Puste krzesło

Pewien misjonarz odwiedził chorego człowieka w jego domu. Obok łóżka zauważył puste krzesło. Zapytał więc chorego, po co ono tam stoi. 

Cierpiący człowiek odpowiedział: „Zaprosiłem Jezusa, by zajął miejsce na tym krześle. Rozmawiałem z Nim, zanim ksiądz do mnie przyszedł. Przez długie lata uważałem modlitwę za coś bardzo trudnego, aż kiedyś mój przyjaciel powiedział: «Janie, modlitwa to po prostu rozmowa z Jezusem. Proponuję ci, żebyś usiadł sobie wygodnie, postawił przed sobą puste krzesło i wyobraził sobie, że siedzi na nim Jezus. Nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież Jezus obiecał, że zawsze będzie z nami. A potem mów do Niego i słuchaj Go, tak jak to robisz teraz ze mną».

Więc widzi ksiądz – mówił dalej chory – spróbowałem tego i tak mi się to spodobało, że teraz robię to codziennie. Nie mam już większych trudności z modlitwą”. Kilka dni później do misjonarza przyszła córka chorego i przekazała smutną wiadomość, że jej ojciec zmarł. Powiedziała: „Zostawiłam go samego na kilka godzin. Wydawał się być taki spokojny. Kiedy do niego wróciłam, już nie żył. Ale zauważyłam coś dziwnego: jego głowa nie leżała na poduszce, lecz na krześle, które stało obok jego łóżka”. 

To krótkie opowiadanie Bruno Ferrero podpowiada nam, co możemy zrobić, by nasza modlitwa zamieniła się w przyjacielską rozmowę z Bogiem i jak pokonywać trudności towarzyszące codziennej modlitwie. Tak często bowiem mamy problem z wygospodarowaniem na nią odrobiny czasu i zebraniem własnych myśli. Usprawiedliwiamy się, że mimo usilnych starań nie znajdujemy nawet kilku minut w ciągu dnia, aby porozmawiać z Bogiem, bo albo jesteśmy zapracowani, albo zatroskani, albo zmęczeni… A jeśli już znajdziemy ten czas, to nasze myśli uciekają gdzieś daleko, bo przecież mamy tyle innych spraw do przemyślenia i rzeczy do zrobienia…   

Napotykamy również na trudności, kiedy nie odpowiada nam jakaś forma modlitwy. Często słyszy się opinię, że modlitwa, w której wypowiadamy wyuczone formułki – Ojcze nasz czy Zdrowaś Maryjo – jest taka nieosobista, nie nasza… Mówimy, że wolimy się modlić spontanicznie, własnymi słowami, bo dopiero wtedy czujemy, że modlimy się sercem. Zastanawiam się jednak, czy takie myślenie nie jest przypadkiem pójściem troszkę na łatwiznę, skróceniem czasu spotkania z Bogiem… Bo przecież sam Jezus, na prośbę uczniów – „Panie, naucz nas modlić się” – przedstawił im modlitwę Ojcze nasz… I wcale nie miał na myśli formułki, ale głęboką treść, która pokazuje nam, w jaki sposób możemy rozmawiać z Bogiem. A może modlitwa sprawia nam tyle trudności dlatego, że czasem recytujemy ją niczym wiersz, nie szukając głębokiej treści zawartej w jej słowach?   

Słyszałam kiedyś o pewnym świeckim profesorze uniwersytetu, który modlił się codziennie przez godzinę. Koledzy robili mu wyrzuty, że to stanowczo za długo. Mówili mu, że przez ten czas mógłby przeczytać jakąś ciekawą książkę czy napisać nowy artykuł. On jednak ze spokojem i uśmiechem na twarzy odpowiadał jednym zdaniem: „Nic bym nie zrobił, gdybym się nie modlił”. To właśnie modlitwa najbardziej nas przemienia, zbliża do Boga i otwiera na Niego. Wymaga od nas poświęcenia czasu i jakiejś części naszego życia. Dlatego pomimo różnych trudności powinniśmy się modlić i codziennie rezerwować sobie chwilkę na spotkanie z Bogiem. Może warto postawić przed sobą puste krzesło i wyobrazić sobie, że siedzi na nim Pan Jezus?  

Zaprośmy Go zatem do siebie, tak jak zapraszamy swoich przyjaciół. Pozwólmy Mu usiąść na krześle i usiądźmy obok Niego. To może być pięć minut, może dwadzieścia, ile chcemy. Nie musimy Mu usługiwać, częstować ciastem ani kawą w najpiękniejszej filiżance! Jemu wystarczy miejsce na naszym krześle, ponieważ On chce być obecny w naszym życiu. Pewnie każdy wie, ale warto przypomnieć, że chwile spędzone w towarzystwie takiego Przyjaciela są bezcenne. Im częściej będziemy się z Bogiem spotykać, tym bardziej będziemy za Nim tęsknić, myśleć o Nim, wołać Go i rozmawiać z Nim. Nie będziemy chcieli tak szybko z Nim się rozstawać, nie będziemy znudzeni Jego obecnością, a co więcej, będziemy mieli ochotę wykrzyczeć: „ Błogosławiona chwilo, trwaj”. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze