Tzu Chi, fot. Wikimedia commons

Buddyści przekazali uchodźcom z Ukrainy w Polsce ponad 66 mln złotych

W kilku miastach Polski pomoc uchodźcom z Ukrainy udzielają wolontariusze Buddyjskiej Fundacji Charytatywnej Tzu Chi z siedzibą na Tajwanie. Do tej pory przekazali środki o wartości przekraczającej 66 mln zł i nie wykluczają utworzenia biura w naszym kraju.

Fundacja Tzu Chi została założona w 1966 roku przez buddyjską mniszkę Cheng Yen, którą początkowo wspierała grupa kilkudziesięciu gospodyń, codziennie odkładających drobne sumy na pomoc dla potrzebujących rodzin. W ciągu kilkudziesięciu lat lokalna inicjatywa przekształciła się w największą organizację pozarządową na Tajwanie, którą wspiera około 10 mln osób na całym świecie, posiada przedstawicielstwa w 67 państwach oraz około sto tysięcy przeszkolonych wolontariuszy.

>>> 15,5 mln przesiedlonych Ukraińców to kobiety z dziećmi

Działania Tzu Chi

Do tej pory Tzu Chi prowadziła akcje pomocowe w 128 krajach całego świata, niosąc pomoc ofiarom wojen, katastrof i kataklizmów, zarówno poprzez działania doraźne, jak i budowę szpitali czy osiedli mieszkaniowych. Wśród 40 krajów, w których wolontariusze Tzu Chi obecnie niosą pomoc potrzebującym, jest Polska, która stała się schronieniem dla setek tysięcy uciekających przed wojną Ukraińców.

Mieszkającą w Niemczech Shu-Wei Chen, spotkaliśmy w Opolu, gdzie w hali sportowej wraz z innymi wolontariuszami fundacji, przy wsparciu samorządowców z kilkunastu gmin regionu, rozdawała przedpłacone karty płatnicze uchodźcom wytypowanym wcześniej przez ośrodki pomocy społecznej. Cały proces dystrybucji jest dopracowany w każdym szczególe – od przywiezienia autokarami osób z różnych krańców regionu, przez weryfikację danych, po zapewnienie kącika dla dzieci oczekujących na załatwiających formalności rodziców. Na olbrzymim telebimie oczekiwanie na zakończenie formalności umila ukraiński teledysk. Pod ekranem stoi fotografia założycielki fundacji, pod którą ukraińskie dzieci umieściły laurkę z żółtym i niebieskimi serduszkami. Nad całym procesem czuwa grupa ubranych w charakterystyczne uniformy wolontariuszy.

EPA/SERGEY KOZLOV

Wolontariusze z całego świata

„Skąd jesteśmy? Z różnych części świata. Do Polski przyjechali wolontariusze z 12 państw i trzech kontynentów. Po prostu, zgodnie z naszymi zasadami, jedziemy tam, gdzie cierpią ludzie, by nieść pomoc i miłość. Jedziemy, kiedy jest taka potrzeba i staramy się zapewnić odpowiednią obsadę tak długo, jak to jest konieczne. Nie interesuje nas polityka i religia wyznawana przez tych, którzy wymagają pomocy. Dla nas to cierpiący ludzie. Liczy się tylko idea wsparcia” – wyjaśnia Shu-Wei.

Jak podkreśla, w krajach, gdzie działa fundacja, często podejmuje współpracę z duchownymi różnych religii, wśród wolontariuszy są nie tylko buddyści, ale i chrześcijanie, muzułmanie i ateiści.

>>> Abp Heße: musimy wspierać Ukraińców, podkreślać, że to jest ich kraj, że są u siebie w domu [ROZMOWA]

Lublin i Opole

Zaraz po wybuchu wojny wolontariusze Tzu Chi trafili do Lublina, gdzie nawiązali współpracę z miejscowym uniwersytetem oraz placówką Caritas. Z czasem kolejne punkty pomocy pojawiły się m.in. w Poznaniu i Warszawie. Do Opola Tzu Chi trafiła za sprawą pochodzącej z Tajwanu Hui-Ju Chen–Atlas, która jest członkiem stowarzyszenia skupiającego polsko-tajwańskie małżeństwa.

„Fundacja szukała sposobu dotarcia do jak największej liczby potrzebujących. W naturalny sposób zwrócili się do członków tajwańskiej diaspory w Polsce. Tzu Chi to organizacja mająca już ugruntowaną na świecie pozycję. Bez wahania postanowiliśmy się przyłączyć do akcji razem z mężem i córkami” – wspomina Chen-Atlas, która oprócz pomocy w dystrybucji kart, służy w międzynarodowej ekipie jako tłumacz polsko-chińsko-angielski.

Do tej pory akcje rozdawania pomocy dla uchodźców z Ukrainy skupiały się głównie na potrzebujących, którzy trafili do dużych miast. W sumie Tzu Chi rozdała wśród uchodźców w Polsce karty zakupowe i przedpłacone o łącznej wartości przekraczającą 66 mln zł. W Opolu po raz pierwszy zdecydowano się na skoordynowanie akcji na obszarze kilkunastu samorządów regionu.

„W dużych miastach łatwiej przeprowadzić akcję chociażby ze względów logistycznych. Uchodźcy w małych miejscowościach mogą mieć problem z dojazdem, czy pozyskaniem informacji o miejscu, gdzie udzielana jest pomoc. U nas udało się zorganizować akcję, w której uczestniczy 15 gmin. Każda z nich typowała uprawnionych, przygotowywała listy, a następnie dowoziła wszystkich do miejsca dystrybucji kart. Dzięki współpracy udało się dotrzeć do kilku tysięcy uchodźców, z których część zatrzymała się w miejscowościach oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów od stolicy regionu” – powiedział Radosław Atlas.

fot. EPA/OLEG PETRASYUK

Tak długo, jak będzie potrzeba

Na pytanie, jak długo ochotnicy Tzu Chi będą pomagali Ukraińcom w Polsce, Shu-Wei Chen odpowiada z uśmiechem: „tak długo, jak będzie to konieczne”. Na razie fundacja nie ma biura w żadnym z państw dawnego byłego bloku komunistycznego, jednak jej przedstawiciele nie wykluczają, że stałe przedstawicielstwo Tzu Chi pojawi się w Polsce.

„Jesteśmy bardzo otwarci. W tej chwili współpracujemy z ponad 9 tysiącami organizacji pozarządowych na całym świecie. Nasza mistrzyni Chen Yen, pomimo 86 lat, czuje się doskonale i nadal uczestniczy w pracach fundacji, dając nam wszystkim przykład poświęcenia i oddania się idei wspierania bliźnich. W Polsce widzimy mnóstwo osób gotowych do niesienia pomocy, jak i wielu jej potrzebujących” – podkreśla Shu-Wei Chen. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze