Green Book. O braterstwie ponad podziałami
„Green Book” to kino, które chyba wszystkim nam jest potrzebne. Historia Stanów Zjednoczonych sama w sobie dostarczyła tematu na jeden z najlepszych scenariuszy filmów drogi. W tym roku Akademia Filmowa będzie miała twardy orzech do zgryzienia.
Historia społeczno-kulturowa Stanów Zjednoczonych XX w. to materiał na niejeden film i jak widać, temat ten się jeszcze nie wyczerpał. W każdym razie Peter Farrelly stworzył prawdziwą perełkę na sam koniec roku, tuż przed galą rozdania Oscarów. Cóż, udało mu się. Gdy byłam na seansie, sala kinowa co chwilę wybuchała gromkim śmiechem, by znów za moment wzruszyć się do łez.
Czasami trzeba wziąć manatki i wyjechać
„Green Book” to jeden z najbardziej oryginalnych współczesnych filmów drogi. Choć oczywiście historię przyjaźni czarnego i białego człowieka można tutaj porównać z chociażby „Nietykalnymi” to porównanie jednak byłoby mało odpowiednie. Peter Farrelly stworzył obraz przyjaźni, która nigdy nie powinna zaistnieć. Mimo tylu uprzedzeń, zwrotów akcji, nienawiści wszystkich dookoła – dwoje ludzi potrafiło ponad wszystko stworzyć historię, która pokrzepia serca milionów widzów. Cała opowieść dzieje się tak naprawdę podczas trasy koncertowej, lecz jej przeznaczeniem nie są kolejne występy, ale sama droga, która zmienia jej uczestników nieodwracalnie.
Odnaleźć swoją tożsamość
Wszystko zaczyna się od Toniego Vallelongi (Tony Lip) – cwaniaczka z Bronxu, który zatrudnia się pewnego dnia u czarnego „doktora” Dona Shirleya, człowieka z wyższych sfer, ekstrawaganckiego i pełnego kultury osobistej muzyka. To burzliwy okres w Stanach: panuje wtedy głęboki podział rasowy i pełna nienawiści wojna kulturowa. Opowieść Petera Farrelly dotyka wielu płaszczyzn, a zewnętrzna wojna społeczna jest tylko jedną z nich. W trakcie filmu dowiadujemy się o kolejnych przyczynach zachowań, które delikatnie odsłaniają nam pełen obraz postaci i ich wewnętrznych zmagań. To tak naprawdę opowieść o szukaniu swojej tożsamości i byciu z niej szczerze zadowolonym.
Potrzebujemy tej historii
Film jest prostolinijny, nie ma tutaj nagłych zwrotów akcji, ale mimo wszystko nie jest przewidywalny. To wszystko sprawia, że „Green Book” to kino nie tylko o rasizmie i głęboko zakorzenionych uprzedzeniach, ale przede wszystkim o prawdziwym braterstwie. Takim braterstwie, którego istnienie samo w sobie jest dowodem na to, że wiara w ludzkość jeszcze jest możliwa, że pośród wszechogarniającej wrogości możemy być dobrymi ludźmi. Wiele mówi się dzisiaj o tzw. mowie nienawiści i hejcie, a dopiero obraz Petera Farrelly pomaga nam dostrzec powody, dla których jesteśmy wobec siebie tacy jacy jesteśmy i robimy rzeczy, których w głębi serca nie chcemy robić. Ale dlatego właśnie potrzebujemy takich historii: żeby zrozumieć siebie nawzajem. Żeby wiedzieć, że zawiść może pokonać tylko “odwaga w naszych sercach”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |