Fot. archiwum prywatne

Gdy sakrament bierzmowania zmienia wszystko [ROZMOWA]

Natalia Szymkiewicz nie pochodzi z wierzącej rodziny. Do bierzmowania poszła, bo miała być to dla niej tylko formalność, przez którą musi przejść każdy. Tymczasem ten sakrament zmienił w jej życiu wszystko. Dziś Natalia m.in. działa w wolontariacie misyjnym oraz prowadzi konto na Instagramie, na którym dzieli się swoją wiarą

Karolina Binek (misyjne.pl): Jak trafiłaś do wolontariatu misyjnego Salvator? Wiara zawsze była obecna w Twoim życiu i oczywiste było dla Ciebie, że chcesz działać w taki sposób?

Natalia Szymkiewicz: Może zacznę od tego, że nie jestem z wierzącej rodziny i Kościół nie był obecny w moim życiu w dzieciństwie. Dopiero w czasie przygotowań do bierzmowania zaczęłam też uczęszczać na msze i… się zakochałam. Stwierdziłam, że jeśli Bóg tak mnie kocha, to nie mogę zostać obojętna na tę miłość. Krótko po tym wydarzeniu do naszej szkoły przyjechał misjonarz z Brazylii i zaczął opowiadać o misjach – czym są, jak to wygląda, czym się na nich zajmuje. Byłam tym wręcz zafascynowana. Ale wydawało mi się, że to dla mnie bardzo odległe i niedostępne, bo jestem osobą świecką i nigdy nie będę miała takich możliwości. Szukałam jednak w internecie informacji dotyczących tego, w jaki sposób zostać misjonarzem świeckim, ale nadal wydawało mi się to niemożliwe. Pewnego dnia zobaczyłam jednak na Facebooku wpis mojej koleżanki, która dołącza do wolontariatu misyjnego Salvator u salwatorianów. W taki sposób więc znalazłam ten wolontariat i od razu zaczęłam szukać więcej informacji na ten temat. Okazało się jednak, że nie ma go w mojej okolicy. Obiecałam sobie natomiast, że gdy skończę szkołę i wyjadę na studia do innego miasta, to na pewno do niego dołączę w regionie lubelskim. Tak się zaczęła ta przygoda.

Mówi się, że bierzmowanie jest często sakramentem pożegnania z Kościołem. W Twoim przypadku było jednak zupełnie inaczej.

– Kiedy zaczęły się przygotowania do bierzmowania w mojej parafii, tak naprawdę dopiero zaczęłam pojawiać się w kościele. Miała być to dla mnie tylko formalność przez którą każdy musi przejść. Okazało się jednak, że zaciekawiło mnie to wszystko – słuchałam kazań o miłości. Było to dla mnie niepojęte. W konsekwencji chciałam coraz bardziej zgłębiać ten temat, aż w końcu zaczęłam czytać Pismo Święte w internecie. Stwierdziłam, że nie mogę nie zostać w Kościele. Znalazłam sobie wspólnoty i myślę, że są one bardzo pomocne w odkrywaniu Boga i we wzrastaniu w wierze.

>>> Dariusz Bruncz: nie można położyć znaku równości między konfirmacją a bierzmowaniem

Z czasem udało Ci się także dołączyć do wolontariatu. Czym się tam zajmujesz?

– Jak już wspomniałam, działam w regionie lubelskim, a takich regionów jest więcej. Spotykamy się co miesiąc. To spotkania głównie formacyjne – po to, żebyśmy byli przygotowani duchowo. Mamy też wiele warsztatów typowo praktycznych, podczas których przygotowujemy się do tego, co będziemy robić na miejscu. W tych spotkaniach też odnajdujemy siebie, próbujemy znaleźć swoje miejsce w grupie i upewnić się, że będziemy w odpowiednim miejscu. Trzy razy w roku mamy też spotkania ogólnopolskie, w trakcie których wszyscy wolontariusze mają okazję lepiej się poznać. Wtedy możemy zawrzeć różne znajomości. Ja w moim regionie jestem też muzyczną – zajmuję się przygotowywaniem adoracji i mszy. W ten sposób uwielbiam też Pana Boga.

Wiesz już do jakiego miejsca wyjedziesz na misje?

– To jest jeszcze temat niedokończony. Mieliśmy okazję, kiedy każdy mógł powiedzieć w jakim kraju oraz w jakiej konkretnej placówce chciałby się znaleźć. Ale wówczas moje misyjne serce podpowiedziało mi, żeby nie zamykać się na żadne jedno wezwanie, bo mogę pojechać wszędzie i niech centrala wybierze, gdzie jest największa potrzeba lub też gdzie ja ze swoimi zasobami najbardziej się przydam. Prawdopodobnie dowiem się tego już w tym miesiącu.

>>> Bierzmowanie nawróconego więźnia

Przed nami także Światowe Dni Młodzieży w Lizbonie. Widziałam na Twoim profilu na Instagramie, że włączyłaś się również w działania na ich rzecz.

– Należałam do Centrum ŚDM jeszcze kiedy mieszkałam w Kielcach, bo właśnie w tym mieście działało to bardzo prężnie. Nasza aktywność polegała na tym, że spotykaliśmy się raz w miesiącu i przede wszystkim budowaliśmy wspólnotę. Kładliśmy bardzo duży nacisk na to, żeby się formować, integrować i tworzyć mocną wspólnotę, która pomagała organizować różne wydarzenia na terenie naszej diecezji, żeby Światowe Dni Młodzieży nie były tylko jednym momentem co kilka lat, tylko żeby to trwało i żeby kultywować tę atmosferę i energię, którą tam spotykamy. Organizowaliśmy różne wydarzenia, pomagaliśmy przy wielbieniach. Natomiast obecnie nie ma mnie tam na miejscu, gdyż studiuję w innym mieście i tutaj nie znalazłam takiego miejsca, ale na Światowe Dni Młodzieży oczywiście się wybieram.

No właśnie, jak się studiuje na KUL-u? Te studia różnią się bardzo od takich na innej uczelni?

– Mamy dużo przedmiotów, które są typowo związane z naszą wiarą, również na psychologii, którą studiuję. To chociażby Biblia w kulturze czy też myśli Jana Pawła II. Ponadto jest tutaj bardzo duży szacunek do naszej wiary. Są też oczywiście osoby niewierzące lub innych wyzwań, ale wszyscy bardzo szanują to, że publicznie wyznajemy swoją wiarę. Mamy też uczelniane duszpasterstwo, w którym jest bardzo dużo małych wspólnot i wszystko to bardzo prężnie działa. Jest bardzo dużo ludzi z całej Polski – od morza do Zakopanego. To w większości ludzie, którzy szukali miejsca, w którym wiara nie będzie nieszanowana, gdzie będą mogli wyznawać ją bez lęku.

>>> Ks. Adam Koppel: młodym trzeba pokazywać, że bierzmowanie to nie jest koniec, a początek [ROZMOWA]

Jesteś także wychowawcą wypoczynku. Na czym polega to zajęcie?

– Zrobiłam kurs na wychowawcę wypoczynku, kiedy miałam 18 lat. Dzięki temu mogę jeździć na różne wyjazdy z dziećmi i z młodzieżą, zajmować się nimi, organizować czas i zabawy oraz edukować je. Na przykład w te wakacje byłam na oazie rodzin, gdzie rodzice mają swoje rekolekcje, a dzieci są właśnie z takimi wychowawcami i staramy się zorganizować im ten czas, aby też przeżyli go w wierze, ale aby jednocześnie nie był dla nich zbyt trudny.

Ciekawe jest też to, że ta dziewczyna, która dawniej nie chodziła do kościoła, dziś prowadzi konto na Instagramie i za jego pośrednictwem dzieli się swoją wiarą z innymi.

– Dla mnie to też jest niepojęte. Swoje konto stworzyłam po prostu z dnia na dzień podczas pandemii. I chociaż jest to niepopularne zdanie, to pandemia była dla mnie błogosławieństwem. Dostałam dużo w tym czasie i mogłam dużo bardziej przyłożyć się do relacji z Panem Bogiem. Wtedy też ta więź stała się silna, mogłam dzielić się z innymi swoim doświadczeniem Boga w codzienności. Chciałam pokazać siebie jako zwykłą osobę. Nie jestem przecież księdzem ani siostrą zakonną, a mimo to zostałam odnaleziona przez Pana Boga i chcę pokazać innym, że można tak żyć, że można żyć inaczej i że to daje mi ogromną radość, szczęście i pokój w życiu.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze