Bóg, pączki i niezwykłe spotkania. Opowieść wigilijna XXI wieku
Ostatnio widziałem w Internecie grafikę pokazującą wigilijne spotkanie rodzinne, na które przybył „Mikołaj” w czerwonej czapce. Pod domem stała Maryja, obok niej Józef trzymający nowo narodzonego Jezusa oraz staruszek w potrzebie. Święty Józef zastanawiał się: „Ciekawe, czy nas wpuszczą do środka”…
Niedawno przyjechałem do Warszawy, by jeszcze przed świętami spotkać się z przyjaciółką. Gdy spacerowaliśmy, spotkaliśmy starszego pana, który zapytał, czy możemy kupić mu coś do jedzenia. Było widać, że jest chory, zziębnięty, głodny, miał reumatyzm…
Akurat w pobliżu był sklep, w którym kupiliśmy ciepłą herbatę, trochę jedzenia, a na deser – słodkości.
Pan był bardzo wdzięczny, choć niewiele mówił, to… zaczął nas przytulać.
Zapytał, czy herbata jest z cukrem. Przyjaciółka odpowiedziała, że nie jest słodzona, ale mamy dla niego pączki z lukrem. Wtedy uśmiechnął się.
Pobłogosławiliśmy spotkanego pana, żeby Bóg miał go w swojej opiece. Widzieliśmy, że w jego oczach pojawiła się iskra nadziei.
*
Później przy warszawskim dworcu PKP zobaczyłem pijanego mężczyznę, który leżał twarzą zwróconą do ziemi. Kiedy podszedłem bliżej, przestraszyłem się, że coś mu się stało. Nie było z nim żadnego kontaktu. Zastanawiałem się, co zrobić w tej sytuacji, zwłaszcza że był to postawny mężczyzna.
>>> Włochy: burmstrz nakazał mieszkańcom, aby byli dla siebie dobrzy podczas świąt
W pewnym momencie podszedł do mnie ochroniarz pracujący na stacji, który zapytał, co się stało i czy może mi jakoś pomóc. Powiedział też, że takich ludzi jak ten pijany pan, to on wyrzuca z dworca i pozostawia na pastwę losu. – To nie jest człowiek – powtarzał.
Podzieliłem się z nim myślą, że Jezus może do nas przyjść również w potrzebującym i zniszczonym człowieku. Był zaskoczony, że ktoś tak otwarcie mówi o Chrystusie. Coś w nim drgnęło.
Pomyślałem, że pociąg powrotny do domu „uciekł” mi dlatego, że Bóg potrzebował mnie wtedy właśnie w Warszawie.
*
Byłem już głodny, więc postanowiłem kupić kebab. Gdy czekałem na zamówienie, podszedł do mnie nieznajomy chłopak i poprosił o coś do jedzenia. Pomyślałem, że też kupię mu to samo. Chciałem już odejść, ale nie dawało mi spokoju pytanie, dlaczego jest w takiej sytuacji. Zaczęliśmy rozmawiać. Powiedział, że do tej pory przebywał w hostelu, ale szef nie dał mu pensji, więc nie miał, czym zapłacić i kilka dni temu znalazł się na ulicy. Było widać, że bardzo trudno to znosił.
Opowiedziałem mu, że kiedyś sam byłem w podobnej sytuacji, ale otworzyłem swoje serce na działanie Pana Boga. Poznałem wtedy ludzi, którzy mi pomogli. Zaznałem dużo dobra, którego nie chcę zostawiać tylko dla siebie, pragnę dzielić się nim z innymi…
*
Trzeba było jednak wrócić do domu. Okazało się, że nastąpiła zmiana rozkładu i będę mógł przejechać pociągiem tylko połowę trasy. Następnego dnia musiałem rano być w pracy. Pomyślałem, że zadzwonię do kolegi, który mieszka w mojej okolicy. Zapytałem, czy mógłby po mnie przyjechać samochodem i zawieźć do domu. Okazało się, że chętnie przyjedzie.
Paweł zawsze mówił, że jeszcze ma czas, żeby zbliżyć się do Boga. Choć zazwyczaj nie był chętny, żeby o Nim słuchać, to tym razem było inaczej. W drodze rozmawialiśmy o tym, co przydarzyło mi się tego dnia, a także, jak wygląda życie, gdy wpuszczamy Boga w relacje międzyludzkie, także te damsko-męskie. Umówiliśmy się też na spotkanie na następny dzień.
***
Ciąg dalszy nastąpi… Może następnym razem, podobnie jak Damian, opowiesz nam o swoich spotkaniach z Bogiem w drugim człowieku? Marana tha!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |