Fot. unsplash

Franciszek Szkudelski (wolontariusz): nie każdy człowiek ma równe szanse

Wśród nas nie brakuje osób wykluczonych. Mogą mieszkać za ścianą, piętro wyżej lub w budynku obok. Każdy z nas może im pomóc. Przykład można brać z tych, którzy w swojej lokalnej wspólnocie realizują już taką pomoc. O tym, jak zmieniać świat wokół nas Hubert Piechocki rozmawia z Franciszkiem Szkudelskim, młodym aktywistą społecznym z Poznania.

Hubert Piechocki (misyjne.pl): Jak zauważyłeś, że w Twojej okolicy są osoby potrzebujące?

Franciszek Szkudelski (aktywista społeczny): – Prawdę mówiąc, do baraków trafiłem zupełnym przypadkiem. Wcześniej nawet nie wiedziałem, że jest takie miejsce w mojej okolicy. Zresztą, większość poznaniaków Sołacz kojarzy bardziej z Parkiem Sołackim, z zabytkowymi willami – niż z barakami.

>>> Bezdomni z Krakowa jadą do papieża

Zauważyłeś te osoby i postanowiłeś, że ich nie zostawisz na pastwę losu.

– Tak, ta pierwsza wizyta zrobiła na mnie duże wrażenie. Wiele rodzin, które odwiedziłem razem z moim bratem Ignacym, funkcjonowało w naprawdę trudnych warunkach, na progu skrajnego ubóstwa. Myślę, że to był impuls, by zacząć działać – na początku ogłosiliśmy zbiórkę na Facebooku dla pięciu rodzin – tak, by sprawdzić, z jakim spotkamy się odzewem. W przeciągu kilku dni otrzymaliśmy kilkanaście ofert przekazania żywności, mebli, ubrań, podstawowych przyborów higienicznych czy wyposażenia mieszkania. Taka reakcja bardzo pozytywnie nas zaskoczyła. Niedługo potem wraz z bratem i w porozumieniu z Radą Osiedla Sołacz zaplanowaliśmy dalsze działanie.

Fot. unsplash

I tak trwa to do dzisiaj.

– Dziś Inicjatywa Społeczna „Pomoc dla baraków” ma za sobą 3 lata zorganizowanej działalności, zrzeszającej licznych wolontariuszy, zaprzyjaźnione firmy, instytucje i szkoły. Z pomocą docieramy do blisko 30 rodzin z baraków oraz kilku innych części osiedla. Staramy się wspierać mieszkańców zarówno materialnie – zapewniając im podstawowe potrzeby takie jak żywność, opał czy środki czystości – ale przede wszystkim naszym celem jest stopniowa poprawa sytuacji życiowej podopiecznych. Pomagamy im w znalezieniu pracy, załatwianiu spraw urzędowych i zdrowotnych, motywujemy do „wzięcia życia w swoje ręce”.

Ci ludzie są w pewien sposób wykluczeni. Od razu przychodzi na myśl stereotypowe określenie „patologia”…

– Nie lubię tego słowa, jest na tyle dosadne, że stygmatyzuje osoby, które przecież z bardzo różnych przyczyn mogły znaleźć się w trudnej sytuacji. A generalizacja jest tu zabiegiem chybionym – w tych obszarach, w których miałem okazję działać społecznie, jako wolontariusz, spotkałem mnóstwo ludzi z bardzo różnymi historiami, odmienną sytuacją i wyzwaniami, z którymi musieli się mierzyć. Faktycznie jednak, okoliczności takie jak sytuacja materialna, warunki życia, dostęp do edukacji czy uczestnictwa w „życiu” społecznym, stan zdrowia, a więc także niepełnosprawności i uzależnienia – często są powodem wykluczenia społecznego. Bardzo często odpowiedzią na inność jest lęk. Gdy widzimy osobę bezdomną na ulicy, postrzegamy ją przez pryzmat stereotypów, myślimy, że „przecież sama jest sobie winna, mogłaby pójść do pracy, a pomoc, którą jej przekażemy i tak przeznaczy na alkohol”. Unikamy bliższego kontaktu, bo świat bezdomności jest nam obcy – człowiek najczęściej obawia się tego, czego nie rozumie.

EPA/VATICAN MEDIA

I w tym momencie zapewne przydają się wolontariusze.

Rolą wolontariusza jest troska o godność człowieka, w każdym jej wymiarze. W mojej działalności na terenie baraków, ale nie tylko, często spotykam osoby, które naprawdę wiele przeszły. Istotą jest zrozumieć, że nie każdy człowiek ma w życiu równe szanse, nie każdemu dane było mieć kochających i wspierających rodziców, otrzymać właściwe wychowanie, mieć dobre warunki nauki i rozwoju czy jednakową sprawność fizyczną, intelektualną. Gdy widzimy osobę z tej tak zwanej „patologii” często nie zdajemy sobie sprawy, że dzieciństwo mogła spędzić w domu dziecka, później mogła paść ofiarą przemocy domowej, stracić pracę w wyniku emocjonalnego rozbicia i ostatecznie wpaść w uzależnienie. Innym razem jest to nieświadomość problemów zdrowotnych, psychicznych, złe nawyki wyniesione z rodzinnego domu czy zwykła życiowa nieporadność. Człowiek, przed którym stoimy, nie miał zatem równych szans. Oczywiście, zdarzają się osoby, które mimo takich trudności, samodzielnie zbudowały swoje lepsze życie. Nierzadko jednak to właśnie rolą nas – wolontariuszy – jest wyjście do napotkanej osoby, o której wiemy, że zmaga się z trudnością i zaproponowanie jej pomocy.

Czyli ten punkt wyjścia, ta iskra, jest po stronie nas – żebyśmy wyszli do tych osób wykluczonych i zaczęli je włączać do społeczeństwa.

– Tak, czasem nawet zwykły uśmiech, krótka rozmowa, mogą okazać się dla drugiego bardzo ważne. Nieraz spotykałem osoby starsze lub żyjące na ulicy, które opowiadały, jak bardzo cenny jest dla nich kontakt z innymi ludźmi. Niektórzy nie mieli okazji porozmawiać z nikim od wielu tygodni. Jednym z podstawowych elementów wykluczenia społecznego jest właśnie taka samotność, której doświadcza się wśród tłumu. Dlatego tak ważna jest uważność, wyzbycie się obojętności, zatrzymanie się i dostrzeżenie człowieka w potrzebie. Nie zawsze bowiem jesteśmy w stanie rozwiązać czyjś problem – pokazanie jednak ubogiemu, samotnemu – nawet małym gestem – że jest dla nas ważny może przemienić jego sposób myślenia. Poczucie bycia potrzebnym, kochanym to jedna z podstawowych składowych godności.

>>> Sebastian Zbierański: mów „batiuszka”, a nie „pop”. Potrzebujemy języka, który nie wyklucza

W tym co mówisz wybrzmiewa, że pomoc nie opiera się jedynie na podarowaniu potrzebującemu jedzenia czy środków czystości.

– W ramach naszej akcji, po przełamaniu pierwszych lodów i rozpoznaniu sytuacji osoby, której chcemy pomóc, staramy się właśnie najpierw dać nadzieję. Pokazać, że nam na niej zależy, że wierzymy w jej możliwości. Następnie formułujemy wspólnie swego rodzaju plan działania, którego realizacja przez podopiecznego stopniowo przyczyni się do poprawy ogólnej sytuacji życiowej. To powrót do zażywania zaleconych leków, znalezienie pracy, podjęcie spłaty zadłużenia, wzięcie udziału w terapii uzależnień bądź wizyta u psychologa. Wyjaśniamy, dlaczego to właśnie te działania są ważne. Jednocześnie jednak zapewniamy o naszym wsparciu. Pomoc materialną (oczywiście oprócz tej najbardziej podstawowej) uzależniamy od poziomu współpracy i realizowania kolejnych punktów wspólnie utworzonego „społecznego kontraktu”. Osoba, której pomagamy w ten sposób stara się rozwijać i na miarę możliwości przyczyniać do poprawy swojej sytuacji. Dobra pomoc to taka, która wymaga: nie można uzależniać od ciągłego wsparcia, w sytuacji, gdy nie jest ono konieczne. Zadaniem wolontariuszy jest towarzyszenie podopiecznym w realizacji kolejnych „wyzwań”, motywowanie i konkretne wspieranie.  Ostatecznie, wspierana osoba zaczyna dbać o siebie, o swój wygląd, zachowanie – bo wymaga tego od niej nawiązywanie nowych relacji, funkcjonowanie wśród innych ludzi w miejscu pracy czy terapii. Okazuje się wtedy, że dawno temu porzuciła tę troskę o siebie, bo nie miała poczucia własnej wartości. Rozwój, który jest tu pojęciem kluczowym, zakłada przede wszystkim budowanie przeświadczenia o swojej podmiotowości i niedocenianych wcześniej własnych możliwościach. 

Fot. nomadsoul1/freepik.com

Pewnie nie każdy potrzebujący tak łatwo zgadza się na takie zasady.

– Jak łatwo się domyślić, zdarza się, że niektóre osoby nie oczekują takiej formy pomocy i należy to uszanować. Pamiętam jednego starszego pana, który w chwili gdy otworzył przede mną drzwi, ledwo trzymał się na nogach, taki był wychudzony, z tyłu paliły się świece (nie miał prądu). Mimo to stwierdził, że nie potrzebuje pomocy. Dopiero po kilku miesiącach zorientował się, że mamy dobre zamiary i zgodził się na naszą pomoc. Otrzymywał cotygodniowe wsparcie w postaci żywności i potrzebnych środków czystości. Zorganizowaliśmy także tymczasowe oświetlenie. Udało się go zmotywować do podjęcia spłaty zadłużenia, dzięki czemu uniknął eksmisji.

Jakie są największe trudności w pomaganiu ludziom żyjącym w kryzysie ubóstwa?

– Dużym wyzwaniem w niesieniu holistycznej pomocy, czyli takiej, która ma na celu zadbanie o wszystkie aspekty poprawy sytuacji życiowej podopiecznego, jest uzależnienie. Trzeba tu podkreślić, że alkoholizm, narkomania i inne uzależniania to bardzo poważne choroby – choć często nie są tak postrzegane przez społeczeństwo. O ile z dużym zrozumieniem podchodzi się do rodziny alkoholika, która niewątpliwie cierpi przez jego stan, zachowanie, o tyle rzadko mówi się o niesamowitej walce i bólu dotykającym samego uzależnionego. Jest człowiekiem chorym. Co więcej, znam bardzo wiele osób, u których uzależnienie pojawiło się jako konsekwencja, a nie przyczyna trudnej sytuacji życiowej czy bezdomności. W pewnym momencie sięgnęli po tę, być może ostatnią widoczną na horyzoncie, deskę ratunku, która okazała się zgubna. Na początku uzależnili się psychicznie – od nawyku sięgania po alkohol i chwilowego uczucia ulgi, zapomnienia. Z czasem jednak pojawia się uzależnienie somatyczne – organizm „domaga się” kolejnych dawek alkoholu. Wtedy samodzielne wyjście z nałogu i odzyskanie zdrowia jest praktycznie niemożliwe. Tylko fachowa pomoc specjalistów, terapeutów i wytrwała praca uzależnionego – walka o swoje życie – mogą w połączeniu dać oczekiwane rezultaty. Przez dwa lata współpracowałem z Oddziałem Leczenia Uzależnień Szpitala Wojewódzkiego w Poznaniu – poznałem tam wspaniałych ludzi, personel, który całym sercem angażuje się w prowadzenie terapii z pacjentami. Co wspaniałe, są tacy pacjenci, którzy opuszczają to miejsce jako abstynenci i trwają w tym postanowieniu. Można powiedzieć, że zaczynają wtedy nowe życie.

>>> Katowice: bezdomni i ubodzy otrzymali zupę i pakiety medyczne

Co jest podstawą Twoich działań?

– W mojej pracy podstawowym narzędziem jest budowanie relacji, zaufania i rozmowa. Staram się (oczywiście ze swojej perspektywy i na miarę kompetencji) doradzać i wspierać. Pewnego razu młodzi rodzice półrocznego chłopczyka na naszym pierwszym spotkaniu zaczęli wypytywać o to, jak mogą wnioskować o mieszkanie socjalne, oraz jakie należą im się zasiłki od państwa. Zupełnie odmienna perspektywa, można by rzec – odwrócona o sto osiemdziesiąt stopni. Zamiast wykorzystać potencjał młodości i zawalczyć o swoją samodzielność, ustabilizowanie sytuacji materialnej, woleli rozpocząć dorosłe życie od zewnętrznej pomocy (która byłaby dla nich jedynie demobilizująca). Uważam jednak, że kolejny raz na tę sytuację należy spojrzeć szerzej – okazało się bowiem, że oboje nie otrzymali z domu „dobrego przykładu”, nie zostali nauczeni zaradności. Takie zjawisko „dziedziczonego ubóstwa” spotykam bardzo często. Dlatego najlepsze efekty można osiągać pracując z dziećmi i młodzieżą pokazując inną perspektywę, starając się otwierać na świat i samorozwój. Swoją drogą, znam bardzo wielu wolontariuszy, którzy odkryli swoje „powołanie” właśnie w pracy z dzieciakami z rodzin dysfunkcyjnych. Dla nich to także nieprawdopodobne doświadczenie. W ich pracy najważniejsze jest budowanie relacji i zwykła obecność, pokazywanie dzieciom innego świata niż ten, który mają w domu. Naprawdę, nie potrzeba wiele.

fot. freepik/jcomp

Czyli chodzi o to, by przestać patrzeć na siebie, a rozejrzeć się na potrzeby innych

– Zgadza się. Wbrew pozorom osoby czekające na naszą pomoc znajdują się często w najbliższym otoczeniu. I tak, jestem przekonany, że każdy w swoim bloku czy na osiedlu ma starszą sąsiadkę/sąsiada, którzy żyją samotnie. W pewnym badaniu wykonanym wśród znacznej grupy osób po 65. roku życia pytano o największe trudności, z jakimi mierzą się na co dzień seniorzy. Obok złego stanu zdrowia i wynikających z niego ograniczeń, najczęściej wymieniano też samotność. Działając w stowarzyszeniu „Mali Bracia Ubogich” spotkałem wielu seniorów, którzy utraciwszy niegdyś liczne relacje z bliskimi, stracili także poczucie sensu życia. Dopiero obecność wolontariuszy dała im nową nadzieję i poczucie bycia potrzebnym. Zwykła rozmowa na klatce schodowej, zaoferowanie zrobienia zakupów czy propozycja odwiedzin może odmienić życie samotnego, starszego człowieka. Nie trzeba być wolontariuszem, działać w jakiejś organizacji, żeby pomału zmieniać ten świat na lepsze.

Każdy z nas może coś zrobić.

Uważam, że niezwykłą rolę takich, z pozoru zwykłych, sąsiedzkich relacji wsparcia pokazała pandemia koronawirusa. Jak wszyscy pamiętamy, nagle wiele obszarów naszego życia zostało sparaliżowanych. Także wiele środków dotarcia do osób ubogich, potrzebujących zawiesiło działalność – instytucje i organizacje pomocy społecznej miały utrudnione lub nawet zablokowane działanie. To był swoisty sprawdzian dla nas, dla społeczeństwa. Z mojego doświadczenia – sprawdzianem doskonale zdanym. Na przełomie marca i kwietnia, z inicjatywy Rady Osiedla Sołacz, powołaliśmy na osiedlu „wolontariat sąsiedzki”. Poprzez plakaty, komunikaty w internecie i za pośrednictwem parafii dotarliśmy do większości seniorów i osób z grupy najwyższego ryzyka – informując ich, jaką mogą otrzymać pomoc. W przeciągu dwóch tygodni, zgłosiło się do nas ponad 20 osób – mieszkańców osiedla chcących pomagać.

>>> Papież: podczas pandemii to bezdomni i ubodzy mogą zapłacić najwyższą cenę

I to była bardzo konkretna pomoc.

Na początku wolontariusze robili zakupy, realizowali recepty w aptekach. Później zgłosiła się do nas mieszkanka, która postanowiła sfinansować rozszerzenie akcji – dzięki jej znacznemu wsparciu przez dwa newralgiczne miesiące pandemii rozwoziliśmy codzienne 20 ciepłych posiłków do osób w kryzysie ubóstwa w zasadzie z całego Poznania. Podobny sukces, oczywiście na znacznie większą skalę, udało się osiągnąć Caritas Archidiecezji Poznańskiej. Powołany podczas pandemii „wolontariat kryzysowy” zgromadził kilkuset wolontariuszy z całego miasta, którzy nadal robią zakupy, dostarczają posiłki i wspierają osoby zgłoszone do akcji. Mam niesamowitą radość, gdy obserwuję te działania z perspektywy wolontariusza w Caritas – zaangażowanie tak wielkiej liczby osób (w różnym wieku i sytuacji) jest czymś niezwykle budującym. Mam wrażenie, że takie działania są pięknym świadectwem kondycji społeczeństwa, które potrafi się zmobilizować w trudnym czasie i potrafi zwrócić uwagę na słabszych czy wykluczonych.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze