Dialog czy misja?
Sobór Watykański II otworzył nowy rozdział w relacjach Kościoła katolickiego z wyznawcami innych religii. Deklaracja „Nostra aetate” – jeden z ważniejszych dokumentów soborowych – wskazała dialog międzyreligijny jako nową drogę Kościoła.
Wzajemne poznanie, wyzbycie się stereotypów i uprzedzeń, budowanie lepszego świata i zgłębianie Bożego planu zbawienia – to racje, które uzasadniają obrany kierunek. Dialog prowadzony odtąd przez Kościół przybiera różne formy: dialog życia polegający na dobrosąsiedzkich relacjach wyznawców różnych religii, dialog dzieł – wspólne zaangażowanie na rzecz pokoju, sprawiedliwości czy obrony praw człowieka, dialog duchowy wyrażający się w spotkaniach modlitewnych i dialog teologiczny podejmowany przez teologów i uczonych, polegający na wymianie poglądów na temat prawd wiary.
Dialog międzyreligijny
Idea dialogu międzyreligijnego budzi jednak spore kontrowersje w środowiskach tradycjonalistycznych. Padają oskarżenia o relatywizm i kwestionowanie podstawowych prawd wiary, ukazywane są zagrożenia dla tożsamości chrześcijańskiej, padają zarzuty, że Kościół odszedł od nakazu misyjnego Chrystusa i traktuje wszystkie religie jako równorzędne drogi do zbawienia. Tymczasem Kościół w swych dokumentach wciąż podkreśla aktualność posłania misyjnego i w żadnym wypadku nie traktuje dialogu zamiennie z działalnością misyjną. Dialog międzyreligijny nie jest alternatywą głoszenia Chrystusa, ale istotnym składnikiem misji ewangelizacyjnej.
Dlatego przeciwstawienie: „Dialog czy misja” jest tak naprawdę bezzasadne, gdyż Kościół wskazuje, iż są to dwa ściśle połączone poziomy posłannictwa ewangelizacyjnego. Działalność misjonarska opierająca się na dyskredytowaniu zastanej religii może prowadzić do wątpliwych rezultatów. Smutne jest, kiedy człowiek przyjmujący chrzest musi uznać, że jego rodzice, dziadkowie i bliscy żyli w błędach, oddawali cześć złu i prawdopodobnie nie będą zbawieni. Poza tym konwersje na chrześcijaństwo mogą w tym przypadku budzić wątpliwości: czy jest to opowiedzenie się „za” Chrystusem, czy może raczej opowiedzenie się „przeciw” swojej dotychczasowe religii? Nieraz możemy spotkać się z postawą neofitów, którzy z wielkim zaangażowaniem oddają się krytyce religii, w której wyrośli. Często w środowiskach chrześcijańskich są oni traktowani jako znawcy danej religii i ich głos ma rangę autorytetu. Zastanowić się można, czy zgodzilibyśmy się na kreowanie osób, które wystąpiły z Kościoła, jako znawców chrześcijaństwa?
Przyjęcie Ewangelii
Jeden przykład. W 2008 r. głośnym wydarzeniem był chrzest byłego muzułmanina Magdiego Allama. „Uwolniłem się od ideologii nienawiści, która uprawomocnia kłamstwo, okrutną śmierć oraz ślepą tyranię” – ogłosił zaraz po swym chrzcie Allam. Jego liczne wypowiedzi, w których ostro atakował swoją byłą religię, przysporzyły mu sławy i uczyniły w oczach wielu ekspertem od islamu. Tymczasem po kilku latach Allam wystąpił z Kościoła, podając powód swojej decyzji. Było nim dialogiczne stanowisko Kościoła wobec islamu, zwłaszcza postawa Jana Pawła II i Franciszka. Magdi Allam ogłosił, że nie wierzy już w Kościół, który zamiast potępić islam, uznaje go za prawdziwą religię. Retorycznym niech pozostanie pytanie, czy wybór chrześcijaństwa był w tym przypadku wyborem „za” czy „przeciw”…
O wiele głębsze wydają się być te nawrócenia, kiedy człowiek nie potrzebuje uzasadniać swej decyzji krytyką dotychczasowej religii, ale potrafi odnieść się do niej z szacunkiem i docenić obecne w niej wartości. Już w starożytności chrześcijańskiej ukształtowane zostało pojęcie preparatio evangelica, pozwalające postrzegać elementy występujące w innych kulturach i religiach jako przygotowanie ludzkich serc i umysłów do przyjęcia Ewangelii.
Roman Brandstaetter, polski Żyd i wybitny pisarz, który przyjął chrzest w Kościele katolickim, podkreślał zawsze swoją żydowską tożsamość i nie pozwalał nazywać się nawróconym Żydem. Był bowiem nie „nawróconym”, ale „spełnionym” Żydem, którego do Jezusa doprowadziła właśnie religia judaistyczna. Co prawda relacja judaizmu z chrześcijaństwem jest wyjątkowa, ale dogłębna refleksja nad innymi religiami niechrześcijańskimi może także ukazać obecne w nich ślady Chrystusa. Thomas Merton odnajdował je w buddyzmie, Bede Griffiths w hinduizmie, a Louis Massignon i Christian de Cherge w islamie. Dialog interreligijny pozwala odkryć i nazwać po imieniu te elementy, które już ojcowie Kościoła określali jako semina Verbi – ziarna Słowa zasiane w religiach niechrześcijańskich. Głoszenie Chrystusa, który w sposób ukryty, często symboliczny, już jest obecny w ich świętych księgach, prawdach i obrzędach, na pewno ułatwi hinduistom, buddystom czy muzułmanom Jego przyjęcie. Nie będzie to wtedy decyzja przeciw wierze, w której wzrastali, ale jej dopełnienie.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |