fot. EPA/BRAIS LORENZO

Dnia świętego nie zeświecczyć. Doceniać wartość Eucharystii [MISYJNE DROGI]

Ile razy zachwyciliśmy się czymś „od pierwszego wejrzenia”, a kiedy stało się to naszą własnością, to prędzej czy później wielki zachwyt minął? Nie dotyczy do tylko dzieci, których entuzjazm związany z nowymi zabawkami trwa tak długo, dopóki zabawki te są nowe.

Sądzę, że każdy z nas ma w swoim otoczeniu wiele przedmiotów, które by mogły zaśpiewać za Katarzyną Kowalską: „ciskasz mnie w kąt, jak starą rzecz…”. Czy podobnej postawy nie przyjmują wierni, którym spowszedniała Eucharystia? Idą niejako z przyzwyczajenia, powtarzają znane słowa – najlepiej w ślad za kantorem, bo gdy go zabraknie, to odpowiedzi już nie są tak oczywiste. Z letargu wybudzają się, gdy kapłan wybierze inną niż zwykle modlitwę eucharystyczną i słyszą nie to, czego się spodziewali…

>>> Dzień święty i odpoczynek [MISYJNE DROGI]

A może… trzeba przyznać, że mamy za dobrze – dlatego bywa tak źle? Moja śp. babcia Jadzia wspominała
swoje niedzielne i świąteczne wyprawy (bo tak trzeba je nazwać) do kościoła. Niezależnie od pogody, bez
samochodu musiała przejść cztery kilometry w jedną stronę. Słowa babci ożyły w mojej pamięci, gdy
czytałam o liturgii na misjach. Tam wciąż zdarza się, że aby dotrzeć do najbliższego kościoła, trzeba przejść wiele kilometrów. Lub trzeba czekać na przyjazd misjonarza. A to może oznaczać Eucharystię odprawianą jedynie raz na miesiąc lub rzadziej. Załóżmy, że już doczekaliśmy się lub dotarliśmy na miejsce – msza święta trwająca trzy godziny albo dłużej? Raz w roku w wigilię paschalną zdarza się
i u nas, ale żeby tak co niedzielę…? Żeby to zrozumieć, warto przytoczyć tych, którzy doświadczają wyczekanych spotkań przy stole Słowa i Chleba, czyli słowa misjonarzy. Mówią oni wręcz o „głodzie Eucharystii”. Głodzie, który sprawia, że to nie msza święta jest podporządkowana grafikowi, ale
wszelkie inne zajęcia i obowiązki ustępują temu wyjątkowemu spotkaniu łączącemu niebo z ziemią.

Miłośnik Eucharystii, bł. Carlo Acutis, określił ją mianem autostrady do nieba. Można stwierdzić, że w krajach misyjnych czasem Eucharystia ma tyle wspólnego z autostradą, że zarówno pierwsza, jak i druga jest rzadko dostępna. Z drugiej jednak strony, czyż zazwyczaj droga wiodąca przez misyjne szlaki nie zmusza do większej uważności, starannego stawiania kolejnego kroku? Czy nie stwarza przy tym okazji do zachwytu nad urokami okolicy? Można odnieść wrażenie, że to właśnie Eucharystie sprawowane na misyjnych ołtarzach stają się szczytem życia wiernych – celem, do którego oni zmierzają, a nie – miejscem usługowej obsługi podróżnych przy splocie autostrad. Nie dość, że jednym z wielu, to jeszcze nie zawsze przyciągającym uwagę banerami, promocjami.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Eucharystia jest nie tylko szczytem, ale także źródłem życia chrześcijańskiego, w które wpisany jest nieodłączny wymiar misyjny. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus – patronka misji – stwierdziła niegdyś, że „gdyby ludzie znali wartość Eucharystii, ruchem u wejścia do kościołów musiałyby kierować służby porządkowe”. Wtedy by też mogło okazać się, że zapał misyjny zapłonie w wielu sercach, skoro każda
msza święta kończy się rozesłaniem. Dla dobra własnego – tu i teraz, ale i w wieczności, a także dla dobra tych, do których jeszcze nie dotarła Dobra Nowina – doceniajmy wartość Eucharystii! Odkrywajmy ją wciąż na nowo, zachwycajmy się skrywaną w niej tajemnicą miłości Boga do ludzi! Niech staje się ona chlebem naszym powszednim, a jednocześnie pomoże „dnia świętego nie zeświecczyć”.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze