Bp Czaja: budujmy Kościół wspólnotowy, otwarty i służebny! [ROZMOWA]
Dziś odbędą się obchody 50-lecia diecezji opolskiej z udziałem episkopatu. Diecezja opolska ma niezwykły charakter, jest miejscem spotkania kultur i narodów. Zamieszkują ją w dużej części śląscy autochtoni, a nawet połowie parafii odprawiane są msze w języku niemieckim. Biskup opolski Andrzej Czaja przyznaje, że należy chronić tę wielokulturowość, a obecny jubileusz powinien być nie tylko okazją do świętowania, co impulsem do poważniejszej odnowy Kościoła – poprzez budowanie wspólnoty, głębsze zaangażowanie wiernych i misyjne wyjście na zewnątrz.
SENS JUBILEUSZU
Marcin Przeciszewski (KAI): Obchody jubileuszu 50-lecia diecezji opolskiej są już bardzo zaawansowane. Ksiądz Biskup zapowiadał, że jubileusz jest okazją do odnowy wiary… . Jak to sprawić?
Bp Andrzej Czaja, Biskup Opolski: Od początku w przeżywaniu jubileuszu towarzyszy nam hasło „Bliżej Boga-Człowieka”. Stanowi ono wezwanie, które wytycza kurs na dziś i jutro naszego Kościoła. Uświadamia nam zasadnicze zadanie, by stale podejmować trud zbliżania się do Jezusa, aby żyć z Nim w zażyłej relacji, ścisłej więzi z Nim i cieszyć się zjednoczeniem z Bogiem, aby mieć w sobie moc do okazywania miłości innym. Motywem pierwszym i wystarczającym takiego programu działania na przyszłość jest miłość Chrystusa ku nam, której krzyż jest wyrazistym znakiem, wręcz dowodem. Stąd i logo jubileuszu: w obrysie krzyża zarys Ukrzyżowanego. W ten sposób w przeżywaniu jubileuszu ujawniła się nam i krystalizuje się coraz bardziej wizja odnowy Kościoła na Śląsku Opolskim, co stanowi ważną zdobycz tego czasu.
Jubileusz to czas wyrażenia wdzięczności Bogu. Robimy to budząc pamięć wielkich dzieł Boga i odkrywając bogactwo dobra, jakie tu się wydarzyło i ma miejsce także i dziś. Dziękujemy też za ludzi, którzy ten Kościół budowali.
Ważnym elementem jubileuszu jest również wynagradzanie Bogu za nasze winy i prośba o przebaczenie. Kościół z okazji każdego jubileuszu czyni rachunek sumienia, czego przykład dał Jan Paweł II w 2000 roku. Wyrażamy skruchę by pojednać się z Panem i odnowić przymierze, co z kolei umożliwia nam spojrzenie z nadzieją w przyszłość. I właśnie w ten sposób rozpoczęliśmy obchody jubileuszu. W Wielki Piątek podjęliśmy trud wynagradzania Bogu za grzechy. Drugi akt żalu wyrażony w imieniu całej diecezji miał miejsce w czerwcu na dróżkach kalwaryjskich na Górze św. Anny – na zakończenie Roku Rodziny. Trzeci – nastąpił podczas diecezjalnych obchodów święta Podwyższenia Krzyża Świętego w formie nabożeństwa odnowienia Przymierza, z udziałem Prymasa Polski.
Od papieża Franciszka otrzymaliśmy w darze nie tylko łaskę odpustu na czas Złotego Jubileuszu, ale też jakże ważną podpowiedź na drogę odnowy Kościoła, można powiedzieć drogowskaz. Mam na myśli jego projekt przywrócenia Kościołowi synodalności, zwięźle wyrażony w temacie Synodu: „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo, misja”. Wiemy zatem, za co się zabrać: robić wszystko, by być „Bliżej Boga-Człowieka” i czynić Kościół bardziej synodalnym. Oto droga odnowy wiary i Kościoła, o którą Pan pyta.
Pielgrzymi mają też okazję przejść przez specjalną Bramę Jubileuszową.
– Tak w katedrze w Opolu wierni mieli tę okazję do połowy sierpnia. W kolejne niedziele zjeżdżali się wierni z trzech określonych dekanatów i tu – wraz z biskupem – powierzali się Boskiej Opatrzności i opiece Matki Bożej Opolskiej, przed jej cudownym wizerunkiem. Każda z parafii otrzymała Krzyż Roku Jubileuszowego wraz ze świecą. Inspiracją był diecezjalny Krzyż Światowych Dni Młodzieży, który w 2016 roku przekazałem młodzieży zgromadzonej na Górze św. Anny. Teraz stanął nam na nowo przed oczyma w związku z chęcią ukierunkowania obchodów jubileuszu na młode pokolenie. Czerpiąc z tego „młodzieżowego wzorca” przygotowaliśmy jubileuszowe krzyże z brązu i odlaliśmy ich tyle ile jest kościołów w diecezji, w sumie ponad 700. Są kładzione na ołtarzach, by wyrażać naszą jedność w Chrystusie, która domaga się od nas świadectwa w formie zgodliwego życia.
Od października wierni z duszpasterzami pozostałych jeszcze dekanatów przybywają do kościoła seminaryjnego, ze względu na remont katedry i nieprzewidziane odkrycia archeologiczne. Odsłoniły one posadzkę i piękne fragmenty absydy oraz filarów świątyni romańskiej z XIII wieku. Teraz potrzeba czasu i środków na dalsze badania i trudno przewidzieć, kiedy będziemy mogli powrócić do naszej katedry.
Przed nami szczególne wydarzenie na Górze św. Anny. 11 października uroczysta liturgia dziękczynienia za 50-lecie diecezji opolskiej, tym razem z udziałem całego Episkopatu Polski. Bardzo się cieszę z tego powodu. To ważna obecność. Konkretny wyraz uznania i wdzięczności dla ludu Bożego na Śląsku Opolskim. Tak to odbieram. Wydarzenie będzie powiązane z zebraniem plenarnym KEP w Kamieniu Śląskim. Natomiast zakończenie obchodów jubileuszowych nastąpi w uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata, 20 listopada br.
POJEDNANA ŚLĄSKA RÓŻNORODNOŚĆ
Przyjrzyjmy się specyfice Kościoła na Śląsku Opolskim, bo jest to ziemia dość wyjątkowa.
– Diecezja opolska, jak zresztą cały Śląsk, jest miejscem spotkania kultur i narodów. Na tym właśnie polega wyjątkowość tej ziemi. Cechuje ją niezwykła, jak na warunki powojennej Polski, wielokulturowość i wielonarodowość. Diecezja liczy 780 tys. mieszkańców. Jest tu największy w Polsce odsetek ludności niemieckojęzycznej.
Skąd to się wzięło?
– W X wieku Śląsk należał do Czech. Około 985 r. został włączony do polskiego państwa Piastów. Od 1335 r. wchodził w skład Królestwa Czeskiego, które od 1526 r. rządzone było przez Habsburgów. W roku 1742 Śląsk (poza drobnymi enklawami) został zajęty przez Prusy, by w 1871 r. znaleźć się w Zjednoczonym Cesarstwie Niemieckim. Po pierwszej wojnie światowej , plebiscycie i powstaniach śląskich wschodnia część Górnego Śląska włączona została do odrodzonej Polski, natomiast pozostałe ziemie śląskie w latach 30-tych ubiegłego wieku stały się częścią hitlerowskiej III Rzeszy. Z kolei po drugiej wojnie światowej i wskutek przesunięcia granic w Europie Śląsk wrócił do Polski.
Stale na tę śląską ziemię pogranicza (najpierw polsko-czeskiego, z czasem niemiecko-polskiego) przybywali przedstawicieli różnych nacji i kultur. Stworzyło to wyjątkowy tygiel kultur i narodów, a w ślad za tym miejscową świadomość Ślązaków. Zmieniała się przynależność państwowa, a wraz z nią nasilały się różne wpływy językowe i kulturowe. Ślązak związany był jednak zawsze ze swoim „Heimat”, ze swoją lokalną ojczyzną i równie silnie z Kościołem, głównie katolickim, gdyż ten przeważał, zwłaszcza na Górnym Śląsku.
A jaką rolę w kształtowaniu śląskiej tożsamości odgrywał język?
– Nie do końca wiemy jak to było w dawnych wiekach, ale co nieco możemy stwierdzić. Otóż, niemieccy osadnicy chłopskiego pochodzenia w ciągu wieków najczęściej przechodzili na język polski, a ściślej rzecz ujmując gwarę śląską. Natomiast mieszczaństwo śląskie mówiąc częściej po niemiecku, nosiło bez zawstydzenia polskie nazwiska. Do czasu przejęcia władzy przez Hitlera, nawet w małej miejscowości były dwie szkoły: niemiecka i polska. W III Rzeszy ten porządek zniszczono, a swego rodzaju kontynuacją tego procesu w Polsce ludowej był brak możliwości uczenia się języka niemieckiego w szkole socjalistycznej na Śląsku Opolskim. Z dużym uproszczeniem mogę też stwierdzić, że przed drugą wojną światową Odra stanowiła swoistą granicę między dwiema strefami językowymi na Opolszczyźnie. Na jej prawym brzegu ludność mówiła głównie gwarą śląską, która jest w znacznej mierze pochodną staropolskiego języka. Natomiast w lewobrzeżnej części Śląska zasadniczo mówiono po niemiecku, ale i tak większość uważała się za Ślązaków.
Po wojnie wielu z tych ludzi wysiedlono do Niemiec, część jednak pozostała. Na całym Górnym Śląsku (wraz z Opolszczyzną) pozytywnie zweryfikowano 850 tys. osób pochodzenia miejscowego, które nie zostały wysiedlone do Niemiec. Na miejsce tych, którzy uciekli przed frontem lub zostali wysiedleni, do 1950 r. przybyło ok. 260 tys. osób z Kresów Wschodnich i ponad 320 tys. z centralnej Polski oraz 60 tys. repatriantów z Francji, Belgii i Niemiec. Ci, którzy przybyli wraz z upływem czasu „wtopili się” w śląską tożsamość, mentalność i kulturę.
>>> Bp Czaja: najbardziej aktualnym tematem jest obecnie pomoc uchodźcom
Czy zamieszkiwanie obok siebie różnych narodowości nie stwarza problemów? W innych częściach Europy podobne sytuacje rodzą nierzadko silne napięcia…
– Rzecz jasna także i u nas nie brakowało napięć. W miarę upływu czasu i w znacznej mierze dzięki roztropnemu i pojednawczemu działaniu pasterzy Kościoła, lud zamieszkały na Opolszczyźnie coraz bardziej się integrował. U podstaw życia w zgodzie jest otwartość większości mieszkańców na inność drugiego. Dlatego charakterystyczny dla Śląska tygiel narodowościowy i kulturowy nie stwarza dziś większych problemów. Pojednana różnorodność jest naszą zdobyczą i upatrujemy w niej wielkie nasze bogactwo. Oczywiście mamy świadomość, jak wielkie zagrożenie dla niej stanowi nacjonalizm, niezależnie z której strony by przychodził. Dlatego musimy nieustannie czuwać i troszczyć się o formowanie w każdym otwartej tożsamości. Jest to zadanie nie tylko biskupa opolskiego.
A jakie konsekwencje dla pracy duszpasterskiej rodzi ta wielokulturowość?
– W około 200 parafiach, czyli w połowie, oprócz powszechnie sprawowanej liturgii w języku polskim, z różną częstotliwością sprawujemy liturgię w języku niemieckim. Trzeba dodać, że z roku na rok zapotrzebowanie na tę liturgię maleje i trudno się dziwić. Wymiera pokolenie tych, którzy mocno się troszczą o swoją niemiecką tożsamość i którzy chcą się modlić w „języku serca”. W wielu rodzinach o niemieckich korzeniach, czy zorientowanych dotąd bardziej proniemiecko, młode pokolenie nie troszczy się o rozwój „niemieckiej duszy”.
Ważnym miejscem w diecezji opolskiej jest Góra Świętej Anny. Jaką rolę odgrywa to sanktuarium?
– Św. Anna byłą babcią Pana Jezusa, a dziś pełni tu rolę łączniczki pokoleń, czego szczególnym wyrazem jest dynamiczny w ostatnich latach rozwój pielgrzymki rodziców z dziećmi, w pierwszą niedzielę lipca. Przez wieki Góra Świętej Anny była miejscem, gdzie się jednali Ślązacy, Niemcy, Polacy i Czesi. Obchody kalwaryjskie były tu przeżywane przez trzy dni, w jednym tygodniu modlono się po polsku, a w następnym tygodniu po niemiecku. Teraz pielgrzymuje tu lud Górnośląskiej Metropolii i przeżywa wiele uroczystości religijnych. W ramach odpustu Podwyższenia Krzyża Świętego, podczas tzw. nabożeństwa ze świecami, Ślązacy odnawiają tu, na „Górze ufnej modlitwy”, swoje przymierze z Bogiem. Co roku, w pierwszą niedzielę czerwca ma miejsce Pielgrzymka Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Przybywają Niemcy, Romowie i przedstawiciele różnych grup i stowarzyszeń pielęgnujących śląskość.
A skoro mówimy o relacjach Polaków i Niemców, to trzeba przypomnieć zasługi kolejnych biskupów opolskich w procesie pojednania obu narodów.
– Najpierw wspomnieć trzeba bp. Bolesława Kominka, pierwszego administratora Opolszczyzny po wojnie, który później jako kardynał miał olbrzymie zasługi dla pojednania polsko-niemieckiego. To on był autorem słynnego listu biskupów polskich do niemieckich z 1965 r.
Nie do przeceniania jest rola abp Alfonsa Nossola, biskupa opolskiego w latach 1977-2009 r. Jest on autochtonem, synem tej ziemi, czerpiącym z jej wielokulturowości. Mówił przez lata o potrzebie „wielorakiego pojednania” żyjących tu Polaków i Niemców. On tym żył i dlatego był tak skutecznym budowniczym mostów. Był też niezmiernie zaangażowany w duszpasterstwo ludności niemieckojęzycznej, czemu towarzyszyło wówczas wiele niezrozumienia. Nade wszystko wierzył, że pojednanie polsko-niemieckie jest możliwe. I ta jego wiara je budowała.
Warto też podkreślić, że ten styl działania abp. Nossola był wyraźnie wspierany przez Jana Pawła II. Dał tego wyraz przybywając z pielgrzymką na Górę św. Anny w 1983 r. Wypowiedział wówczas te znamienne słowa: „Ta śląska ziemia wciąż potrzebuje wielorakiego pojednania”.
A jak wygląda dziś współpraca z Kościołem niemieckim?
– Relacje były żywe przez dziesięciolecia. Obecnie nieco osłabły na skutek zmian w Kościele niemieckim, a głównie na skutek niemieckiej drogi synodalnej. Ale jest wciąż kilku biskupów niemieckich i są środowiska, w tym teologiczne, z którymi łączy nas współmyślenie i z którymi się kontaktujemy. 17 września miała miejsce pielgrzymka narodów w Zlatych Horach: niemieckiego, czeskiego i polskiego. Uczestniczyli w niej, jak zawsze od 1997 r., autochtoni ze Śląska, Niemcy, głównie z naszej diecezji, trochę pielgrzymów z Niemiec, a także Czesi jako gospodarze. Tym razem modlitwie przewodniczyli biskupi: Rudolf Pierskała z Opola i Martin David, administrator apostolski diecezji opawsko-ostrawskiej.
A jak prezentuje się dialog ekumeniczny, który był zawsze jedną z tutejszych specjalności?
– Duch ekumeniczny jest wciąż bardzo żywy. Współpraca jest bardzo dobra, zwłaszcza z Kościołem ewangelicko-augsburskim. Kiedyś zostałem nawet zaproszony do poprowadzenia dnia skupienia dla księży luterańskich. Mają tu sześć parafii, jest jedna parafia prawosławna w Kędzierzynie-Koźlu i wiele wspólnot zieloświątkowych. Bywa, że ktoś z innych Kościołów czy wspólnot chrześcijańskich uzyskuje doktorat na naszym Wydziale Teologicznym UO. Organizujemy międzynarodowe konferencje, już parę razy z udziałem kard. Kurta Kocha, który ostatnio otrzymał tytuł Doktora „Honoris Causa” Uniwersytetu Opolskiego.
Współpraca ekumeniczna jest intensywna na poziomie charytatywnym. Kościół ewangelicko-augsburski prowadzi w Opolu hospicjum, gdzie kapelanem jest nasz katolicki proboszcz. To jeden z przykładów ekumenii praktycznej, którą nietrudno rozwijać dzięki „otwartej tożsamości” mieszkańców Opolszczyzny.
Jedną z ważnych inicjatyw ekumenicznych jest Ekumeniczna Modlitwa Młodych organizowana w niedzielę podczas Tygodnia Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan. Gromadzi się wtedy na wspólnym nabożeństwie młodzież katolicka, protestancka, zielonoświątkowa i prawosławna. Przed tygodniem modlitw o jedność kieruję do wiernych stosowny list pasterski.
>>> Bp Czaja: pojednajcie się z Bogiem, by nie zmarnować zbawienia
W Opolu został otwarty pierwszy po wojnie wydział teologiczny na państwowym uniwersytecie. A właściwie wokół tego wydziału powstał Uniwersytet Opolski. Jak przebiegała niezwykła historia i jak ta placówka naukowa sytuuje się dziś?
– Była to inicjatywa społeczna, a głównym inspiratorem był abp Nossol. Stawiał sobie za zadanie, by lud tej ziemi mógł studiować na miejscu, u siebie – „w domu”. Inicjatywę wspierali wywodzący się ze śląskich autochtonów naukowcy i parlamentarzyści np. prof. Dorota Simonides. Abp Nossol zaproponował włączenie do przyszłego uniwersytetu Instytutu Teologiczno-Filozoficznego w Opolu, który był filią KUL.
Gdy arcybiskupa poproszono, aby przewodził dziełu i gdy zapytał, dlaczego jednak nie proszą kogoś ze świeckich profesorów, wówczas usłyszał: „Bo Ksiądz Arcybiskup jest jedynym, który tak naprawdę wierzy, że ten uniwersytet powstanie”. Można więc powiedzieć, że ta jego wiara w powodzenie przedsięwzięcia dokonała cudu powstania Uniwersytetu w Opolu.
Dziś Wydział Teologiczny UO należy do wiodących. Mamy solidną kadrę naukową, czego wyrazem jest uzyskanie przez wydział kategorii A w ramach ostatniej ewaluacji, rozwijamy współpracę zagraniczną, głównie z ośrodkami naukowymi w Niemczech, w Czechach. Wielkim uznaniem cieszy się nasz Instytut Ekumenizmu i Badań nad Integracją z siedzibą w Kamieniu Śląskim. Nie brakuje studentów, mimo kryzysu demograficznego. Jest to jeden z dobrych skutków ustanowienia i funkcjonowania w Opolu międzydiecezjalnego seminarium, które formuje alumnów dla diecezji opolskiej i gliwickiej.
KOŚCIÓŁ SYNODALNY
Ksiądz Biskup zapowiada budowanie Kościoła w duchu synodalnym. Jaki ma być synodalny Kościół przyszłości?
– Kiedy papież Franciszek ogłosił synod nt. synodalności Kościoła, uznałem to za szansę na wprowadzenie w życie myśli Soboru Watykańskiego o Kościele jako o wspólnocie ludu Bożego. Jest wiele solidnych opracowań teologicznych tej myśli. Jednak brakuje jej recepcji, wdrożenia w życie Kościoła. Pamiętam, że prof. Stefan Swieżawski, jeden z audytorów soboru, kiedy go zapytano, co jest najistotniejsze w spuściźnie soborowej, odpowiedział: „Wizja Kościoła wspólnotowego, otwartego i służebnego”. I taki Kościół chcemy tworzyć.
A jak ocenia Ksiądz Biskup dotychczasowe wyniki pracy synodu? Mamy za sobą etap diecezjalny, wraz z opracowaniem syntez?
– Mieliśmy okazję usłyszeć wypowiedzi płynące z głębi serca naszych wiernych – jak ufam – oświecone przez Ducha Świętego. W pochyleniu nad słowem Bożym uczestnicy spotkań synodalnych dzielili się własnym doświadczeniem i przeżywaniem wspólnoty Kościoła, zaangażowania w jego życie i misję. Ten ostatni wymiar dość mocno wybrzmiał. Mówiono o potrzebie większego udziału w życiu parafialnym i wychodzeniu do zagubionych.
A czy pojawił się problem niedocenienia laikatu przez duchownych, tak jak w syntezie krajowej.
– Problemem jest duża polaryzacja pomiędzy duchownymi a świeckimi. Warsztaty synodalne, w których uczestniczyłem zaczynały się od krytyki zastanego stanu rzeczy i padało wiele gorzkich słów. W drugiej części zastanawialiśmy się jak to zmienić. Wybrzmiewały głosy wyrażające troskę o przyszłość Kościoła i marzenia o Kościele na wskroś Bożym. Pomimo żółci i doznanego bólu widać było, że ludzie ci kochają Kościół. Właśnie z tej miłości do Kościoła „wykrzyczeli” to, z czym nie mogą się zgodzić, co w Kościele ich boli i rani. To bardzo cenne i wielce motywujące do podjęcia razem dzieła odnowy.
Okazało się też, że wierni Kościoła w Polsce są przywiązanymi do nauczania Magisterium Kościoła. Nie wypłynęły tematy, które były wiodące na Zachodzie takie jak np. zmiana nauczania moralnego, kwestia celibatu czy udział świeckich w wyborze biskupów.
Co teraz powinno się zrobić z tymi wnioskami, poza wysłaniem ich do Rzymu?
– Od pierwszej niedzieli Adwentu, w całej Polsce realizować będziemy program duszpasterski: „Wierzę w Kościół Chrystusowy”. Jedną z form realizacji programu ma być kontynuacja warsztatów i prac synodalnych. Widzę w tym dobrą okazję do wstąpienia na drogę przywracania Kościołowi synodalnego sposobu życia i działania.
W jaki sposób?
– Zacząć musimy od tego, że będziemy się gromadzić tak jak apostołowie w Jerozolimie. Spotykamy się i czytamy Słowo Boże, przywołujemy Bożego Ducha. Następnie wymieniamy myśli, słuchamy się nawzajem, dzielimy, by jak u początku Kościoła usłyszeć podpowiedź Ducha Świętego, jak ma funkcjonować parafia czy diecezja.
Tę drogę dobrze pokazuje dokument Międzynarodowej Komisji Teologicznej o synodalności. Chodzi o to, by przywracać Kościołowi pierwotny sposób życia i funkcjonowania. Dokument stwierdza, że „Synodalność jest szczególnym modus vivendi et operandi Kościoła, Ludu Bożego, który objawia i realizuje jego istnienie jako komunii, kiedy wszyscy jego członkowie idą razem, gromadzą się wspólnie i biorą czynny udział w swojej misji ewangelizacyjnej”. Podkreśla, że wszyscy członkowie Kościoła są aktywnymi podmiotami, a nie tylko przedmiotami ewangelizacji.
Przed laty abp Alfons Nossol starał się zmienić relacje pomiędzy hierarchią a wiernymi prosząc, aby nie całować pierścienia, nie tytułować go ekscelencją, itp. Tłumaczył, że jesteśmy braćmi i siostrami w wierze. Trzeba zacząć od rzeźbienia mentalności i budzenia świadomości, że wszyscy jesteśmy Kościołem. A skutkiem tego będzie rosnące poczucie odpowiedzialności. W ślad za tym możemy oczekiwać większego zaangażowania w misję.
A czy w funkcjonowaniu struktur w Kościele nie należałoby czegoś zmienić?
– Zacząć należy od dobrego funkcjonowania tych struktur synodalnych jakie istnieją. W każdej parafii powinna być rada duszpasterska i rada ekonomiczna. Chodzi o to, by proboszcz podejmował decyzje po zapoznaniu się z opinią rady, a nie samodzielnie, bez dialogu.
Analogiczne rady istnieją w diecezji: rada duszpasterska oraz rada kapłańska, których głos winien być brany pod uwagę przez biskupa. W ramach kurii utworzyłem też radę biskupią. W jej skład wchodzą wszyscy szefowie kurialnych wydziałów. To bardzo mi pomaga, bo decyzję podejmuję dopiero po wysłuchaniu różnych opinii.
>>> Papież: słuchanie i synodalność zakorzenione w życiu zakonnym
Rozumiem, że Kościół synodalny ma być zdolny do odpowiedzi na nowe wyzwania współczesności m.in. na przyspieszającą sekularyzację. Jak przedstawia się dziś religijność na Śląsku opolskim?
– Nic w historii Śląska nie niszczyło tak religijności jak współczesny materializm. Liczy się coraz bardziej „mieć”, a nie „być”. Widzimy spadek praktyk religijnych. Choć najtrudniejsze są ostatnie lata, to problemy z wiarą zaczęły się od czasu, kiedy Ślązacy zaczęli masowo wyjeżdżać do pracy w Niemczech. Ojcowie przestali być obecni w domu, co stwarzało ogromne problemy. Wyjeżdżając przestawali też najczęściej praktykować wiarę.
A jeśli chodzi o młodzież?
– Możemy mówić o galopującej laicyzacji młodego pokolenia. Po pandemii do kościołów nie wróciły dzieci i młodzież. Bywa, że rodzice nawet przychodzą na mszę, ale nie zabierają dziecka, gdyż ono ma tyle zajęć, że na kościół nie starcza czasu.
Co więc robicie?
– Na różne sposoby próbujemy nawiązać kontakt z młodymi. Dla młodych najważniejszy jest kontakt osobisty, potrzebują oni dobrego, osobistego kontaktu z księdzem. Duszpasterstwo masowe czy katecheza w szkole nie wystarczy. Decydujące znaczenie ma osobisty, bezpośredni kontakt. A skoro ten młody człowiek jest w okresie naturalnego buntu, to nie można od razu oczekiwać wzorcowego przestrzegania praktyk. Księżom powtarzam w kółko: Musimy ku nim wyjść a nie oburzać się, że nas nie chcą i załamywać, że nie ma spodziewanych owoców. Nic nie zastąpi bycia z nimi, może być to trudne, ale zawsze coś z tego zostanie. Jak nie masz młodych w kościele, to szukaj ich gdzie indziej. Organizuj inne przestrzenie, gdzie się z nimi spotkasz. Pamiętaj też, że wzrost daje Pan. Naszym zadaniem jest siać i uprawiać. I do takiego stylu działania musimy się wzajemnie przekonywać.
Dlatego kard. Wojtyła jeździł z młodymi na kajaki…
– I to każdy ksiądz powinien zrozumieć. By odpocząć nie powinien jechać na wyspy Bahama czy nie wiadomo gdzie. Powinien brać grupkę młodzieży i z nią jechać choćby w polskie góry. To jest podstawa budowania kontaktu z młodymi.
Dlatego podczas wakacji szedłem przez cztery dni Szlakiem Jakubowym w naszej diecezji. Formuła była prosta. Ogłosiłem, że idę i zapraszam na wspólną drogę. Poszła ze mną trzydziestka ludzi w różnym wieku, a przewinęło się około dwustu. Potwierdziło to, jak bardzo wierni chcą kontaktu z biskupem, bez pompy, która towarzyszy uroczystościom. Tym bardziej trzeba szukać nowych form docierania do młodych i nowych formy duszpasterstwa.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |