Peru. Kłótnie z Panem Bogiem [MISYJNE DROGI]
Potrzeba było tych kilku lat, abym i ja stał się dla nich „Padre”, a oni dla mnie nieodkrytym skarbem.
Parafia, w której jestem misjonarzem, obejmuje cztery gminy, rozsiane na powierzchni 623 km2. Od 8 lat posługuję w Peru, w środkowych Andach, w diecezji Huancavelica. Parafia nazywa się Salcabamba. Jest tu wysoko. Do parafii przynależy 58 wiosek, znajdujących się na wysokości od 2200 do 4100 m n.p.m. Praca duszpasterska do łatwych nie należy, bo ludzie, wśród których pracuję, są zamknięci w sobie i nieufni, zwłaszcza do białych misjonarzy, którzy kojarzą im się z hiszpańskim wyzyskiem i dominacją. Do wszystkiego potrzeba tam czasu. Jak mawiał mój ojciec duchowny, ks Krzysztof Grzywocz, u Pana Boga wszystko jest procesem. Potrzeba było tych kilku lat, abym i ja stał się dla nich „Padre”, a oni dla mnie nieodkrytym skarbem. W grudniu ubiegłego roku zakończyliśmy budowę nowej kaplicy w miejscowości Inyacc. Udało się postawić kaplicę w rekordowe trzy miesiące. Było to możliwe dzięki dotacji niemieckich organizacji i funduszu misyjnego diecezji opolskiej oraz własnym środkom. W Boże Narodzenie 2019 r. mieszkańcy wioski cieszyli się z nowej kaplicy. Nie przypuszczałem wówczas, że będzie to pretekst do następnego projektu. Otóż, już w styczniu tego roku, w sąsiedniej gminie Quishuar, zaplanowaliśmy budowę nowej świątyni. Projekt poważny, bo opiewający na znaczną sumę. W naszych realiach nie można liczyć na pomoc materialną ludzi, wśród których pracujemy, oni są po prostu biedni. Włodarze gmin mogą obiecać wiele, ale najczęściej na obietnicach się kończy. Kiedy w lutym zaczynaliśmy prace budowlane, miałem około 30% potrzebnej kwoty. Zaczęły się kłótnie z Panem Bogiem. Wielką nieroztropnością jest zaczynanie budowy bez środków na jej skończenie. Na modlitwie przyszło olśnienie! Przecież wyjeżdżając z Polski sprzedałem swój samochód i pieniądze zdeponowałem na koncie, aby po powrocie mieć możliwość „zacząć od nowa”. A Pan Bóg spokojnie przekonał: „Nawet nie wiesz czy wrócisz, a martwisz się o to, co będzie za kilka lat. Zaufaj Mi, a pokażę ci, że wszystko będzie dobrze”. Zaryzykowałem i całą sumę pieniędzy przekazałem na budowę.
Po czterech tygodniach od rozpoczęcia budowy rozpoczął się w Peru stan wyjątkowy, spowodowany wirusem SARS-CoV-2. Wszystko zostało zamknięte: od szkół po urzędy, od sklepów po wszystkie możliwe przejazdy. Na długie 90 dni zostałem zamknięty w wiosce, nie mogłem jej opuścić. Po tym czasie diecezja zaczęła organizować, przy współpracy z rządem, pomoc humanitarną. Udało się dzięki temu wyjechać z wioski i rozdysponować ponad pół tony mrożonego kurczaka. Budowa kościoła stanęła w martwym punkcie. Nikt nie wiedział, kiedy będziemy mogli kontynuować prace. Wszyscy robotnicy wrócili do miasta i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Boża Opatrzność sprawiła, że robotnicy przedostali się do mojej parafii i kontynuowali prace. Za każdym razem, aby pozyskać materiały potrzebne do budowy, musieliśmy błagać wójta o specjalne pozwolenia na przejazd. Równolegle organizowana była pomoc dla najbiedniejszych wiosek. Tylko w ostatnich dwóch miesiącach, dzięki pomocy Komisji Episkopatu Polski ds. Misji, peruwiańskiego Banku Żywności oraz wielu osobistych przyjaciół z Polski, zostało rozdanych w parafii ponad 5 ton żywności. Pomoc humanitarna ciągle trwa i nie widać jej końca. Prawie każdego dnia przychodzą reprezentanci kolejnych wiosek i proszą o pomoc i wsparcie. Udało się zakończyć budowę tego drugiego kościoła. Jest to cud, a dla mnie wielka lekcja pokory i wielkiego zaufania Panu Bogu. On niesamowicie działa, ale również nawraca. Przypomina, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli to w Nim pokłada się nadzieję.
KS. DARIUSZ FLAK
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |