Błogosławieni, którzy błogosławią [FELIETON]
Błogosławienie wszystkiego, co stworzone i co za tym idzie każdego człowieka jest pierwszą czynnością, o której czytamy w Piśmie Świętym. Bóg stwarzał świat i nad wszystkim wypowiadał słowa, które wydobywało z każdego stworzenia to, co najlepsze, to do czego zostało powołane do istnienia. Błogosławienie więc jest fundamentalną relacją Boga ze światem i z nami.
Być może problem z błogosławieniem wynika z tego, że znów chcemy podchodzić do relacji z Bogiem legislacyjnie. Jakby błogosławieństwo było pieczątką zatwierdzającą protokół zgodności… jakby miało potwierdzać jakieś zasługi. Ale błogosławieństwo absolutnie nie należy do tych kategorii. Jest raczej przejawem, często zupełnie nierozumianej rozrzutności Bożej Miłości. Tej, na którą nie trzeba i nie można zasłużyć. Absolutnie darmowej.
Skąd ten lęk?
Kiedy czytam komentarze w social mediach, ale także wypowiadane w bardziej oficjalnym tonie, zwłaszcza osób duchownych (być może kwestia moich algorytmów), ale nie tylko, że błogosławieństwo komuś się nie należy, że trzeba spełnić pewne warunki, chcieć żyć w określony sposób, by móc w ogóle zwrócić się z prośbą o błogosławieństwo to budzą się we mnie pytania, które znamy z towarzyszenia duchowego. Dlaczego tak trudno im uwierzyć w darmową miłość Boga? Dlaczego nie przyjmują tego, że Boża logika jest inna? Dlaczego nie potrafią zgodzić się na to, że to Bóg sam decyduje się na ryzyko rozdawania siebie za darmo każdemu? I wcale nie trzeba Go bronić.
I być może pozostałabym tylko na tych pytaniach i na tym, że jest mi takich osób po ludzku żal, ale kiedy z perspektywy swoich lęków odczytują dokumenty Kościoła zmieniając ich sens, kiedy reagują agresją zamiast autorefleksją nad własną trudnością w przyjmowaniu nauczania Kościoła, wówczas jestem przerażona.
Nic nie zmienia?
Pojawiają się głosy, że dokument Fiducia supplicans Dykasterii Nauki Wiary niczego nie zmienia w nauczaniu Kościoła. Z jednej strony można powiedzieć, że tak jest. Doktrynalnie nic nie zmienia. Ale z drugiej strony, gdyby rzeczywiście nic nie zmieniał to nie budziłby emocji. Zdaje się, że jednak dotyka w nas samych tego, czego jeszcze nie do końca rozumiemy, czego nie potrafimy przyjąć. W tym sensie może zmieniać obraz Boga i Jego miłości.
Mój kolega redakcyjny napisał w swoim tekście o tym, że „Watykan jasno stwierdza, że doktryna o małżeństwie się nie zmienia, a błogosławienie nie oznacza akceptacji nieregularnego związku. Tyle, że w tym kontekście propozycja pozaliturgicznego błogosławieństwa ma de facto służyć… rozpadowi tegoż związku? Celowo stawiam znak zapytania na końcu, bo sam nie wiem, co o tym myśleć. Mam wrażenie, że ten dokument wprowadza niejasność, niespójność i – jak już wcześniej pisałem – iluzję, że pojawia się jakaś forma akceptacji, mimo faktycznego jej braku”.
>>> Pozaliturgiczna propozycja dla par nieregularnych [KOMENTARZ]
Błogosławienie jest nie tyle zatwierdzeniem „legalności” takiego czy innego działania, ale jest przeznaczeniem rzeczy, czy też osoby, by funkcjonowała i żyła według Bożego planu i Bożego zamysłu. Czy to oznacza de facto „przeznaczenie” do rozpadu związku? Jeśli tak, to obawy z punktu widzenia „tradycyjnej teologii” nie należy się niczego obawiać. Skąd więc te głosy sprzeciwu? Może stąd, że wcale nie jesteśmy tacy pewni jaki ten Boży zamysł jest.
I dlatego konieczne są pogłębione studia teologiczne i antropologiczne, by nasze opowiadanie o Bogu było komunikatywne, by uzasadnienia i odpowiedzi, które dajemy były możliwe do zrozumienia i uzasadnienia, także dla nas samych. By argumenty nie sprowadzały się z jednej strony do „nie, bo nie”, a z drugiej „bo ja tak chcę”. I by nie zamknąć się w „zawsze tak było”.
Nie ma „mechaniki” łaski
Czy błogosławienie ma służyć rozpadowi związku? Gdyby tak miało być to rzeczywiście trzeba by mówić o manipulacji, gdzie pod pozorem akceptacji, chcemy zmienić człowieka. Myślę jednak, że jest jeszcze płaszczyzna, która dzieje się poza naszymi kalkulacjami i oczekiwaniami. Łaska Boga może działać w sposób, którego nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Naszym zadaniem jest błogosławienie, a skutki tego udzielania łaski nie zalezą od nas i tak właśnie być powinno. Nie mamy więc łatwych odpowiedzi, ani „mechaniki” łaski. Może to powodować poczucie niepewności i zagubienia, zwłaszcza w świecie, w którym jesteśmy przyzwyczajeni do wiedzy na temat tego, co w jaki sposób działa i w ten sposób mamy mniejsze lub większe poczucie kontroli nad światem. I tak, przyznaję, że również nie jestem od tego wolna.
Niemniej jednak ta obawa nie powinna powodować dezercji i uciekania od fundamentalnej relacji z Bogiem, w którą jesteśmy włączeni. Błogosławienie, jak i bezwarunkowa miłość mogą wydawać się naiwne. Ale przecież wiemy, że to właśnie ta szalona, niezrozumiała miłość zbawiła świat. Gdybyśmy odmierzali miłość i błogosławieństwo tylko swoją miarą, wówczas prawdopodobnie świat wyglądałby zupełnie inaczej.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |