Czasami warto zatęsknić
To zasada, którą wyznają znawcy przepisu na udanych związek – zarówno ci, którzy mogą pochwalić się długim i szczęśliwym pożyciem małżeńskim, jak i ci, którzy o to pożycie dbają niejako z zewnątrz (na przykład psychologowie). Ja jednak trafność tej zasady poznałem ostatnio także w relacji z Panem Bogiem.
Może oburzycie się – Drodzy Czytelnicy – że porównuję relację z Bogiem do związku człowieka z człowiekiem. Ja jednak spróbuję Was przekonać, że ma to sens. Zatęskniłem otóż nie za samą relacją z Bogiem, bo tę – mam nadzieję – cały czas mam. Codziennie z Nim rozmawiam, codziennie myślę, co chciałby mi powiedzieć. Zatęskniłem jednak za pewnym rodzajem tej naszej relacji. Otóż za spotkaniem w Jego Domu – w kościele, na zwyczajnej Mszy św. w dzień powszedni. Nie w niedzielę, nie w święto, po prostu – w dzień powszedni.
Głód Eucharystii
W drugiej połowie lipca miałem dość intensywny czas – zawodowo i prywatnie. Obecność w kościele ograniczyłem praktycznie do niedzielnych Mszy św. (może poza dwoma dniami powszednimi, ze względu wspomnienie bliskiego mi świętego). I co się stało? Pod koniec miesiąca poczułem głód Eucharystii i pragnienie spotkania z Bogiem. Poczułem, że czegoś mi brakuje, że mimo codziennej modlitwy, codziennych rozmyślań, codziennego Apelu Jasnogórskiego za pośrednictwem TV Trwam czegoś brakuje. Chwilę musiałem pomyśleć. O co chodzi? Nic przecież złego ani nowego w życiu mnie nie spotkało. Przeanalizowałem jednak mój ostatni tydzień i szybko zauważyłem, że dawno nie byłem w u Ojca, w Jego domu. Tak po prostu – rano przed pracą lub w ciągu dnia między obowiązkami, albo po całym dniu, by przyjść, spotkać się i porozmawiać. I już wiedziałem, czego mi brakuje. Jego żywej obecności. Na wyciągnięcie ręki.
Tę obecność trzeba poczuć
Jednocześnie ta sytuacja, uświadomiła mi, jak bardzo potrzebny jest ten budynek. Ten, czyli kościół (nasz parafialny czy każdy inny). Znamy argumenty niektórych „wierzących, ale niepraktykujących”, że do wiary nie jest im potrzebne uczęszczanie do kościoła. Wierzyć mogą wszędzie, modlić się też. Oczywiście, że tak. Jednak by mieć z kimś relację – na przykład z człowiekiem – potrzebujemy wspólnego miejsca, które nas jednoczy, które jest dla nas ważne. Miejsca, w którym na swój sposób możemy celebrować naszą relację (ulubiona restauracja, miejsce wyjazdu i po prostu dom, który dla naszego związku jest ostoją i bezpieczną przystanią). Tak samo kościół jest tym miejscem dla naszej relacji z Bogiem.
Pismo Święte mogę czytać i w domu, jednak nie zrobię tego z tak należytym szacunkiem i oprawą taką jak w kościele. Jednak – żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie tylko o formę chodzi. Przede wszystkim o treść. To po nią przychodzimy do kościoła. A tą treścią jest żywy Jezus – w postaci chleba i wina, a poza sprawowanymi Eucharystiami – także w tabernakulum. A to możliwe jest tylko w kościele. Nie zrozumieją tego ci, którzy w to nie uwierzą. A nie uwierzą ci, którzy tego nie poczują. Dlatego też tak ważna jest nasza obecność. Dzięki mojej małej nieobecności zrozumiałem dobrze, że Słowo Boże odczytane z ambony, obecność Jezusa w tabernakulum i w Komunii Świętej to nie jest tylko obrzęd, tradycja czy formułka. To żywa obecność Boga, a bez obecności mojej w kościele po prostu się jej pozbawiam. Na szczęście zatęskniłem.
Przyjść i pogadać
Lubię Msze św. latem. W kościele można znaleźć wtedy ochłodzenie przed spiekotą, jednocześnie mamy wtedy więcej okazji (dzięki wakacyjnym podróżom) do zajrzenia do różnych kościołów, w różnych zakątkach kraju i zagranicą. Lubię po prostu przyjść do Boga Ojca i z nim pobyć. Najlepiej oczywiście w czasie Eucharystii, ale dobrze jest też przyjść i poza nią. Posiedzieć, poklęczeć i pomodlić się (porozmawiać) w ciszy. Sam na sam. Kilka dni rozłąki przypomniało mi o tym, że On tam na mnie ciągle czeka. Jak dobrze mieć do kogo wracać…
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |