Bóg w nawałnicy
– Gdy rano po tej strasznej nocy wstałam, uderzyła mnie ogromna cisza. Zawsze w tych drzewach śpiewały ptaki, jednak teraz nie było nic. Ogromna głusza – mówi siostra Daniela, która opisuje, co działo się w Orliku na Pomorzu, gdzie znajduje się dom zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Pokuty i Miłości Chrześcijańskiej.
Po wydarzeniach na obozie harcerskim w Suszku nie koniec doniesień o trudnych przeżyciach. Burze dalej nawiedzają Polskę. Nie ominęły również klasztoru sióstr franciszkanek, które od wielu lat przebywają w Orliku. Nawałnica zastała siostry, gdy większość z nich już spała. Jak same to opisują, widok za oknem był straszny. Drzewa dosłownie kładły się na ziemię, a chwilę później po prostu łamały. Klasztor pozostał nienaruszony z wyjątkiem przeciekających okien, z których wciąż lała się woda, szczególnie od strony, od której uderzał silny wiatr.
Siostry robiły więc, co mogły. Starały się na bieżąco zbierać wodę, która zalewała wiele pomieszczeń, w tym kaplicę. Ale przede wszystkim się modliły. Część z nich osobiście, w swoich pokojach, a część w innych kapliczkach. To jedna z najważniejszych rzeczy, jakie mogły zrobić razem, schronione w murach klasztoru. Gdy tylko burza się skończyła, a za oknem nastał poranek, znów widok był zdumiewający. Siostra Daniela opowiada, że każdego ranka, gdy wychodziła do parku przed klasztorem, słuchała wielu ptaków, jednak tego dnia uderzyła ją ogromna cisza, przerywana dźwiękami pił mechanicznych, które cięły zwalone drzewa.
– Dziś, gdy patrzę na pusty park i powalone wokół lasy, to mam tylko jedno w głowie: jest coś, czego żadna wichura nie wyrwie z korzeniami. To nasza wiara – mówi z kolei siostra Mirona, która dla nas relacjonuje te wydarzenia. – Ta tragedia spotkała nas w samym centrum głównych uroczystości jubileuszu 150 lat obecności naszego zgromadzenia w Polsce – dodaje.
Siostry jednak nie były w tym same. Już rano w klasztorze zjawili się ochotnicy, którzy ciężkimi maszynami pomagali usuwać skutki nawałnicy. Nie byli to tylko strażacy, ale również uczestnicy pielgrzymek, które odbywały się z udziałem sióstr oraz sami parafianie. – By ukoić ból, pomagamy również sąsiadom, wszystkich nas przecież spotkał ten sam los. Oni również potrzebują naszego wsparcia duchowego, stracili dobytek życia.- tłumaczy nam siostra Mirona.
Jednak w całym tym nieszczęściu objawił się sam Bóg. Z samego rana okazało się, iż mimo że większość drzew została powalonych, ostały się figurki świętych, a także drzewa, na których widniały kolejne stacje drogi krzyżowej. Kilka dni temu pisaliśmy o tym w naszym serwisie, jednak wtedy siostry franciszkanki oficjalnie tego nie potwierdziły. Dzisiaj jednak mamy pewność. – Tak, zostały wszystkie figury świętych i stacje drogi krzyżowej – potwierdza siostra Mirona.
Wielu ludzi mówi wprost: to znak od Boga. Inni zaś twierdzą, że „Bóg jednak nie oszczędził dzieci, które tragicznie zginęły”. Nie mnie oceniać te wydarzenia, mogę jedynie przytoczyć słowa samego papieża Franciszka, który spytany kiedyś o to, dlaczego tyle zła dokonuje się na ziemi, odpowiedział: „nie wiem”. Ja również nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ponieważ Boża wola była i jest dla nas tajemnicą. Mimo tego, niezmienne jednak wierzę, że historia, jaką Bóg nam zsyła, ma o wiele głębszy sens niż dzisiaj może nam się wydawać.
Zdjęcie wyróżniające autorstwa siostry Mirony Turzyńskiej
Galeria (14 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |