Fot. pixabay

Gorsze od uczłowieczania zwierząt jest odczłowieczanie ludzi. „Afery Bralczyka” ciąg dalszy [OPINIA]

Nie ukrywam, że fakt tak długiego debatowania nad słowami prof. Jerzego Bralczyka na temat zwierząt wzbudza moją irytację. Powiem więcej, jest dość szokujący. Po pierwsze, ludzie robią zwierzętom naprawdę złe rzeczy, przy których nie ma znaczenia, jak nazwiemy śmierć psa. Po drugie, w całej debacie publicznej nie jest problemem „uczłowieczanie” zwierząt, ale „odczłowieczanie” ludzi. 

Do tej pory nie interesowało mnie, jak ktoś nazywa proces śmierci swojego pupilka. Dla jednych ich pies czy kot „zdychał”, dla drugich „umierał”. I w sumie w tych dwóch określeniach nigdy nie widziałem nic złego. Chociaż językowo pierwsze zarezerwowane jest dla zwierząt, drugie dla ludzi, to od wieków w języku potocznym używano określeń, które niekoniecznie przecież musiały współgrać z tym, co dane słowo rzeczywiście oznacza. O „umieraniu” zwierząt domowych mówili już ich właściciele setki lat temu. W jednym ze swoich postów na Facebooku słusznie zauważa ks. Andrzej Draguła, że dawniej ludzie i zwierzęta na wsi żyli w pewnej symbiozie. Przytacza też biblijny fragment z Księgi Samuela, gdzie bogacz traktował swoją owcę jak członka rodziny. „On ją karmił i wyrosła przy nim wraz z jego dziećmi, jadła jego chleb i piła z jego kubka, spała u jego boku i była dla niego jak córka” (2 Sm 12,3). To wcale nie znaczy, że traktowano zwierzęta jak „osoby”. Podnosi się często argument, że zwierzęta nawiązują między sobą relację, nie zawsze kierują się instynktem, są inteligentne, a niektóre przecież wytworzyły swoiste języki do komunikowania się. Nie o to chodzi jednak w rozumie i wolnej woli. 

Pies inteligentny – nie znaczy rozumny 

Rozum i wolna wola, czyli te atrybuty człowieka podnoszone przez teologię, wcale nie dotyczą tego, że człowiek jest inteligentny i potrafi ułożyć puzzle czy potrafi zdecydować, co danego dnia zje na kolację. Człowiek za pomocą rozumu potrafi między innymi odkrywać, co jest obiektywnym dobrem lub złem (skupię się na tej cesze rozumu), a potem w sposób wolny podjąć decyzję, czy idzie za jednym, czy za drugim. Chociaż Luter i Kalwin przekonywali, że natura ludzka jest tak zepsuta, że człowiek tej wolności już nie ma, to Kościół katolicki od zawsze nauczał, że choć skutkiem grzechu pierworodnego jest nasza skłonność do zła, to nadal to my wybieramy, czy za tym złem pójdziemy, czy może jednak wybierzemy dobro. Dlatego chodzimy do spowiedzi i prosimy Boga o przebaczenie. W przeciwnym wypadku spowiedź rzeczywiście byłaby okrucieństwem. Przecież, skoro nie mamy wolnej woli, tak czy siak byśmy zgrzeszyli. Jednak to nie prawda, mamy wybór. 

fot. Ethan Sykes/unsplash

Zwierzęta go nie mają. Nie są też w stanie rozpoznać, czy to, co robią jest dobre czy złe. Oczywiście, troszczą się o swoje młode, tęsknią za sobą albo za człowiekiem, z którym przebywają. Kiedy wracam z Polski do Meksyku i odwiedzam dom mojej narzeczonej, to jej pies nie może przestać skakać z radości. Możemy też stwierdzić, że zwierzęta przejawiają empatię. To bardzo ważna cecha, ale myli się ją z umiejętnością dokonywania właściwych wyborów moralnych. Otóż, ludzie, którzy kieruję się empatią, wyłączając rozum, często padają ofiarami osób bez empatii – psychopatów oraz im podobnych. Empatia bez rozumowego rozpoznania dobra i zła może prowadzić do czynów niemoralnych. 

Można się „zaprzyjaźnić” ze zwierzęciem 

Jestem przekonany, że zwolennicy eutanazji kierują się empatią, widząc cierpienie bardzo chorych ludzi. Nie zmienia to faktu, że jest to morderstwo, a w perspektywie społecznej to odbieranie nadziei cierpiącym ludziom na szczęśliwe życie pomimo cierpienia, którego doświadczają. Teraz już nastolatka chorująca na depresję nie idzie na terapię, by odzyskać chęć do życia, lecz wybiera śmierć. Nie wątpię też, że wielu zwolenników „zmiany płci” (uzgodnienia płci) u dzieci też popiera to z powodu empatii. Potrafią się wczuć w cierpienie osoby, która ma wrażenie, że to nie jej ciało. Prowadzi do tego, że pozwalamy jeszcze niedojrzałym ludziom na poważne operacyjne zmiany w swoim ciele (których potem mogą bardzo żałować), gdy nie mogą jednocześnie sami zdecydować o kupieniu piwa w sklepie, bo akurat na to ich uważamy za zbyt mało dojrzałych. Po drugie, zamiast uczyć ludzi akceptacji swojego ciała, polecamy im „operację”, która rozwiąże ich problem. A na tym zarabiają wielkie koncerny. Empaci wyłączający rozum i obiektywną moralność pomagają im napychać kiece na krzywdzie ludzkiej. Podobnie tyczy się to podejścia do nielegalnej imigracji (gdy empatia bez rozumu zapełnia kieszenie przemytnikom i handlarzom żywym towarem) oraz wielu innych kwestii. Nie mówiąc już o tym, że kierując się jedynie empatią, bez rozumu, łatwo możemy wpaść w sidła toksycznych i złych ludzi, którzy tę empatię umiejętnie wykorzystają do swoich celów. 

Ten długi wywód ma pokazać, że choć zwierzęta potrafią przejawiać empatię i troskę o innych, to nie oznacza, że potrafią jednocześnie wybierać dobro i zło. Prawidłowo uformowana empatia pomaga czynić dobro oraz nawiązywać głębokie relacje z ludźmi. Bez empatii nie jesteśmy w stanie tworzyć prawdziwych przyjaźni czy związków. Nie ona ostatecznie jest wyznacznikiem dobra i zła. 

Na pewno jednak będę dyskutował z ludźmi, którzy kategorycznie stwierdzają, że nie można się zaprzyjaźnić ze swoim pupilem. Na pewno to nie będzie przyjaźń w takim klasycznym znaczeniu, jak z drugim człowiekiem. Jak mówiłem wcześniej, w potocznym, codziennym użyciu żongluje się znaczeniami słów. Może bowiem narodzić się emocjonalna więź między człowiekiem a zwierzęciem. Płaczemy po zmarłym psie, pies płacze po swoim właścicielu, a może jednak „przyjacielu”. Dlatego naprawdę nie ma w tym nic złego, gdy ktoś mówi, że jego pupil „umiera”. Zdaje się, że ostatecznie i prof. Bralczyk nikomu tego nie zabrania. Powiedział tylko co jest poprawne językowo i jak to wygląda w jego odczuciu. 

Dehumanizacja ludzi przez humanizowanie zwierząt 

Już pomijam fakt, że niektórzy uważający się za empatów (bo lubią zwierzęta, a ich koty „umierają”) potrafią z takimi inwektywami odnieść się do starszego profesora, który wyraził swoją opinię. Nie powiedział też złego słowa o tych, którzy mimo wszystko „adoptują” zwierzęta, a ich psy „umierają”. Najbardziej niepokojące jest dla mnie to, że liczni komentujący wskazują na „okrucieństwo” ludzi oraz „dobroć” zwierząt.  

Fot. unsplash / Luke McKeown

Okazuje się, że w tej opowieści ludzie są krwiożerczymi zwierzętami mordującymi siebie nawzajem i czyniącymi zło. Zwierzęta z kolei są istotami pełnymi życzliwości. Czytałem komentarz, który mówił, że gdyby zamiast ludzi panowały zwierzęta, to nie byłoby tyle zła i nienawiści na świecie. Brutalna prawda jest jednak taka, że świat zwierząt jest okrutny, właśnie nieludzki. W przyrodzie często obowiązuje bezwzględna przemoc. I nie zmienia tego fakt, że udomowione zwierzęta mają ten instynkt znacznie osłabiony, a rodzina sarenek potrafi chronić siebie nawzajem.  

Gdy człowiek zachowuje się w tak bezwzględny sposób, to słusznie uważamy, że jego czyny są „nieludzkie”. Nie wnikając w dalsze rozważania na ten temat, niech dowodem ostatecznym będzie fakt, że jako wspólnota ludzka mimo wszystko przejmujemy się krzywdą zwierząt. Powstają organizacje, które starają się jej zaradzić. Warto tutaj zauważyć, że żadne gremium owczarków niemieckich czy szympansów nie zacznie się naradzać nad dobrem innych gatunków, bo do tego potrzeba rozumu właśnie. Szkoda tylko, że czasem nie widzimy krzywdy zwierząt tam, gdzie ona dzieje się naprawdę. 

Prawdziwa krzywda zwierząt 

To że będziemy mówić, że zwierzę zdycha zamiast „umiera” nic nie zmienia. Nasz pies, który może się nazywa, a nie wabi, w ogóle tej różnicy nie odczuje. Jestem ciekawy, czy ci sami ludzie, którzy teraz tak biadolą i od tygodnia męczą się nad zdychaniem zwierząt, są tak skrupulatni w zapobieganiu krzywdzie zwierząt, gdy idą na zakupy. 

Kiedy odwiedzamy popularne dyskonty czy supermarkety, to nierzadko bezrefleksyjnie kupujemy jajka, mięso czy mleko, które może pochodzić z firm, w których zwierzęta cierpią naprawdę. Produkcja przemysłowa żywności sprawiła, że kury czy krowy karmi się hormonami, zmusza (w nieludzki sposób!) do znoszenia jajek czy dawania mleka. Są one pozamykane w ciasnych pomieszczeniach. Żyją dużo krócej niż normalnie, ponieważ są bezwzględnie eksploatowane i doświadczają poważnych traum. Nie tylko bowiem bardzo cierpią fizycznie. Świnki czy krówki też czują więź ze swoim potomstwem, które na ich oczach jest od nich zabierane, a może i zabijane. 

Fot. PAP/Darek Delmanowicz

Dlatego możemy mówić o „humanitarnej” konsumpcji mięsa czy produktów odzwierzęcych. Unikanie firm, które w tak okrutny sposób eksploatują zwierzęta, pomoże przecież i naszemu zdrowiu, bo nie będziemy wcinać drobiu nafaszerowanego antybiotykami. Po to, żeby zjeść kurczaka, nie trzeba przecież wcześniej się nad nim znęcać. Warto promować przedsiębiorstwa, które nie torturują zwierząt, by mieć więcej mleka czy jajek do sprzedania. Tak zaradzimy „nieludzkiemu” traktowaniu zwierząt, a nie „uczłowieczając” je przez zmianę słów. 

Na koniec zaznaczę, że żaden wilk nigdy nie pomyśli, by lepiej traktować swoją ofiarę, która za chwile będzie jego posiłkiem. Człowiek, który jest największym drapieżnikiem na ziemi, potrafi się jednak tym przejąć i szukać sposobów, by to zwierzę, mimo że stanie się jedzeniem, nie cierpiało zanadto z tego powodu. To chyba jednak bardzo ludzka cecha. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze