filozofii grecko-łacińskiej. Jednak od samego początku powstania chrześcijaństwa, wielu członków Kościoła czuła się zaproszonymi do niesienia Ewangelii i zasad religii chrześcijańskiej do innych zakątków świata. Dlatego, że misjonarze werbiści (tzn. misjonarze Zgromadzenia Słowa Bożego) przed laty dotarli na Flores w Indonezji, cała wyspa i wschodnia część Indonezji jest zamieszkała obecnie przez wyznawców Chrystusa. Chciałem zatem włączyć się w to wielkie dzieło ewangelizacji i rozkrzewiania wiary w krajach Azjatyckich.

>>> Misjonarz z Indonezji: w mojej parafii zmarło już pięć osób. Nie przyjadę do Polski

Do naszego Zgromadzenia SVD (Society of Divine Word) należy około 7 000 misjonarzy. Każda prowincja ma swojego przełożonego, a w Rzymie znajduje się centrum i generał, który ze swoją radą zarządza całością. Po zgłoszeniu podania o wyjazd na doświadczenie misyjne, zaproponowano mi kilka krajów azjatyckich w tym również Indonezję. Zgodziłem się i od listopada 2018 roku jestem na wyspie Flores. Dlatego można powiedzieć, że po części to nie ja wybrałem Flores, ale Flores wybrało mnie. Żartuję…

Flores to wyspa oddalona od wyspy Jawa o kilka tysięcy kilometrów. Po wylądowaniu w Dżakarcie od razu poczułem różnicę w klimacie między Europą a Azją. Ponadto kuchnia, kultura, język, religia. Wszystko to prowadziło do pierwszego szoku kulturowego, który przeżyłem w stolicy Indonezji. Gdy spożywaliśmy owoce morza, jeden z pierwszych posiłków w restauracji w Dżakarcie, przyplątał się jakiś mały kot. Spontanicznie chciałem go pogłaskać. I tutaj doświadczyłem na własnej skórze co to jest „szok kulturowy”. Kot był mniej przyjazny niż koty europejskie. Od razu mnie zaatakował i nie pozwolił się dotknąć.

Fot. arch. Józef Trzebuniak

Te duże różnice, które widzi Europejczyk na Jawie, jeszcze bardziej się uwypuklają na wyspie Flores. Dla przykładu podzielę się tym, że do tej pory przysmakiem mieszkańców Bajawa (środkowa część Flores) jest mięso z psa. Jeśli jest jakaś duża uroczystość i zabawa, obowiązkowo musi być podane to mięso. Dla nas Europejczyków może to być znowu dość duży szok kulturowy. I wiele, wiele innych małych szczegółów, z których składa się codzienne życie. Ogólnie mówiąc standard życia mieszkańców Flores jest o wiele niższy niż na Jawie i w Polsce. Wystarczy zobaczyć ubogie domy, brak ciepłej wody w kranach, brak toalet, łazienek. Dużo niezdrowej żywności, smażone ryby na oleju, dużo cholesterolu, co przyczynia się do wielu chorób i częstych problemów zdrowotnych… Dużo by opowiadać, ale najlepiej przyjechać i samemu tego doświadczyć.

Mieszkańcy Flores, w większości Katolicy, nadal pamiętają pierwszych misjonarzy, którzy zakładali parafie, budowali szkoły, drogi i szpitale. Dlatego, gdy posługuję w kościołach starsi ludzie otaczają mnie wielkim szacunkiem. Misjonarze z Europy zapisali się bardzo dobrze w świadomości tutejszych mieszkańców. Ponadto kultura mieszkańców Azji wschodniej jest zazwyczaj bardzo otwarta na turystów. Biały człowiek przez dzieci nazywany jest Mister, a wielu prosi o wspólną fotografię czy selfie.

Na Flores są dziesiątki języków lokalnych, ale obecnie już wszyscy posługują się biegle językiem indonezyjskim. Z tego powodu ten język jest językiem codziennej komunikacji. W miejscu, gdzie mieszkam, w Wyższym Seminarium Ledalero, koło Maumere, mamy współbraci (tzn. zakonników SVD), którzy pochodzą z różnych stron NTT (Nusa Tenggara Timor). Dlatego łączy nas jeden język – jest to język indonezyjski.

>>> Indonezja niepoliczona [ROZMOWA]

Jeśli chodzi o pandemię koronowirusa na Flores, to niewiele jest zachorowań. Wyspa odcięta jest od innych części Indonezji i świata. Lokalne władze wprowadziły dość sztywne restrykcje. Dlatego czujemy się bezpiecznie, choć szkoły nadal pozostają zamknięte. W kościołach powoli wraca się do niedzielnych nabożeństw i mszy świętych.

Cały czas we wschodniej części Indonezji podstawowym zagrożeniem nie jest wirus covid-19, ale choroba Denga i malaria, którą przenoszą komary. Nie trzeba już wyliczać skorpionów, węży czy miejscowych stonóg (skolopendry – przyp. red.) które potrafią nieźle ukąsić. Osobiście doświadczyłem tylko bliskiego spotkania z jeżowcami, po którym wracałem do zdrowia przez kilka miesięcy. Około dziesięć igieł wbiło mi się w stopę, a miejscowi specjaliści użyli kamienia, aby mi te igły stłuc i w ten sposób ustrzec od zakażenia. W rezultacie nie mogłem normalnie chodzić przez kilka tygodni i do tej pory mam straszne wspomnienia.

Nie jest łatwo nawiązać przyjaźnie z Azjatami. Może chodzi tu o różnicę w rozumieniu przyjaźni. Dla Europejczyka podstawą komunikacji jest komunikacja werbalna, dla Azjatów – powiedziałbym, że raczej – podstawą relacji jest wspólne życie i doświadczenia. Dla nas Europejczyków czas pędzi do przodu, tutaj w Azji nikt się za bardzo nie spieszy. My chcemy sprawy ułatwiać i rozwiązywać, oni wolą się świetnie bawić i smakować życie. Trudno zatem połączyć tak różne sposoby patrzenia na rzeczywistość. Ponadto znajomość języka indonezyjskiego też jest istotna. Pomimo prawie dwuletniego pobytu i życia z Indonezyjczykami, nadal wiele jest niuansów językowych, których po prostu nie rozumiem. Kolejną sprawą jest kuchnia, warunki sanitarne i bytowe. Człowiek wychowany w Europie jest przyzwyczajony do spożywania chleba, a Azjaci ryżu. Owszem ryż też jest smaczny, ale jeśli trzeba go jeść trzy razy dziennie i przez kilka lat, to już zaczyna być problem. Oczywiście teraz można już kupić wszystko w sieci sklepów Alfamart (indonezyjska Biedronka), ale jednak jest to wyzwanie. Kolejnym wyzwaniem jest pogoda i dwie pory klimatyczne – sucha i deszczowa. Bardzo wysoka temperatura i gorące słońce nie są nie jest łatwe do zniesienia dla białej skóry. Inaczej jest bowiem, gdy przyjeżdża się na wyspę Bali na dwutygodniowy wypoczynek w dobrym hotelu, a co innego, gdy mieszka się na stałe w ubogich warunkach.

Jednak mimo bolesnych doświadczeń, pobyt na wyspie Flores uznaję za bardzo przyjemny. Ogromna ilość tropikalnych owoców, smaczne ryby morskie, przepiękne widoki, uśmiechnięci ludzie to zapłata za trudne doświadczenia, z których też składa się życie.

Tekst pierwotnie opublikowany na stronie: Życie w Indonezji

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze