Bp Piotr Jarecki: synod to laboratorium chrześcijańskiego rozeznawania
„To jest specyficzny koniec, który powinien być nowym początkiem” – mówi w wywiadzie bp Piotr Jarecki w związku z zakończeniem diecezjalnego etapu synodu w archidiecezji warszawskiej. Jeżeli byśmy powiedzieli, że kończymy wraz z opracowaniem dokumentu syntetycznego to synod nie miałby większego sensu – wskazał warszawski biskup pomocniczy w rozmowie z Biurem Prasowym Archidiecezji Warszawskiej.
Swoje wnioski z procesu synodalnego przedstawiają też inne polskie diecezje.
ks. Przemysław Śliwiński, Anna Wojtas (BPAW): Dziś w Archidiecezji Warszawskiej zakończenie etapu diecezjalnego synodu. Kiedy startowaliśmy, Archidiecezja zapowiadała: “chcemy cię wysłuchać, zachęcamy, wypowiedz się”. Co Kościół warszawski usłyszał?
Bp Piotr Jarecki: – Jednym z głównych problemów zasygnalizowanych podczas konsultacji synodalnych jest relacja duchownych ze świeckimi i świeckich z duchownymi. To są nieraz dwa światy, za mało jest kontaktu między księdzem, biskupem a świeckim. Jeżeli nie ma tych głębokich relacji, to – jak to ktoś powiedział i to mnie bardzo przekonuje – biskup i prezbiter są bardziej funkcjonariuszami niż pasterzami. My w naszym gronie też często nie rozumiemy tej rzeczywistości komunii, autentycznej wspólnoty i że tę podstawową godność mamy taką samą – chrzcielną, wypływającą z chrztu świętego. Drugi problem, żebyśmy my, duchowni, kapłaństwo “hierarchiczne”, czyli służebne, rzeczywiście traktowali jako służbę kapłaństwu królewskiemu i kapłaństwu powszechnemu.
Kolejny problem, podjęty zresztą przez synod, to kwestia podejmowania decyzji: one dość rzadko są podejmowane w duchu synodalnym. Tylko jedna osoba czy grupa osób podejmuje decyzje, nie konsultując ich, także na poziomie parafii i diecezji. To duże wyzwanie dla biskupów i prezbiterów, żeby się otworzyć a dla świeckich, by się zaangażować.
Zatrzymajmy się na kwestii podejmowania decyzji i rozeznawania, bo to chyba istota “synodalności”. Podczas synodalnych spotkań uświadamialiśmy sobie, że synod to nie jest sondaż opinii społecznej, gdzie wysłuchane opinie, postulaty automatycznie albo wolą większości będą realizowane. Obok słuchania, drugim kluczowym elementem “synodalności” jest rozeznanie. Co realnie oznacza rozeznanie? Jak ostatecznie wygląda synodalne podejmowanie decyzji?
– Z rozeznaniem mamy problem. To jest i szansa, ale i wielkie wyzwanie, bo my jesteśmy początkującymi, moim zdaniem, w procesie rozeznawania. I dlatego postanowiłem sobie, na kanwie publikacji znanego autora Enzo Bianchi, poświęcić na naszym ostatnim diecezjalnym spotkaniu synodalnym więcej czasu temu problemowi. Tu nie chodzi o jakiekolwiek rozeznanie, ale o rozeznanie chrześcijańskie, we wspólnocie. Od czego trzeba zacząć?
Jeżeli poważnie potraktujemy to rozeznanie, w którym jak jesteśmy przekonani głównej roli nie odgrywa człowiek, wspólnota czy grupa społeczna, ale Duch Święty, to ono musi się na początku łączyć z nawróceniem nas wszystkich, z życiem w stanie łaski uświęcającej, ze świadomością, że przeze mnie może i chce przemawiać Duch Święty. To nie jest tak, że coś mi przyjdzie do głowy i ja to mówię. Czyli na początku konieczność autentycznego nawrócenia, następnie – nigdy w pojedynkę. Mówimy w teologii duchowości już mniej o kierowniku duchowym, ale o towarzyszeniu duchowym i rozeznanie musi się dokonać we wspólnocie Kościoła, a więc we wspólnocie parafialnej i diecezjalnej poprzez ciała reprezentatywne.
Tak samo pasterze, którzy z jednej strony wnikają w głos Ludu Bożego, ale później doszukują się, co Duch Święty chce nam powiedzieć. To rozeznawanie bardzo się łączy z rozeznawaniem znaków czasu i to trochę wychodziło podczas naszych konsultacji. I jeżeli tak podejdziemy do rozeznania chrześcijańskiego, to ono się bardzo różni od “rozeznania”, którym na co dzień się posługujemy.
Ta dynamika rozeznawania chrześcijańskiego różni się na przykład od dynamiki parlamentarnej. Bo tak jak tam większość zwycięża mniejszość, tak w rozeznaniu chrześcijańskim nie ma mowy o zwycięzcach i przegranych. I tutaj warto podkreślić tę nową zasadę, którą w “Evangelii gaudium” ukazał Ojciec Święty Franciszek – nie możemy się spieszyć, ponieważ rozeznać, co pochodzi od Ducha Świętego, a co pochodzi od demona, to nie jest taka prosta sprawa. Demon jest za inteligentny, żeby od razu się odkryć. On udaje, że człowieka prowadzi ku dobremu, i dopiero w czasie się okazuje, że dana inspiracja prowadzi do zła. Więc czas jest ważniejszy od przestrzeni. Ideałem byłoby, gdybyśmy doszli do konsensusu.
Przy pierwszych naszych spotkaniach były takie głosy: czy mój głos będzie uwzględniony? Tymczasem chodzi o to, żeby się zastanowić, czy ten mój głos był rzeczywiście bliższy prawdy niż ten, który usłyszałem od mojego brata czy mojej siostry. Potrzebna jest wspólna modlitwa, abyśmy w rozeznaniu chrześcijańskim doszli do prawdy polifonicznej. To nie jest jeden głos, to polifonia. Musimy się tego uczyć i synod jest na to szansą. Synod nazywam takim laboratorium chrześcijańskiego rozeznawania, gdzie zrobiliśmy pierwsze kroki.
Wróćmy do kolejnych problemów, które ujawniły konsultacje synodalne w archidiecezji.
– Jak widać, bardzo dużo problemów dotyczy relacji między duchownymi a świeckimi. Duchowny z jednej strony niechętny, zamknięty w sobie, nieraz bojący się kontaktu z ludźmi świeckimi z różnych powodów, a z drugiej strony świecki: pasywny czy zalękniony, albo obojętny. Musimy się uczyć autentyzmu w relacjach między nami. Widzę, że niestety stworzyliśmy trochę taki Kościół “klasowy”, czyli pierwsza klasa – duchowni, a druga klasa to większość, czyli świeccy. I ludzie mają tego świadomość, pytają co z tego wyniknie? Ważna jest też kwestia, były takie głosy wątpliwości, że porozmawiamy sobie, podyskutujemy, a i tak się nic nie zmieni. To miało by żałosne konsekwencje. Przede wszystkim zniechęcenia aktywnych wiernych, albo – co jeszcze gorsze – tworzenia kościoła paralelnego.
Na kanwie tego synodu trzeba podjąć także refleksję na temat młodzieży. Zamierzamy stworzyć rady duszpasterskie młodych ludzi. Młodzi najlepiej znają problemy swojego środowiska. Najbardziej przekonującym apostołem młodego człowieka jest drugi młody człowiek.
Chcemy też urealnić to, co jest fasadowe, ciała synodalne, które dzisiaj istnieją, ale tak jakby na papierze: rady kapłańskie, rady duszpasterskie, ekonomiczne, kapituły, żeby one rzeczywiście się włączyły w proces podejmowania decyzji. Widzę, że my także w Kościele, poszczególne środowiska, ograniczamy się do własnych baniek, także zrzeszenia.
Kiedy byłem w wydziale duszpasterskim to ze współpracownikami zaproponowaliśmy, żeby przynajmniej raz, dwa razy w roku wszystkie stowarzyszenia, grupy duszpasterskie spotkały się na wspólnej mszy świętej, gdzie będzie widać także w śpiewie różne style i żebyśmy się otworzyli na charyzmaty poszczególnych środowisk i się nimi ubogacali. Nie, nie wyszło, bo wiele tych środowisk myśli – my jesteśmy najlepsi, my najbliżsi ewangelii. A nie ma tej logiki otwarcia, komplementarności, której też musimy się uczyć.
Jeżeli synod ma wydać jakieś konkretne owoce to musi dojść także to pewnych zmian także na poziomie struktury i mentalności, która się wolniej zmienia. Dam przykład. Wedle prawa kanonicznego rada ekonomiczna jest obowiązkowa a rada duszpasterska jest fakultatywna. Przepraszam bardzo, ale to sprawy materialne są ważniejsze od duszpasterskich? Zróbmy tak, że jest konieczna także rada duszpasterska, żeby świeccy, którzy chcą i których zapraszamy uaktywnili się w rozeznawaniu wyzwań duszpasterskich konkretnej parafii czy konkretnej diecezji, bo my jako duchowni jesteśmy trochę odseparowani od tych realnych problemów, którymi żyje wspólnota. Wprowadźmy to! Czyli konieczne są też pewne zmiany prawne i one muszą zajść, i też strukturalne, bo synodalność to nie tylko kwestia mentalności, chociaż na tę mentalność kard. Grech bardzo zwracał uwagę, że to jest ważne, choć to praca na wiele pokoleń.
Instytucja synodu jest starożytna. Tzw. Synod biskupów, zwołany przez papieża, to XX-wieczne novum wprowadzone przez Pawła VI. A jednak obecny synod ma dwa nowe elementy – po raz pierwszy są tak szerokie konsultacje na poziomie diecezjalnym, a poza tym – jego tematyka odbiega od wcześniejszych tematów synodów rzymskich. Co według księdza biskupa jest nowością synodu “Ku Kościołowi synodalnemu: komunii, uczestnictwu i misji?
– To powrót do logiki Kościoła z Dziejów Apostolskich, do Kościoła pierwotnego i Kościoła pierwszego tysiąclecia, który był synodalny. Nie wiem czy organizowano takie synody, jak ten zwołany przez Ojca Świętego Franciszka, ale wtedy cały Kościół był synodalny. Jak powoływano prezbiterów czy biskupów? Wspólnota miała decydujący głos. Nieraz ten kandydat nawet się nie godził, ale wspólnota powiedziała: my rozeznajemy, że ty powinieneś być naszym prezbiterem, naszym biskupem.
Instytucję synodu biskupów powołał do istnienia Paweł VI i była to konsekwencja II Soboru Watykańskiego. Jednak dotychczasowe synody, oprócz synodu dotyczącego rodziny, były organizowane odgórnie. Sekretariat generalny synodu przygotowywał bez konsultacji w diecezjach czy parafiach, Instrumentum laboris, nad którym później delegaci poszczególnych Kościołów partykularnych dyskutowali, a Ojciec Święty na podstawie ich sugestii przygotowywał adhortację apostolską.
Natomiast teraz, już przy synodzie na temat rodziny i synodzie o synodalności zaproponował zupełnie inną metodę, metodę indukcyjną. Wszystko zaczyna się od wsłuchiwania się w głos Ludu Bożego
Najbardziej przeżyłem to w wymiarze diecezjalnym, ale także wtedy, gdy jako biskupi odwiedzaliśmy poszczególne dekanaty. Nie ocenialiśmy jeden drugiego, były różne głosy, głosy krytyczne, wyrażające lęki, nawiązujące do drogi synodalnej niemieckiej, ale każdy mógł się wypowiedzieć. Także środowiska homoseksualne, czy grupy tradycjonalistyczne mogły się wypowiedzieć. Wszystko musi zacząć się od wsłuchiwania się w głos Ludu Bożego, bo wierzymy, choć to jest trudne do zrealizowania, że cały Kościół nie może się mylić i przez niego przemawia Duch Święty, okazuje swoją wolę.
W dokumencie końcowym wybrzmiały wzajemne oczekiwania świeckich i duchownych wobec siebie. Czytamy m.in., że świeccy powinni uznać się za rzeczywiście “współodpowiedzialnych” za Kościół. Czy jest możliwa autentyczna współodpowiedzialność, bez ujmowania jej w cudzysłów?
– Jeżeli nie będzie relacji, nie będzie współodpowiedzialności wszystkich – duchownych i świeckich. Dzisiaj ta współodpowiedzialność jest bardziej rozwinięta w sprawach dotyczących administracji, w sprawach materialnych według kompetencji. Księża wiedzą, że mają w parafiach inżynierów od budownictwa, finansistów czy specjalistów w różnych dziedzinach i zwracają się do nich z prośbą, żeby pomogli. Natomiast bardzo rzadko w sprawach duszpasterskich. Nawet w najbardziej synodalnych parafiach, gdy pytałem świeckich: na jakie wyzwania duszpasterskie chcecie zwrócić uwagę, to słyszałem “księże biskupie, my to zostawiamy naszemu księdzu proboszczowi. On jest w tym specjalistą”.
Czy to nie jest czasem przejaw sklerykalizowania świeckich?
– Tak, można to tak nazwać, choć ja nazwałbym taką postawę budowaniem kapłańskiego monopolu duszpasterskiego przez świeckich. Oddanie tej dziedziny, ale potem, po cichu też krytykowanie. Uważam, że potrzeba nawrócenia i duchownych i świeckich. Świeccy nie są tacy aktywni i wyrywni, też chcą mieć święty spokój. W większości jednak, bądźmy szczerzy, księża się do tego przyzwyczaił, że świeccy traktują parafię, Kościół jako instytucję, która świadczy usługi religijne. Po prostu przychodzę i zamawiam, za jedne usługi płacę za inne nie, otrzymuję usługę i goodbye! Ale żeby się zaangażować?
Podczas każdego bierzmowania apeluję i proszę młodych, żeby umocnieni Duchem Świętym bardziej się zaangażowali w życie parafii i brali odpowiedzialność. Są kreatywni, dynamiczni, są w stanie wymyślić jakieś nowe formy duszpasterskie. I co z tego wychodzi?
Osobiście uważam, że nasz katolicyzm jest zbytnio ograniczony do kultu. “Zamawiam” sakramenty, “uczęszczam” na Mszę świętą. Ale czy ludzie mają świadomość, że uczestniczenie we Mszy świętej to nie jest tylko sprawa odprawiającego prezbitera, ale że oni także uczestniczą i całe zgromadzenie składa ofiarę Chrystusowi? My wszyscy jesteśmy podmiotami liturgii. A czy taki jest odbiór? Nie. Ksiądz odprawia a ja z boku jestem. Brakuje wymiaru wspólnotowego?
Synodalność to błogosławieństwo, bo to jest powrót do prawdy o Kościele, kim On jest. Po prostu musimy sobie uświadomić, w czym uczestniczymy, kim jest Kościół i kim jestem ja, jako członek Kościoła. To musi się zacząć wraz z przygotowaniem do chrztu świętego. A przygotowania do chrztu są często bardzo formalne. Zazwyczaj jest to jedno spotkanie, które dotyczy takich technicznych rzeczy: kto zapala świecę, kto zarzuca białą szatkę, natomiast nie mówimy o istocie. Czy uświadamiamy rodziców dziecka, na co się decydują? Na to wszystko powinniśmy zwrócić uwagę, bo to też służy synodalności.
Czy prace synodalne w Archidiecezji Warszawskiej rzeczywiście się kończą, skoro kończą się konsultacje synodu na poziomie diecezji?
– To jest specyficzny koniec, który powinien być nowym początkiem. Jeżeli byśmy powiedzieli, że kończymy wraz z tym dokumentem syntetycznym, to synod nie miałby większego sensu.
Ale działamy, czy czekamy na odpowiedź z Rzymu, zakończenie synodu?
– Moim zdaniem, nie czekamy. W duszpasterstwie powinniśmy stosować zasadę pomocniczości i nie powinniśmy czekać na dyrektywy Watykanu, który może zaproponować ogólne metody, ale konkrety musimy wypracować tutaj. Ojczyzną Kościoła Chrystusowego jest parafia i tam “synodalność”, której się uczyliśmy, powinna być od tej pory konsekwentnie rozwijana. Natomiast w wymiarze diecezji, ksiądz kardynał podjął decyzję, że niebawem powołamy nową radę duszpasterską, uwzględniając osoby, które były aktywne w pracach synodalnych, reaktywując niejako jej synodalne znaczenie.
Ale również uwzględniając metody? Te wszystkie zastrzeżenia, o których mówiliśmy, żeby struktury, które istnieją nie były wciąż fasadowe?
– Spotkania synodalne rady duszpasterskiej archidiecezji warszawskiej, to jedno. Dotychczas rada duszpasterska spotykała się, podejmowała jakiś temat, dyskutowaliśmy, ale to nie miało konsekwencji w duszpasterstwie. To w wymiarze diecezjalnym, ale w parafiach takim konkretnym owocem powinno być uaktywnienie i urealnienie struktur i ciał synodalnych, które teoretycznie są, ale nie działają.
Nie przewidujemy kontynuacji comiesięcznych spotkań synodalnych na poziomie diecezjalnym. Przemyślimy nowe formy cyklicznych spotkań członków nowej Diecezjalnej Rady Duszpasterskiej z przedstawicielami parafialnych rad duszpasterskich. Posłuży to rozwijaniu synodalnego stylu Kościoła zarówno w wymiarze parafialnym jak i diecezjalnym.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |