fot. cathopic

Czechy: brutalne prześladowania komunistyczne nie zniszczyły zakonów

O brutalnych prześladowaniach, którym byli poddawani zakonnicy i uczniowie szkół kościelnych w okresie reżimu komunistycznego przypomina w 71 rocznicę ich internowania portal Czeskiej Konferencji Biskupów – cirkev.cz. Jak zaznaczono, nie były one w stanie zniszczyć wiary ludzi, którzy poświęcili się Bogu, ale trzeba było wielu lat, by życie zakonne się odrodziło. W nocy z 13 na 14 kwietnia 1950 roku komunistyczne organa bezpieczeństwa wtargnęły do ponad dwustu klasztorów męskich, prowadzonych przez Kościół internatów i domów zakonnych w całej ówczesnej Czechosłowacji.

Akcję przeprowadzono w środku nocy przy akompaniamencie krzyków, przekleństw i szyderstw. Tzw. „akcja K” była przygotowywana od stycznia 1950 roku przez prezydium Komitetu Centralnego Partii Komunistycznej pod osobistym nadzorem sekretarza generalnego, Rudolfa Slánskiego. Klasztory miały zostać ewakuowane, a ich mieszkańcy odizolowani od społeczeństwa. Po zdobyciu pełni władzy w lutym 1948 r. komuniści postrzegali zakonników jako zagrożenie, obawiając się ich wpływu na społeczeństwo. W swojej propagandzie tworzyli fałszywy obraz klasztorów jako miejsc grzechu i lenistwa, gdzie przechowywane są skradzione bogactwa i broń, i ukrywane są tzw. „elementy antypaństwowe”. Podrzucali nawet broń do niektórych klasztorów, aby potem mogli je z wielką pompą „odkryć”.

>>> W Polsce jest więcej zakonników czy zakonnic? 

Jak wspomina liczący dzisiaj niemal 93 lata jezuita o. Ludwig Armbruster, wówczas student w jezuickiej szkole filozoficznej w Děčínie: „próbowali znaleźć wśród nas jakichś donosicieli. Skupili się zwłaszcza na braciach zakonnych, którzy nie studiowali. Na przykład obiecali znaleźć kobietę, z którą mogliby się umówić. Ale im się nie udało”.

Następny krok miał miejsce w marcu 1950 r., kiedy agenci państwowi zostali rozmieszczeni w klasztorach i szkołach zakonnych. Mieli oficjalnie zająć się sprawami finansowymi. „Komisarz nie robił nic specjalnego, tylko obserwował sytuację w klasztorze. Miał rozpoznać, kto jest kim, kto jest zwierzchnikiem, kto jest podwładnym i tak dalej” – opisuje sytuację salezjanin, Miloslav Frank, który uczył się wówczas w szkole Zgromadzenia Salezjańskiego. „Kiedy więc za miesiąc przyszli zlikwidować klasztor, wiedzieli już, kim są nasi przełożeni i odwieźli ich w inne miejsca niż nas”.

Fot. Flickr/LawrenceLewOP

Przypomniano, iż komuniści dobrze zdawali sobie sprawę, że planowana likwidacja zakonów i konfiskata ich majątku była działaniem całkowicie nielegalnym – nawet w porządku prawnym stalinowskiej Czechosłowacji Dlatego postanowili wcześniej oczernić wizerunek Kościoła. Zorganizowali zainscenizowany proces z udziałem dziesięciu wybitnych osobistości z szeregów zakonników. Na ławie oskarżonych zasiedli m.in. opat klasztoru premonstratensów Augustin Machalka, opat klasztoru w Želivie, Vít Tajovský, prowincjał jezuitów František Šilhan. Poddano ich torturom fizycznym i psychicznym, zmuszając, by przyznali się do fikcyjnych zbrodni przeciwko państwu czechosłowackiemu. Zostali skazani na wiele lat więzienia. Ich rzekome szpiegostwo i zdradziecka działalność została kłamliwie opisana w broszurze „Co się kryło za murami klasztorów”, opublikowanej w wielu tysiącach egzemplarzy.

Wszystko to wydarzyło się w Wielkanoc 1950 r. Pozostał tylko tydzień do napadu na klasztory. W następnych dniach policja kazała zarekwirować klasztorne dzwony, aby zakonnicy nie wszczęli w krytyczną noc alarmu.

>>> Powstanie pierwszy klasztor benedyktynów na Ukrainie

Niektórzy z ofiar komunistycznych represji zaznaczają, że ich przełożeni dowiedzieli się wcześniej o planowanej akcji bezpieki. „Nasz przełożony, profesor Valábek, wręczył każdemu cywilny garnitur i pięćset koron. Najwyraźniej dowiedział się z Urzędu Miejskiego, że tak się stanie, i znał również dokładną datę ”- mówi Bernard Boktor, który studiował teologię u salezjanów na Świętym Krzyżu nad Hronem (dzisiejsze Żar nad Hronem). O północy pod klasztor zajechały dwa autobusy. Agent StB zatrzasnął drzwi, obudził wszystkich i zaprowadził do pokoju wspólnego. Tam odczytali nakaz likwidacji klasztoru. Każdy mógł zabrać ze sobą jedną torbę i kołdrę. „Zanim wyszliśmy, profesor Valábek zaczął śpiewać hymn Christus vincit i wszyscy się przyłączyliśmy. Próbowali nam przeszkodzić, ale na próżno ”- wspomina Bernard Boktor.

Niekiedy agenci przejawiali pewne ludzkie uczucia: „Wstałem i włożyłem sandały na bose stopy. Estebák, widząc to powiedział: „Człowieku, ubierz się odpowiednio, nie wiesz, dokąd idziesz”, przypomina ówczesny student teologii Benedikt Vladimír Holota – franciszkanin z konwentu Matki Bożej Śnieżnej w Pradze. Ale ten sam policjant pozwolił mu zabrać ze sobą tylko dwie książki, brewiarz, który właśnie odmawiał i Pismo Święte.

Fot. Paweł Gomulak OMI/oblaci.pl

Wspomnienia zakonników z całej Czechosłowacji są w wielu punktach zgodne. Na przykład często mówią, że nie mieli pojęcia, dokąd ich zabierają, a wśród nich były obawy, że autobusy z zapieczętowanymi oknami zmierzają do syberyjskich gułagów.

Akcja K objęła łącznie 2376 zakonników z 219 domów zakonnych, pozostałe zakony męskie zostały zlikwidowane przez komunistów w drugiej fali dwa tygodnie później. Latem i jesienią 1950 r. nastąpiła likwidacja zakonów żeńskich. Noc z 13 na 14 kwietnia nazwano zakonną Nocą św. Bartłomieja, a na Słowacji także Nocą Barbarzyńców. Zajmowane budynki klasztorne były często niszczone przez państwo lub zamieniane na domy dla osób niepełnosprawnych. Rozgrabiono bezcenne dzieła z bibliotek klasztornych. W międzyczasie wypędzeni zakonnicy byli internowani w kilku klasztorach. Młodzi zakonnicy i studenci zostali oddzieleni od swoich profesorów i przełożonych, ale spotykali się z członkami innych zakonów. Podczas internowania musieli ciężko pracować, bez prawa do wynagrodzenia i nieustannie byli narażeni na nieco naiwne próby ich reedukacji przez reżim komunistyczny. Dość zabawne było na przykład szkolenie marksizmu-leninizmu, prowadzone przez agitatorów o niskim potencjale intelektualnym. Innym razem próbowano nasyłać na nich dziewczęta ze związku młodzieży, które miały ich odwieść od drogi powołania. Ale ogromna większość braci stawiała opór.

Wspierali się nawzajem, kapłani, którzy byli wśród nich, potajemnie odprawiali Mszę Świętą. Niektóre zajęcia, takie jak praca przy hodowli królików, pozwoliły im chociaż na chwilę „się zszyć” i studiować potajemnie. „Najpiękniejsze Święta Bożego Narodzenia spędziłem pośród braci wszystkich zakonów internowanych w Osku. Byli kapucyni, bracia mniejsi, redemptoryści, jezuici. To było niesamowite, to było coś”- wspomina Benedict Vladimir Holota.

Zajęcie klasztorów w Czechach i na Morawach odbyło się niemal bez oporu miejscowych mieszkańców, tylko w Ostrawie, Hodoňovicach koło Frýdku-Místku i Ořechovie wierni próbowali lekko protestować. Bardziej intensywne protesty miały miejsce na Słowacji. Na przykład w Podolíncu koło Lubowli około dwustu osób uzbrojonych w kije i kamienie próbowało uwolnić internowanych zakonników i studentów teologii, a policja rozproszyła ich gazem łzawiącym. Bernad Boktor wspomina, że procesja protestacyjna do klasztoru odbywała się tutaj prawie w każdą sobotę: „Wieś wiedziała, co się z nami dzieje, kto tam jest i dlaczego tam jesteśmy. Na przykład gromadzili się i szli do klasztoru, śpiewając pieśni maryjne ”.

Polscy benedyktyni, Tyniec, fot. PAP/Łukasz Gągulski

Jak wspominał nieżyjący już dominikanin, o. Jordán Jaromír Vinklárek, wśród kierownictwa Pomocniczych Batalionów Technicznych – struktury paramilitarnej, w której zmuszano do niewolniczej pracy młodych zakonników – najgorzej zachowywali się apostaci, którzy sami przeszli edukację kościelną. Potrafili uchwycić słabe miejsca. Kiedy znaleźli brewiarz lub Pismo Święte, wyrywali karty i wkładali do toalety.

Jednak wszelkie prześladowania wzmocniły wiarę braci zakonnych, podobnie jak ich determinację, by dochować złożonych ślubów. W obozach internowania i oddziałach pracy przymusowej kontynuowali swoje życie duchowe, starsi prowadzili i inspirowali młodszych, później na wolności zapewniali możliwość otrzymania potajemnie święceń kapłańskich i wspierali się nawzajem.

Chociaż Akcja K mogła wyeliminować zewnętrzne, materialne przejawy życia kościelnego i zakonnego, nie zniszczyła tego, co najważniejsze – wiary i poczucia przynależności do zakonu – przypomina portal Czeskiej Konferencji Biskupów – cirkev.cz. Zaznaczmy, że odrodzenie życia zakonnego w Czechosłowacji stało się możliwe dopiero po „aksamitnej rewolucji” w listopadzie 1989 roku i w następnych latach. Spory udział w tym procesie mają zakonni współbracia z Polski.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze