Dla Boga nie jesteśmy beznadziejni
Jestem mistrzem w grzeszeniu i przypuszczam, że nie tylko ja. Mało co mi w życiu tak „wychodzi” jak grzechy. Najlepiej widać to w spowiedzi, kiedy tak często wracam z tymi samymi sprawami. Czy to znaczy, że jestem beznadziejny?
Ostatnio pewien mądry ksiądz powiedział mi, że nigdy żaden grzech go na dłużej nie opuścił. Zawsze do niego w końcu wracały, i to dość szybko. I mówił to z ulgą. Bo dzięki temu nie wpadł w pychę. Nie poczuł, że jest lepszy, bo już od dawna jakiegoś grzechu nie ma. Coś w tym jest, bo sam widzę, jak bardzo „dumny” czuję się, gdy jakiś grzech znika z mojego życia. I potem nagle tracę czujność – i ten grzech z nieoczekiwanej strony znowu uderza. I wtedy łapię się na tym, że zabrakło mi pokory i zjadła mnie pycha. Mogę pewnie wiele takich sytuacji w życiu przywołać. Zdarzyło mi się nawet, że grzech wrócił do mnie po kilkunastu latach – a ja myślałem, że sprawa jest dawno temu raz na zawsze załatwiona. I tak, czułem się lepszy. Czyli grzeszyłem przede wszystkim pychą. A jak grzech powrócił, to czułem ogromny wstyd i zażenowanie. Było mi głupio, że właściwie Zły nie musiał się za bardzo starać, podszedł mnie bardzo łatwo. Wystarczyło, że sobie uświadomiłem, że jestem wolny od jakiegoś grzechu…
>>> „Człowiek wierzący zawsze ma z czego się nawracać” – polscy biskupi na początek Wielkiego Postu
Pozbawiony nadziei
Ciągłe powtarzanie się tych samych grzechów może urodzić w nas myśl, że jesteśmy beznadziejni. Bo przecież staramy się, chcemy się poprawić, a w końcu i tak nie wychodzi. I do konfesjonału wracamy dokładnie z tymi samymi sprawami. Schemat, który powtarza się pewnie w życiu każdego z nas. Tak, jakbyśmy po drodze niczego się nie nauczyli. Czujemy, że jesteśmy beznadziejni. Warto skupić się na znaczeniu tego słowa. Bo „beznadziejny” to po prostu „pozbawiony nadziei”. A brak nadziei to brak sensu. To poczucie bycia nijakim. Czy tak właśnie mamy się czuć? Czy mamy prawo powiedzieć o sobie, że jesteśmy beznadziejni, bo na okrągło wciąż w ten sam sposób łamiemy każde z przykazań? Czy taka surowa ocena jest wskazana? A może – odwrotnie – lepiej się usprawiedliwiać i zrzucać wszystko na to, że „jesteśmy tylko ludźmi”? A przecież ludzie są istotami grzesznymi…
>>> Te grzechy surowo potępiał o. Pio
Jak patrzy na nas Bóg?
Myślę, że nie warto skupiać się na żadnej z tych dróg, bo każda z nich powoduje, że skupiamy się przede wszystkim na samym sobie. Tymczasem najważniejszym punktem odniesienia powinien być dla nas Bóg. I tu z pomocą przyjdzie nam myśl, którą ostatnio usłyszałem podczas jednego z kazań. Otóż, ksiądz zwracał uwagę, że nieważne jest dla Boga to, jacy jesteśmy. Nasza grzeszność Go nie obchodzi. Dla Boga bowiem nigdy nie jesteśmy beznadziejni. Choć my sami możemy tak siebie postrzegać, to Bóg tak na nas nie patrzy. On nie odbiera nas jako beznadziejnych. Bóg zawsze widzi w nas konkretną wartość. Dla Niego zawsze coś znaczymy. W Jego oczach zawsze jesteśmy wartościowi. I to pomimo tego, jak bardzo czarna i brudna jest nasza codzienność. Jak bardzo uzależnieni jesteśmy od naszych grzechów i grzeszków. Bóg o każdym z nich doskonale wie – nawet jeśli próbujemy ukryć je przed całym światem. Przed Jezusem grzechów nie ukryjemy. Ale On widzi naszą wartość pomimo tych grzechów. Największe duchowe zbrodnie nie są w stanie zabić w Bogu miłości do nas.
>>> Jak odróżnić pokusę od grzeszenia myślą?
Zawsze jest
Nie jesteśmy dla Boga beznadziejni, bo On nas kocha miłością, która pokonuje barierę zła, grzechu, słabości, niedoskonałości. Kocha nas w pełni i o tym opowiada Pascha, do której przeżywania się teraz przygotowujemy. On umarł i trafił na krzyż, a potem zmartwychwstał – żeby nas zbawić. Żeby każdemu z nas dać szansę na bycie z Nim w życiu wiecznym. Choćby wszyscy wokół nas skreślili – i uznali właśnie za beznadziejnych – to On nigdy nas za takich nie uzna. Choć może wszystko, to nie pozwoli sobie na to, by nas skreślić. Zawsze daje nam kolejną szansę i jest obok nas. Właśnie, obecność. To drugie słowo, które tak uderzyło mnie podczas wspomnianego kazania. Boża obecność w naszej codzienności. To największy dar, którym Pan obdarza nas każdego dnia. Czasem jesteśmy tak zaślepieni, że tej obecności zwyczajnie nie czujemy. Wydaje nam się, że Go obok nas nie ma. Albo że w ogóle Go nie ma. Jest tak, bo próbujemy żyć bardzo na przekór Bogu, układać życie pod siebie. Ale nieprawdą jest, że Go wtedy nie ma. On jest przy nas. Zawsze jest. Mogą nas opuścić nawet najbliżsi ludzie. Ale nigdy nie będziemy szli sami – bo zawsze będziemy szli z Nim. Dobrze mieć tę świadomość i pracować z nią co dzień. Owszem, Bóg jest też obok tych, którzy Go odrzucają, którzy w Niego nie wierzą czy nawet Go nie znają. Ale jeśli my Go znamy i wierzymy w Niego, ale też Mu – to możemy wiele osiągnąć. Bóg nas nigdy nie opuści, zawsze będzie obok. Niezależnie od tego, jak bardzo będzie towarzyszyło nam poczucie beznadziejności. Niezależnie od tego, jak często i jak ciężko będziemy grzeszyć. Bo w słowniku Jezusa beznadziejności nie ma, albo jest w dziale ze słowami science fiction.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |