Grzesznik umiłowany przez Boga
Przybliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: „Ten przyjmuje grzeszników i z nimi jada” (Łk 15,1-2).
Carlos przyjechał do São Paulo z wioski w górach. Przyjechał, by zarobić trochę pieniędzy, by móc kupić sobie łódź. Ale już kilka dni później został napadnięty i ciężko pobity. Tak bardzo, że miał uszkodzony kręgosłup i nie mógł chodzić. Nie miał też pieniędzy, by wrócić do rodzinnej wioski.
Dosłownie czołgał się po ulicach, pukał do drzwi różnych instytucji, księży, zakonów, ale nikt nie chciał mu pomóc. Pełen rozpaczy postanowił doczołgać się do rzeki i po prostu się w niej utopić. Kiedy znalazł się już na nadbrzeżu, zobaczył go Roberto. Alkoholik, narkoman, który wraz z prostytutką mieszkał pod mostem. Ulitowali się nad Carlosem. Wzięli go do swojej chatki skleconej z kartonów, blachy i szmat. Oddali mu jedyny materac, który mieli, żeby mógł na nim leżeć. Codziennie dbali o to, by miał co jeść. Przyjęli go, chociaż sami nie mieli niczego.
To autentyczna historia, która wydarzyła się na ulicach São Paulo. Opowiadają ją misjonarze z Przymierza Miłosierdzia. Ale nie chodzi tutaj tylko o poruszającą serce opowiastkę. To, co się wydarzyło, pokazuje, o czym musimy pamiętać. Coś, o czym Jezus mówi w Ewangelii.
W przypowieści o miłosiernym Ojcu czytamy, że ojciec biegnie na spotkanie syna. Jest to nie tylko wyraz wielkiej tęsknoty ojca za synem. W mentalności ludzi Bliskiego Wschodu bieg jest czymś nieprzyzwoitym, czymś, co nie przystoi. Biegnący starzec musiał po prostu uchodzić za kogoś, kto się ośmiesza. To nam pokazuje coś bardzo ważnego w Bożym miłosierdziu. Ono bardzo różni się od ludzkich kalkulacji i zachowań pełnych lęku przed narażeniem się na kpiny. Bez względu jak byśmy chcieli je unormalnić, miłosierdzie zawsze jest skandaliczne – pisze ksiądz Andrzej Draguła. Pewnie zdaniem wielu Bóg czasami zachowuje się nieprzyzwoicie, nie tak jak powinien, zgodnie z naszym wyobrażeniem o sprawiedliwości i miłosierdziu.
To jest prawdziwe miłosierdzie. Dać komuś coś tylko dlatego, że jest, że potrzebuje. Nie dlatego, że nam zbywa. Nie dlatego, że powinien na to zasłużyć albo że możemy mieć z tego jakąś korzyść. Ale po prostu z głębokiego poruszenia losem innego. Ze wzruszenia jego biedą, jego raną. Bo tak robi Bóg. Wybiega naprzeciw każdemu z nas, by go chwycić w ramiona. By mu pokazać, że ma po co i dla kogo żyć, że jest dla Niego ważny. I jakkolwiek wielkie byłyby nasze grzechy, jeśli wyruszymy do Boga, to On nie będzie kazał zasługiwać na swoją miłość. Nie będzie kazał na siebie czekać, bo On już biegnie naprzeciw. Bo on kocha grzesznika.
Historia z São Paulo mówi czymś jeszcze. Nikt nie ma tak mało, żeby nie mógł czegoś dać od siebie. Nikt nie jest tak pogubiony, by nie mógł kogoś odnaleźć. I nikt nie jest tak poraniony, żeby nie mógł kochać i ulitować się nad innym.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |