fot. arch. józef trzebuniak svd

Misyjna tęsknota

Misja to nie tylko radość i wyzwania, ale także walka duchowa i poczucie tęsknoty. Spytałem kiedyś starego misjonarza, który spędził w Indonezji prawie 50-lat, czy nie myślał o powrocie do ojczyzny. Jego odpowiedź mnie zaskoczyła…

Życie misyjne wypełnione jest codziennymi aktywnościami. Na parafii werbistowskiej na wyspie Flores mam obowiązki dosyć podobnie, jak na zwykłej parafii w Polsce. To znaczy jest codzienna Eucharystia, na którą zazwyczaj przychodzi ta sama wybrana grupa parafian. Następnie są spotkania z ludźmi, którzy przychodzą do kancelarii.

>>> Afryka: zakochana misjonarka

W czasie wakacji mogłem zorganizować kilka wycieczek dla dzieci, które podobnie jak w Polsce trochę się nudziły z powodu dużej ilości wolnego czasu. Ponadto była okazja, aby odwiedzić rodziny, pomodlić się za zmarłych, a także za nowożeńców. Tak upływał dzień za dniem. Często Indonezyjczycy pytają jednak: Jak ojciec się u nas czuje? Czy już się ojciec zadomowił? Zazwyczaj, po roku pobytu na wyspie, odpowiadam, że tak. Bo mogę się już komunikować, poprosić o to, czego potrzebuję, odprawić samodzielnie Eucharystię, a nawet powiedzieć spontaniczne kazanie do dzieci w niedzielę. Jednak jest również czas próby i wzmaga się uczucie tęsknoty za ojczyzną. Szczególnie wówczas, gdy jestem sam, a stan zdrowia nie jest najlepszy. Wtedy łatwo jest się zamartwiać i myśleć o powrocie do kraju. „Przecież tutaj jest już tyle powołań miejscowych, że może nie potrzeba więcej misjonarzy z Europy?”. W takim stanie z trudem przychodzi modlitwa i rozpoczyna się czas walki duchowej. To również jest ważnym elementem życia misyjnego.

Flores Indonezja Zakonnice

Zakonnice z Indonezji Fot. Józef Trzebuniak SVD

Pytałem niegdyś starego misjonarza, który spędził w Indonezji prawie 50-lat, czy nie myślał o powrocie do ojczyzny. Zwierzył mi się, że na początku chciał uciekać, ale nie było takiej możliwości. Z czasem jednak przyjął obywatelstwo indonezyjskie i zaakceptował nową sytuację misyjną. Pewnie, że nie tylko radość wypełnia serce misjonarza. Nie zawsze jest ochota do śmiechu i nieraz niełatwo jest podnosić na duchu innych, gdy w głębi duszy przeżywa się rozterki. Ponadto bliskie osoby, rodzina i przyjaciele, również wyrażają swoje uczucia tęsknoty i czekają na spotkanie. To wszystko stwarza dobrą okazję do przemyślenia swojego powołania, kapłaństwa. W czasie przygnębienia można uklęknąć przed krzyżem w pustym kościele, a także pokłonić się przed figurą Matki Bolesnej i wypowiedzieć te wszystkie uczucia, które targają duszę misjonarza. Z pomocą przychodzi codzienne rozważane Słowa Bożego, liturgia godzin, a także zapewnienie o modlitwie wstawienniczej od dobrodziejów, rodziny i przyjaciół.

Dlatego nie zawsze łatwo jest dzielić się swoimi przeżyciami, aby nie zasmucać bliskich i nie dodawać im zmartwień. Wszyscy, którzy mają doświadczenie oddalenia od kraju rodzinnego albo życia na misjach, dobrze zrozumieją taką sytuację. Ci, którzy decydują się na pracę w misyjnym kraju, winni wziąć takie doświadczenie pod uwagę i zastanowić się czy są rzeczywiście na to gotowi. Przyjaciele i dobrodzieje misji niech zaś nie ustają w modlitwach i wspierają misjonarzy, którzy może akurat teraz przeżywają poważne rozterki i potrzebują światła Ducha Świętego. Bóg zapłać!

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze