Górale z Orawy rozpoczęli starania o wyniesienie na ołtarze Józefy Machay-Mikowej
Górale z Orawy rozpoczęli starania o wyniesienie na ołtarze Józefy Machay-Mikowej nazywanej „Królową Orawy”. – Wartości, które wyznawała – patriotyzm, bezinteresowna służba, praca dla biednych i potrzebujących, umiłowanie Boga i niezłomność w konfrontacji z wrogiem – czynią ją najcenniejszym owocem ziemi przygranicza polsko-słowackiego – mówi KAI Matuesz Lichosyt, wójt Gminy Lipnica Wielka.
– Chciałbym zwrócić się z wielką prośbą za pośrednictwem mediów, by każdy, kto z nas z opowieści Józefę lub ma może jakieś po niej pamiątki, skontaktował się z Urzędem Gminy w Lipnicy Wielkiej – zachęca M. Lichosyt.
Mocna osobowość Józefy była i jest zauważalna zarówno na Orawie, jak i poza jej granicami. Fascynują się nią osoby spoza regionu. – Józefa stanowi uniwersalny wzór dla każdego człowieka. Ścieżki jej życia kierują się ku temu, by wynieść ją na ołtarze – podkreśla Mateusz Lichosyt.
Od pewnego czasu w gminie Lipnica Wielka podejmowane są różne inicjatywy przez osoby (na czele z Renatą Martyniak i Karoliną Kowalczyk) i instytucje, które są przekonane o cechach świętości tej kobiety. – Kiedy myśli się o trudnych dziejach Orawy staje nam przed oczami poczciwa i dobra twarz Józefy Machay-Mikowej, twarz zwrócona w stronę każdego, kto potrzebuje pomocy, ale również skierowana w stronę Boga. W tej twarzy osadzone są oczy, które potrafiły śmiało patrzeć w źrenice najeźdźcy, pomimo zadawanego bólu i tortur. Niewątpliwie Orawa po 80 latach ma twarz Józefy, którą nazywamy nawet Królową Orawy – dodaje M. Lichosyt.
Od młodych lat była zaangażowana w działania na rzecz budzenia polskości na Orawie; w czasie II wojny światowej służyła jako żołnierz. Po aresztowaniu przez gestapo w 1941 roku szczególnie mocno uwidoczniła się heroiczna postawa Józefy. Torturowana w sposób niezwykle sadystyczny – nie wydała nikogo z szerokiej siatki współpracowników, a dla współwięźniarek stanowiła źródło siły i wsparcia, przejmując w celi rolę przywódczyni duchowej i patriotycznej.
– Można sądzić, że okrutne męczeństwo, którego doświadczyła, zbliża ją do świętości. Czerstwy chleb, rzucany do celi przyjmowała jako codzienną komunię świętą, stale rozmodlona była wśród współwięźniarek „aniołem wiary w Boga i nadziei i miłości”. Umiała także przebaczać. Kiedy zdradziła ją jedna ze współdziałaczek, potrafiła zrozumieć słabość zdrajczyni i wybaczyć jej, gdyż sama wiedziała jak trudno wytrzymać niemieckie metody wymuszania zeznań. Gdy z każdym dniem Józefie ubywało sił fizycznych, to jednocześnie przybywało sił duchowych – opowiada historię kobiety M. Lichosyt.
Ostatecznie Józefina została zgładzona zastrzykiem fenolu 14 października 1942 r. Strażnik wydający ciało bratu Ferdynandowi powiedział, że gdyby Polska miała więcej takich kobiet, to ich (Niemców) by tu nie było… Jej pogrzeb na salwatorskim cmentarzu stał się cichą manifestacją patriotyczną, a dla potomnych początkiem powinności polegającej na pamięci o bohaterce i wyznawanych przez nią wartościach.
Postać Józefy Machay-Mikowej bardzo dobrze znana kard. Grzegorz Ryś, który przed paroma laty przypadkiem natrafił w archiwum Kurii Metropolitarnej w Krakowie na dokument dotyczący jej życia. – To był chyba jedyny moment w moim życiu, kiedy, siedząc w archiwum, nad jednym dokumentem się popłakałem – wspominał potem polski hierarcha.
Delegacja Lipnicy Wielkiej spotkała się w Kurii Metropolitarnej w Krakowie z ks. dr. Andrzejem Scąbrem (dla kapłana parafia w Lipnicy Wielkiej w latach 1990-1992 była pierwszą placówką), by dowiedzieć się wszelkich szczegółów na temat procesu beatyfikacyjnego. Ks. Scąber jest postulatorem w wielu procesach beatyfikacyjnych.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |