fot. EPA/CHAMILA KARUNARATHNE

Boże Miłosierdzie czeka na twoje „tak”

Tajemnica miłosierdzia to coś, czego serce człowieka bardzo wypatruje, czego jest zgłodniałe, a jednocześnie pozostaje ciągłym pytaniem, na które dobrze jest odpowiedzieć – mówi o. Tomasz Biłka, dominikanin, który w Niedzielę Miłosierdzia prowadził internetowe rozważania na temat Bożego Miłosierdzia. 

Wykład – w formie online opierał się na fragmentach Pisma Świętego, które opisują Boże Miłosierdzie. Duchowny korzystał też z dzieł artystów. Dziś, w piątek i w trwającym ciągle Tygodniu Miłosierdzia, wracamy do tych rozważań. Z łaską Bożego Miłosierdzia najczęściej kojarzą się nam dwie przypowieści z Nowego Testamentu: o miłosiernym Samarytaninie oraz o synu marnotrawnym. Znamy je, często do nich wracamy. O nich też wspominał ojciec Tomasz. Zwracał przy tej okazji uwagę na uczucie „przeszycia”. Może i sami takiego uczucia doświadczyliśmy. W tych dwóch przypowieściach pojawia się greckie słowo splanchnidzomai. Dominikanin przytacza komentarz ks. Franciszka Mickiewicza na temat etymologii tego słowa: „Jego trzon tworzy rzeczownik »splanchna«, który w tekstach greckich pozabiblijnych oznacza wnętrzności człowieka, łono matki lub wnętrze jako siedzibę uczuć, zaś w Septuagincie uzyskał metaforyczny sens współczucia i miłosierdzia. Jego hebrajskim odpowiednikiem jest rzeczownik reḥem (łono) i raḥămîm (litość, miłosierdzie)”.

>>> Franciszek: Boże Miłosierdzie naszym wyzwoleniem i szczęściem

o. Tomasz Biłka, OP, fot. YouTube/Maskacjusz TV

Uczucie, które wyrywa się z serca 

Owego głębokiego uczucia nie powinniśmy jednak rozumieć jako wzruszenia, czegoś silnego, ale krótkotrwałego, ograniczonego wyłącznie do sfery emocji. To uczucie, które przeszywa, więc zmienia, skłania także do działania albo do konkretnej odpowiedzi na daną sytuację. I tak, widok syna i widok leżącego w rowie człowieka przeszył bohaterów tych przypowieści. To uczucie poderwało ich do działania. Tak jest też z Bożym Miłosierdziem. Z tą różnicą, że ono jest nieprzebrane i niekończące się.  

Przeczytaj też >>> Święta siostra Faustyna Kowalska. Boże miłosierdzie dla każdego grzesznika

W rozważaniach ojca Tomasza transmitowanych na internetowym kanale Maskacjusz TV sporo było odniesień do Starego Testamentu. Warto się przy nich zatrzymać, bo pewnie znamy je mniej niż wspomniane wyżej przypowieści. Otóż,  w Starym Testamencie znajdziemy dwie księgi, które kończą się pytaniem. To Księga Lamentacji, w których po zburzeniu Jerozolimy prorok, w swym trenie, wyraża wielka skargę. W imieniu ludu wybranego zastanawia się, dlaczego Pan ich opuścił, „bo przecież czy mogłoby na nich przyjść to nieszczęście, gdyby Bóg był z nimi”? Jeremiasz kończy to wołanie pytaniem: „Czyżbyś nas całkiem stracił? Czy tak nas się gniewasz?”. To jest wielkie pytanie całej ludzkości pogrążonej w niewidzeniu Boga – mówi o. Biłka.

niebo Bóg
Fot. cathopic

Otwórz drzwi 

Drugie pytanie znajdziemy w Księdze Jonasza. Spójrzmy na ikonę, która przedstawia Jonasza. Prorok leży pod krzaczkiem i jest zagniewany na Pana Boga. – Jego poza ukazuje nam jego śmierć duchową. To prorok, który zapowiadał zniszczenie Niniwy i jest zagniewany z powodu Bożego Miłosierdzia, które to miasto ma uchronić – tłumaczy o. Tomasz. Tajemnica Bożego Miłosierdzia polega bowiem na tym, by serce człowieka przekonać do Bożej miłości. To dlatego Bóg mówi do Jonasza: „A Ja nie miałbym żałować Niniwy, tego wielkiego miasta, w którym żyje więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi, którzy nie umieją rozróżnić między tym, co prawe, a tym, co lewe, a nadto wiele bydła?” (Jon 4, 11).

To wołanie Boga do człowieka, by człowiek pozwolił Bogu być Bogiem, by był to Bóg miłosierny. Bóg w nawet – wydawałoby się oczywiście dobrej dla człowieka sprawie zostawia mu wolną wolę. Człowiek szuka Bożej miłości, ale gdy w życiu już ją spotka, często jest wystraszony, nie przyjmuje jej, ucieka. Nieszczęściem człowieka jest, gdy robi to przez całe swoje życie. Obyśmy nie weszli w takie śmiertelne zagniewanie – mówi kaznodzieja.  I przypomina: „Ta miłość, Boże Miłosierdzie, domaga się naszej odpowiedzi. To miłość, która przychodzi mimo drzwi zamkniętych, ale tych drzwi nie wyważy. Gdy usłyszysz to pukanie, otwórz drzwi. Zbawienie domaga się twojego otworzenia drzwi. Bóg chce twojej wolności, bo bez wolności, nie ma miłości. Dominikanin zachęca, by pytanie z Księgi Jonasza nie zostało w naszym życiu bez odpowiedzi.  

Dwa słowa  

Stary Testament używa dwóch słów na opisanie Bożego miłosierdzia. Pierwsze hesed ma oddać relację wzajemnej życzliwości. To też synonim dobroci, wierności, miłości. Tę życzliwość podejmują dwie strony, zawiązuje się swoisty kontrakt. Bóg zawiera go ze swoim ludem. Hesed to również życzliwość, jaką ojciec kieruje się wobec swojego syna. To bardzo silna więź. Co jednak bardo ważne, w momencie, gdy jedna strona łamie ten kontrakt (a Izrael kilkukrotnie okazywał się niewierny), umowa nie wygasa. Hesed jest bowiem czymś dobrowolnym i określa łaskę. Bóg nie odwraca się od człowieka (ludu wybranego), mimo że ten nie wywiązuje się ze swojego kontraktu. Bóg mimo wszystko jest wobec Izraela wierny, jest wierny zawartemu z Izraelem przymierzu. Odnawia go ze swoim ludem, aż do ostatecznego, wiecznego przymierza. W ten sposób Bóg jest wierny samemu sobie, chce, pragnie, by człowiek był z nim w przymierzu. Jedynym warunkiem do trwania przymierza jest wola człowieka. Jeśli człowiek chce odnowić ten kontrakt, Bóg zawsze jest przy nim. Bóg zostawia mu wolność i czeka na jego wybór. Można zatem powiedzieć, że ten wybór, chęć przylgnięcia do miłości Boga, to nasza najważniejsza decyzja w życiu. 

Rembrandt Harmensz van Rijn „Return of the Prodigal Son”, fot. Wikipedia, Google Art Project

Drugie starotestamentowe słowo, która dopełnia obrazu miłosierdzia to rahamim. Posiada ono inne niż hesed zabarwienie. Poprzednie uwydatnia cechy wierności samemu sobie i „odpowiedzialności za własną miłość” (cechy – można powiedzieć męskie), rahamim już w swym źródłosłowie wskazuje na miłość matczyną (rehem to łono matczyne). Mówimy zatem o najgłębszej, pierwotnej bliskości, więzi, jaka łączy matkę z dzieckiem. To miłość szczególna, najsilniejsza, jaka można zaistnieć między ludźmi. Można o niej powiedzieć, że jest całkowicie „darmo dana”, „niezasłużona”, stanowi ona jakąś wewnętrzną konieczność: przymus serca.  

Rembrandt i jego dwie dłonie  

Ten przymus serca – w kontekście Bożego Miłosierdzia – jest jeszcze bardziej wzmocniony. O. Tomasz przywołał księgę Izajasza: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie!” (Iz 49, 15).  Na te starotestamentowe określenia zwracał uwagę też Jan Paweł II. Mówił o „wewnętrznej konieczności ukochania, która jest wręcz przymusem matczynej miłości”. Boża miłość jest zatem jeszcze większa niż matki do nowo narodzonego dziecka. Aż trudne do wyobrażenia! To oznacza palącą miłość, wyrywającą się z serca. To siła większa niż wszystko, co się temu sprzeciwia – opisuje dominikanin.  Hesed i rahamim odnajdują swoje odzwierciedlenie u Rembrandta w obrazie „Powrót syna marnotrawnego”. I tak wróciliśmy znów do Nowego Testamentu… Przypatrując się dokładniej obu dłoniom, widzimy, że jedna z nich ma wyraz bardziej kobiecy. Dłonie symbolizują właśnie hesed i rahamim. To ręce, które obejmują, tulą ukochane, odnalezione dziecko. Przymierze właśnie w tej chwili i w tym miejscu się odnawia, bez warunków wstępnych. Bóg Miłosierny czeka na człowieka, na jego „tak”. 

Rembrandt Harmensz van Rijn „Return of the Prodigal Son”, fot. Wikipedia, Google Art Project

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze