Fot. Facebook Duszpasterstwo Niesłyszących we Wrocławiu

Duszpasterz niesłyszących: dzięki temu powołaniu uporządkowałem głoszenie Słowa Bożego i kazań [ROZMOWA]

„Pan Bóg wystawił Abrahama na próbę”. Wyjaśniając to zdanie w języku migowym – można zrozumieć, że Bóg przygotowuje przedstawienie, do którego odbywa się próba, w której bierze udział Abraham. Przetłumaczyć lekcjonarz niesłyszącym nie jest łatwo. Zadania tego podjął się ks. Tomasz Filinowicz wraz z prowadzonym przez niego Duszpasterstwem Niesłyszących i Niewidomych Archidiecezji Wrocławskiej, który w rozmowie z Karoliną Binek opowiada m.in. o tym, o spowiedzi Głuchych i przygotowywaniu dla nich kazań.

Karolina Binek (misyjne.pl): Duszpasterstwo niesłyszących i niewidomych Archidiecezji Wrocławskiej ma długą historię?

Ks. Tomasz Filinowicz: Duszpasterstwo powstało w 1952 roku, kiedy misjonarz oblat – ojciec Józef Tomys OMI zaczął współpracować z niesłyszącymi. A niesłyszący do Wrocławia przyjechali po drugiej wojnie światowej między innymi ze Lwowa. To oni tworzyli struktury organizacji Polskiego Związku Głuchych i szukali kapłana, który będzie im posługiwał. Stał się nim wspomniany oblat i zaczął odprawiać dla nich mszę świętą.

W którym roku Ksiądz dołączył do duszpasterstwa? Wcześniej przez długi czas miał Ksiądz kontakt z niesłyszącymi?

– Trafiłem tutaj z powołania. Zostałem powołany przez biskupa. (śmiech) Kiedy byłem diakonem w seminarium, rektor dał możliwość dwóm klerykom z naszego rocznika wyjechać na kurs języka migowego, który odbywał się w czasie wakacji. Razem z kolegą zgłosiłem się z ciekawości, nawet niewiele się nad tym zastanawiając. Wydawało mi się wtedy, że to moja jednorazowa przygoda z językiem migowym, właściwie bez kontaktu z niesłyszącymi. Później miałem rok przerwy. Przyjąłem święcenia prezbiteratu w 2008 roku i zostałem posłany do Oławy, gdzie zobowiązano mnie do odprawiania raz w miesiącu mszy dla niesłyszących. Początek był dla mnie bardzo trudny. Dopiero trzy lata później przeprowadziłem się do Wrocławia już jako diecezjalny duszpasterz niesłyszących i zacząłem pracować w szkole, w której na co dzień miałem kontakt z niesłyszącymi. W międzyczasie zrobiłem jeszcze różne kursy języka migowego. Ale dopiero codzienny kontakt z posługującymi się tym językiem, dał mi biegłość językową.

Co najbardziej księdza zaskoczyło po rozpoczęciu współpracy z niesłyszącymi? Co było w tym wszystkim dla księdza najtrudniejsze?

– Świat osób niesłyszących jest innym światem. Czułem się, jakbym wyjeżdżał na misje. Na jednej z pierwszych lekcji religii w szkole chciałem zrealizować temat Biblii. Zadałem więc dzieciom i młodzieży pytanie, jaką książkę ostatnio przeczytali. Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy czytają książki, ale zawsze znajdzie się ktoś w klasie, kto czyta. Tymczasem wtedy nikt się nie zgłosił. Było to dla mnie zaskoczenie. Ale dziś rozumiem, dlaczego tak jest. Bo książki pisane są w języku polskim, czyli w języku obcym dla niesłyszących, którzy posługują się migowym. Pozytywnym zaskoczeniem było dla mnie natomiast to, że zostałem bardzo życzliwie przyjęty w tym środowisku, choć moja znajomość języka nie była aż tak dobra.

>>> Czy w Cyrku Motyli można spotkać Boga? [REPORTAŻ]

Takich zaskoczeń, jak tych z książkami było jeszcze więcej?

– Oczywiście. Chociażby żarty, które śmieszą nas, często nie śmieszą niesłyszących. Kiedyś tłumaczyłem konferencję księdza Pawlukiewicza. Ksiądz opowiedział żart, wiele osób się zaśmiało, a z niesłyszących nikt. Patrzyli na mnie zdziwieni i zastanawiali się, czy dobrze przetłumaczyłem. Okazało się, że dla niesłyszących w tym żarcie nie ma nic śmiesznego. A nas nie śmieszą żarty niesłyszących. Mimo, że wszyscy żyjemy w Polsce, to są dla nas dwa różne światy i świat głuchych nazywa się nawet językową mniejszością kulturową, dlatego można się spotkać czasami z zapisem „Głusi”.

To prawda, że niesłyszący myślą obrazami, a nie – jak my – słowami?

– Gdyby osoby słyszące zapytać, czy myślą pojęciami czy obrazami, to chyba sami mielibyśmy problem z odpowiedzią na to pytanie. Prawdą jest, że niesłyszący mają trudności ze zrozumieniem abstrakcji i wszelkich przenośni, takich jak rzucić kogoś na głęboką wodę. Podobnie jest w kwestiach religijnych. W Piśmie Świętym mamy na przykład pojęcie „Na naszych oczach Pan pokonał nieprzyjaciół”. My potrafimy to zrozumieć, ale niesłyszący myślą, że chodzi o to, że ktoś stał na ich oczach. Tak samo jest w przypadku „iść pod górę”. U nich to znaczy dosłownie iść pod górę, jeśli tłumacz zamiga to zdanie w systemie językowo-migowym, który przez długie lata był systemem wiodącym. To nic innego jak język polski z dodatkiem pewnych znaków, z tłumaczeniem jeden do jeden, co generowało pewne problemy. Ale w polskim języku migowym wykorzystuje się przestrzeń, na przykład w zdaniu „Kubek stoi na stole”. „Stać” w systemie to znaczy stać na nogach, a przecież kubek tak nie może. Stąd w polskim języku migowym przedstawia się to zdanie za pomocą dwóch słów – stół i kubek, natomiast „stoi na” jest pokazane w przestrzeni.

Fot. Facebook Duszpasterstwo Niesłyszących we Wrocławiu

U mojego kolegi, który jest niesłyszący i u księdza zauważyłam, że w posługiwaniu się językiem migowym duże znaczenie ma mimika…

– Oczywiście. Jeden znak, w zależności od układu ust i kontekstu, może mieć różne znaczenie, na przykład „obcy”, „wola” i „nadzieja”. Podobnie jak słowo „zamek” w języku polskim. Podobnym przykładem jest ten, gdy Tomek – uczeń szkoły średniej, widząc napis „trawienie”, pokazał na trawę, bo właśnie z nią skojarzyło mu się to słowo.

>>> Felicjanki od 150 lat prowadzą w Krakowie Kuchnię Siostry Samueli i pomagają najuboższym [REPORTAŻ]

My w każdym momencie możemy wziąć do ręki Pismo Święte i przeczytać. A jest Biblia dla niesłyszących?

– Przez długi czas spotykaliśmy się w piątki w salce na parafii z niesłyszącymi i przygotowywaliśmy do migania niedzielne czytania. Bo nie mamy lekcjonarza w języku migowym. Zastanawialiśmy się, jak pokazać Ewangelię w języku migowym, żeby była w miarę czytelna. Dlatego w naszym wrocławskim duszpasterstwie wypracowaliśmy taki sposób funkcjonowania, że pierwsze czytanie czytają dwie osoby. Jedna w języku polskim, tak, jak jest zapisane w lekcjonarzu, a druga stoi obok i miga w polskim języku migowym. Tylko że jeśli jest ona niesłysząca, to tłumaczenie może być dla niej problematyczne. W związku z tym zrobiliśmy tak, że każde zdanie jest zapisane również w wersji z pomocą do migania. Przykładem jest zdanie „Pan Bóg wystawił Abrahama na próbę”. Dla niesłyszących wiąże się to z przedstawieniem, do którego odbywa się próba, w której bierze udział Abraham.

Z czasem zaczęliśmy nagrywać co tydzień czytania w wersji filmowej, dlatego dziś mamy bazę czytań na każdą niedzielę. Nikt z nas nie jest językowcem, więc nie jest to baza doskonała, ale ważne, że jest. Ja jako teolog podczas jej przygotowywania, sięgałem do różnych tłumaczeń Pisma Świętego, żeby nasza wersja była jak najbardziej wierna oryginałowi.

W jaki sposób przygotowuje ksiądz kazania na msze święte dla niesłyszących?

– Przede wszystkim posługuję się obrazem w kaplicy. I – co ciekawe – samo urządzenie kaplicy też ma duże znaczenie. Ołtarz i ambona są wyżej niż w normalnym kościele, żeby osoby tam stojące było dobrze widać z każdego miejsca. Kaplica nie jest duża. Ma niewiele ponad 100 m2 i ma kształt kwadratu. Obok ołtarza jest rzutnik, na którym są wyświetlane wszystkie treści, o których wspominam na kazaniu. Bo mitem jest, że każdy niesłyszący zna język migowy. Są tacy, którzy nie słyszą, ale wcale języka migowego nie znają, bo wychowali się w słyszącej rodzinie, bo kiedyś jeszcze trochę słyszeli. Dlatego to, co mówi ksiądz i to, co odpowiadają ludzie mamy przygotowane w formie prezentacji na każdą niedzielę. A oprócz tego do kazania są obrazy, które pomagają w przekazie treści, na przykład, gdy mówię o tym, że można zjeść z kimś beczkę soli. Z kolei niedawno mówiłem o wolności, że wolność jest dana i zadana. W języku polskim to fajna gra słów, a w języku migowym dwa różne znaki zupełnie nie kojarzące się ze sobą. Dlatego na ekranie wyświetliłem oba słowa zapisane w języku polskim, żeby odbiorcy widzieli o czym mówię. Do głoszenia kazań w języku migowym wciąż dorastam. Uczę się trudne treści dotyczące wiary przekazywać w sposób prosty, ale nie infantylny. Bo czasem bywa tak, że jeśli chcemy coś przekazać w sposób prosty, to robi się to infantylne, co bardzo denerwuje niesłyszących, którzy są dorośli i chcą pogłębiać swoją wiarę.

>>> Społeczna Kaffka – pierwsza kawiarnia w Krakowie, w której pracują osoby z zespołem Downa [REPORTAŻ]

Fot. Facebook Duszpasterstwo Niesłyszących we Wrocławiu

W jaki sposób odbywa się spowiedź dla osób niesłyszących? Kratki w konfesjonale chyba jej nie ułatwiają.

– Spowiedź odbywa się też za pomocą języka migowego. Nie ma kratki w konfesjonale. Konfesjonał, który mamy obecnie jest zamkniętym konfesjonałem. Osoba, która chce się spowiadać, wchodzi do środka, zamyka za sobą drzwi i twarzą w twarz przed księdzem się spowiada.

Ostatnio coraz więcej słyszy się o tym, żeby nie używać słowa „głuchoniemi”, tylko „głusi”. Które z nich jest bardziej odpowiednie? A może „niesłyszący”?

– Oficjalna nazwa naszego wrocławskiego duszpasterstwa brzmi: Duszpasterstwo Głuchoniemych i Niewidomych Archidiecezji Wrocławskiej. Nie zmieniałem tego, chociaż gdy dwa lata temu zostałem krajowym duszpasterzem niesłyszących, to prosiłem Konferencję Episkopatu Polski, żebym był nazywany duszpasterzem niesłyszących, a nie głuchoniemych. 

Duszpasterstwo to ludzie. A jak ludzie, to i historie. Które z nich są dla księdza najpiękniejsze?

– Każda historia jest piękna. Bo dzięki temu duszpasterstwu ludzie mogą się poznawać. I dlatego mamy „duszpasterskie” małżeństwo i dzieci. Jeździmy też razem na wycieczki. Byliśmy w Rzymie. I w Ziemi Świętej, choć nie byłem do tego pomysłu zbyt przekonany ze względu na koszty. Ostatecznie nasza grupa liczyła 104 osoby i poruszaliśmy się dwoma autobusami – jednym osoby słyszące, a drugim osoby niesłyszące. Dla wielu ten wyjazd był tak ważny, że byli gotowi się zapożyczyć, żeby z nami pojechać. Wiąże się z nim wyjątkowa historia. W Kanie Galilejskiej była msza święta z odnowieniem przyrzeczeń małżeńskich. Wracamy do autobusu, a w nim siedzi smutny pan Jurek. Pytam go, skąd taki nastrój, na co on odpowiada, że jest na wycieczce sam, bo jego żona bała się lecieć samolotem. Zażartowałem, że przynajmniej może zaznać wolności. I nagle temu mężczyźnie w oku zakręciła się łza. Ten obraz był tak poruszający, że zapamiętam go na zawsze. Podobnie jak historię związaną z wojną na Ukrainie. Wśród uchodźców, którzy przyjechali do Wrocławia, było sporo niesłyszących. My jako duszpasterstwo i działająca przy nim Fundacja FONIS im pomagaliśmy. Byłem akurat u boromeuszek w Trzebnicy, gdzie prowadziłem dla młodych sióstr zakonnych dzień skupienia. Godzina 3:00 w nocy. Dzwoni telefon. Ukrainka. Pytam, co się stało, ona odpowiada, że nie wie i pokazuje mi, że w mieszkaniu jest policja i straż pożarna. Kobieta podała telefon policjantce, która wytłumaczyła, że ktoś z sąsiadów zadzwonił na policję i powiedział, że płacze tutaj jakieś dziecko i dlatego przyszli. Niby zwykła sytuacja, ale ze względu na problem z komunikacją, matka była bardzo zdezorientowana, w dodatku w obcym państwie i nie miała pojęcia, co się dzieje. Z tych trudniejszych historii są też takie, że młody człowiek dostaje mieszkanie do remontu na koszt własny. I przychodzi do mnie, żebym mu pomógł, bo trzeba załatwić formalności, a jego mama, która się tym wcześniej zajmowała, wyjechała za granicę. Gdy po tygodniu się z nią skontaktowałem, powiedziała, że jej syn jest przecież dorosły i że ma kolegę, który umie mówić, więc on może mu pomóc. I tak – zamiast kolegi, to ja pomagam ze wszystkim i jestem tłumaczem, bo niesłyszący w urzędach też nie mają łatwo.

Zaczynając pracę z niesłyszącymi, spodziewał się ksiądz, że będzie to nie tylko duszpasterstwo, ale że też w jakiś sposób stanie się ksiądz członkiem ich rodzin, kimś, kto pomaga im na co dzień, chociażby jak w przytoczonej przed chwilą historii?

– Myślę, że chyba każdy kapłan, który włącza się w jakiekolwiek duszpasterstwo czy to parafialne, czy to specjalistyczne, taktuje je poważnie i wie, że naturalnym staje się bycie częścią tej społeczności. Jednak mam wrażenie, że u niesłyszących ta więź jest dwa razy mocniejsza. W niedzielę mamy mszę świętą o 9.30. O 8.15 idę otwierać kościół, a tam już ktoś na mnie czeka. I nie jest dziwne, że mniej więcej pół godziny przed mszą kaplica jest już w połowie wypełniona. Kościół, w którym są głusi, to inny kościół niż kościół słyszących. U słyszących jest przed mszą cisza, modlą się, skupiają. A u niesłyszących jest głośno. Rozmawiają ze sobą, opowiadają sobie, co się u nich ostatnio wydarzyło, wszyscy się znamy, witamy się. Mamy mocne poczucie wspólnoty, bo jest to środowisko, w którym niesłyszący mogą się swobodnie komunikować.

Odkąd prowadzi ksiądz duszpasterstwo niesłyszących, zauważył ksiądz w sobie jakąś zmianę?

– Pewnie wiele rzeczy się zmieniło. Ale trudno mi je dostrzec i nazwać. Uporządkowałem sobie na pewno głoszenie słowa Bożego i kazań, bo muszę się bardzo przygotować do każdej mszy świętej. W życiu parafialnym bywa różnie – czasem się człowiek dobrze przygotuje, a czasem są inne zobowiązania i trzeba głosić kazanie „z biegu”. Ja nie mam parafii. Mam nasze duszpasterstwo i dzięki temu zajmuję się kazaniami wcześniej. Robię prezentacje, uporządkowuję wszystko, co chcę przekazać, żeby było zrozumiałe dla niesłyszących. Czasem przygotowuję dla nich pytania, bo zdarza się, że kazania są dialogowane. Na każdej mszy nie tylko więc znam Ewangelię, ale jestem przygotowany do niej całościowo i wiem, co chcę powiedzieć.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze