fot. youtube.com/DobaTV

Czy przyjmuje pani księdza? [FELIETON]

To pytanie na początku roku w Polsce słyszy niemal każdy. Usłyszałam i ja. Tzw. kolęda i historie z nią związane opisywane w rozmaitych mediach niejednokrotnie przyprawiają o dreszcze. Nie chcę mówić, że są zupełnie nieprawdziwe, ale chyba nie można też powiedzieć, by były nagminne. 

Tak, słyszałam o kopertowych stawkach, o tym, jak ksiądz uciekał z domu parafianki, bo chciała porozmawiać o kazaniu, o pouczaniu i moralizowaniu, o politykowaniu… ale wciąż nie mogę powiedzieć, by było to nagminne. 

W tym roku przyjmowałam księdza po raz pierwszy „na swoim”. Mieszkam w tym miejscu już od kilku lat, ale wcześniej były pandemiczne zawirowania, potem wypadł rok, w którym ksiądz nie chodził w mojej części osiedla. W tym roku padło na mnie. Jak było?  

>>> Ks. Oscar Nejman: kolęda „od domu do domu” ma duży sens. Jesteśmy jak pierwsi chrześcijanie

Ministrant erudyta 

Z pytaniem „czy przyjmuje pani księdza?” zapukał do moich drzwi ministrant tak ok. 10-letni. Odśpiewaliśmy wspólnie kolędę i czekaliśmy na księdza. Poczęstowałam go napojem. W międzyczasie miło porozmawialiśmy sobie o tym, jak wygląda kolęda w innych krajach, jakie wyznania dominują w poszczególnych państwach Europy.  

– Do tej pory drzwi otworzyło nam dwóch obcokrajowców, z Ukrainy – mówił ministrant. 

– Oni pewnie nie znają czegoś takiego jak odwiedziny księdza. Pewnie byli zaskoczeni, no nie? – zagaduję. 

– Tak, oni mają inną religię, podobną do prawosławia. 

– Są grekokatolikami. Wyglądają podobnie do prawosławnych, ale uznają szefowanie naszego papieża – mówię. 

– A wie pani, że w Europie, na przykład w Skandynawii, są protestanci, oni nie uznają papieża, ale często są bardzo wierzący. 

I tak sobie gawędziliśmy. Muszę przyznać, że byłam zaskoczona tym młodym chłopakiem, bo okazał się małym erudytą. To była prawdziwa przyjemność. 

fot. PAP/Magdalena Gronek

Z pożyczonym kropidłem 

Wystrój stołu, a w zasadzie stolika, miałam dość minimalistyczny. Bez białego obrusa, bo nie mam. Bez lichtarzy, bo nie mam. Bez specjalnego krzyża, bo nie mam. Bez specjalnego pojemnika i wody święconej, bo nie mam. Oczywiście pewnie mogłabym to wszystko kupić albo pożyczyć, ale pomyślałam, że skoro Bóg na co dzień z takimi moim sprzętami jakoś wytrzymuje i udaje mi się w tej prostocie z Jezusem spotykać, to właśnie tak też przyjmę księdza i się pomodlimy w moim wystroju. 

Prosty stolik, serwetka, na niej ceramiczna miseczka z wodą z kranu (ksiądz błogosławił ją przed poświęceniem mieszkania), obok świeca, ikona i pożyczone kropidło. Nie usłyszałam żadnych uwag, że „niegodnie”, czy mało „lichtarzowo”. Więc, jeśli ktoś nie ma „specjalnego sprzętu” – to myślę, że może zaryzykować to, że też ich nie usłyszy. 

>>> Kraków: kolęda we franciszkańskich klasztorach

Jak rozmawiać z księdzem? 

Wielu moich znajomych, którzy na co dzień nie mają kontaktu z księżmi i kojarzą ich głównie „zza ołtarza”  w czasie mszy i może raz w roku z biura parafialnego, czuje się skrępowanych, kiedy mają rozmawiać z duchownym. Nie wiedzą, o czym i jak mogliby z nim pogadać. Mają poczucie, że trzeba byłoby jakoś mądrze, w każdym razie mądrzej niż zwykle. Boją się, że ksiądz chce ich sprawdzać, więc trzeba znać jakieś prawidłowe odpowiedzi na pytania, których się nie zna. 

Z racji moich studiów i pracy mam codzienny kontakt z księżmi. Nie mam więc takich lęków. Mogę powiedzieć, że zasada jest dość prosta: im normalniej, tym lepiej. Udawanie zawsze męczy każdą ze stron. Można porozmawiać o książkach, o parafii, o otoczeniu, o ulubionych potrawach, można opowiedzieć jakąś historię rodzinną – najlepiej zabawną. Można zapytać księdza, jak on się czuje, co go cieszy, a co nie, czym się interesuje, skąd pochodzi itp. To zwykle trochę księży zaskakuje, bo rzadko są o to pytani. Częściej ludzie mówią do nich o sobie albo o problemach w parafii. Takie zainteresowanie się życiem księdza burzy w nas samych to przekonanie, że jesteśmy przesłuchiwani czy pouczani, a może sprawić, że naprawdę się spotkamy, że będzie między nami dialog. 

Oczywiście może zdarzyć się duszpasterz o szczególnie rozbudowanej potrzebie atencji, tudzież czujący wyjątkowo silny pociąg do wyrażania swoich opinii na każdy temat. Pewnie każdy z nas inaczej znosi takie zachowania, ale starajmy się nie brać ich do siebie. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby takie sytuacje się nie zdarzały… ale się zdarzają i jeśli się zdarzą… Nie z każdym przecież musimy „czuć chemię”, a wizyta duszpasterska przecież nie trwa w nieskończoność.  

>>> Jasna Góra: jak wygląda kolęda w klasztorze?

Słynna koperta 

Zapomniałam dać. Ksiądz nie upomniał się, ani nie trzasnął drzwiami z oburzeniem, gdy wychodził z mojego mieszkania. Czekałam, aż wyjdzie od sąsiadów i go złapałam. Stawił lekki opór przed wzięciem koperty. Ale pewnie gdybym nie goniła go po korytarzu, to też nic by się nie stało. 

Czy są księża, którzy się dopominają o ofiarę, bo remont, bo potrzeby? Oczywiście. Ale jeśli tak uczciwie popytamy znajomych to „gonienie księdza z kopertą” nie jest odosobnione. Sama kilka razy słyszałam, że ktoś zapomniał dać, czy też zdarzyło się to moim rodzicom, kiedy byłam dzieckiem i nigdy nie było tak, że był to jakiś problem. A jeśli by się zdarzyło… chciałabym się na koniec pomodlić z księdzem o wolność od przywiązań. 

Przyjmować księdza 

Muszę przyznać, że miałam też taką myśl, że to „przyjmowanie księdza” może mieć nieco inny wymiar.  

Skoro Bóg przyjmuje nas takimi, jakimi jesteśmy, bez wstępnych warunków, bez założeń, i skoro my, chcąc naśladować Chrystusa, także powinniśmy w ten sposób robić, to możemy także chcieć przyjąć księdza – takim, jakim on jest. Z jego „fajnością”, ale też z tym, co jest jego biedą. A wiemy, że tylko takie otwarcie się na drugiego człowieka, takie ryzyko otwarcia się, może sprawić, że uda nam się spotkać tak naprawdę, że uda nam się chociaż trochę nawiązać więź. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze