Hubert Piechocki: chorych zawsze macie u siebie
„Doświadczenie choroby sprawia, że odczuwamy naszą bezradność, a jednocześnie wrodzoną potrzebę drugiego człowieka” – pisze Franciszek w orędziu na obchodzony dziś Światowy Dzień Chorego. W minionym roku temat zdrowia zdominował debatę publiczną na całym świecie. Warto więc zastanowić się nad tym, co znaczy dzisiaj bycie chorym.
Przed pandemią choroba chyba dla wielu z nas była trochę abstrakcyjnym pojęciem. Owszem, przeziębienie, grypa, ból gardła, ból głowy itp. Dopadają czasem każdego z nas. Ale raczej nie traktujemy tych schorzeń jak poważnych chorób – to raczej chwilowe utrudnienie. Dlatego większość z nas zapytana o to, czy dobrze się czuje, pewnie odpowiedziałaby, że tak. „Tak, czuję się teraz zdrowy”. Ja bym tak teraz odpowiedział – choć zaraz okaże, że chyba nie mam do końca racji. Pandemia przypomniała nam, jak ważne jest nasze zdrowie i jak niewiele potrzeba, by nim mocno wstrząsnąć. Wystarczy niewielki wirus. Ale fakt, że zdrowie stało się tak ważnym tematem dyskusji publicznej jest godny zauważenia. Oby tak pozostało także po pandemii, gdy każdego dnia nie będziemy musieli już zaczynać od sprawdzania najnowszych statystyk zachorowań i szczepień.
>>> Najsłabsi toną codziennie – alarmuje Papieska Akademia Życia
To moje i Twoje „święto”
Słowo choroba – pomijając te krótkie, szybko wyleczone infekcje – była dla mnie abstrakcją. Wydawało mi się tak odległe. Do czasu. Od kilku miesięcy regularnie już zgłaszam się do przychodni po receptę, a potem idę do apteki wykupić lek na nadciśnienie. Ostatni raz musiałem zrobić to dzisiaj. I tak już będzie… do końca życia. Zdiagnozowano u mnie nadciśnienie, a to schorzenie, którego nie da się wyleczyć i trzeba wciąż brać tabletki. To nie jest uciążliwa choroba, funkcjonuje się z nią zupełnie normalnie. Warto tylko pamiętać o regularnym mierzeniu ciśnienia (przyznam, mam spory problem z tą regularnością), kontroli u lekarza i o braniu leków. Choroba, która nie dokucza i z którą można „w zdrowiu” żyć przez wiele lat. Ale mimo to w tym roku kilka dni przed Światowym Dniem Chorego uświadomiłem sobie, że w pewien sposób to też teraz mój dzień. Oficjalnie dołączyłem do grona chorujących przewlekle. Ale potem naszła mnie jeszcze jedna myśl – że to dzień każdego z nas. Bo te mniejsze czy większe choroby dopadają nas na różnych etapach życia. A czym jesteśmy starsi – tym więcej mamy schorzeń i dolegliwości wynikających z upływającego wieku, stylu życia itp. Sam w piątek skończyłem też czterotygodniowy turnus rehabilitacyjny, na którym pracowano nad moim zużywającym się kręgosłupem (sic, dopadło mnie nie tylko nadciśnienie). Każdy z nas jest więc chory – lub kiedyś chory będzie. To zatem dzień szczególnej modlitwy dla każdego z nas. Podczas uczty w Betanii Jezus powiedział, że „ubogich zawsze macie u siebie”. Dziś można te słowa sparafrazować: „Chorych zawsze macie u siebie”.
>>> Sakrament namaszczenia chorych czy ostatnie namaszczenie?
Przede wszystkim dekalog
Możemy uciekać od tego słowa, ale choroba jest doświadczeniem, z którym prędzej czy później zmierzy się każdy z nas. Choroba własna lub choroba kogoś bliskiego. Pewnych schorzeń i dolegliwości nie unikniemy. Co nie znaczy, że mamy nagle zacząć żyć „byle jak”. Ważna jest profilaktyka prozdrowotna, robienie badań kontrolnych, trzymanie się zaleceń lekarzy. Rozwój medycyny, najnowsze możliwości leczenia i terapii – to praktyczne wykorzystanie talentów, którymi Bóg obdarzył naukowców i medyków. A od nas chce, żebyśmy z odwagą leczyli się, a nie poddawali. To wynika z piątego przykazania dekalogu. „Nie zabijaj” to bowiem konkretne wezwanie to dbania o swoje zdrowie. Trzeba robić wszystko, by jak najdłużej utrzymać je w jak najlepszej kondycji (biję się w piersi, bo pisząc ten tekst sam jem pączka, który zbyt zdrowy nie jest – ale w tłusty czwartek chyba można mi wybaczyć). Odpowiedzialni jesteśmy zresztą nie tylko za swoje zdrowie, ale i za zdrowie bliskich i osób z otoczenia, w którym żyjemy (z przerażeniem, wracając z pracy, mijam domy, nad którymi unosi się czarny dym – zdrowe to na pewno nie jest).
>>> Kard. Nycz: każdy szpital jest dziś szczególną Kaną Galilejską
Cierpienie wśród nas
Moje nadciśnienie ze mną zostanie na zawsze, ale wierzę, że jeszcze długo nie będzie powodowało jakichś gorszych komplikacji. Jest jednak szereg osób, które są znacznie poważniej chore. I to właśnie nad nimi warto dzisiaj zatrzymać się na dłużej. Myślę zwłaszcza o chorych z minionego roku, o tych, których dopadł Covid-19 i którzy przechodzili tę chorobę w szpitalu, w oddaleniu od bliskich , od rodziny. Wielu z nich samotnie umierało. To ogromny dramat, cierpienie chorych i bliskich im ludzi. Tak wiele osób przez jednego wirusa nie miało nawet okazji pożegnać się. Dlatego nie powinno nas dziwić, że papież Franciszek pisze w tegorocznym orędziu o potrzebie drugiego człowieka. To potrzeba, która jest szczególnie obecna w ludziach bardzo chorych. Ale to też potrzeba każdego z nas. Potrzebujemy drugiego człowieka. Nie jesteśmy na tym świecie sami. Dziś szczególnie mocno odczuwam potrzebę wołania o troskę i wrażliwość na drugiego człowieka. Jesteśmy zagonieni, zalatani, często zbywamy drugiego. A przecież – on może nas potrzebować. A my jego. Bliskość drugiego człowieka może być lekarstwem. Nawet jeśli nie uleczy nas fizycznie, to na pewno wpłynie na naszą kondycję duchową i psychiczną – a to też elementy zdrowia, często niesłusznie przez nas pomijane. „Bliskość jest tak naprawdę cennym balsamem, który daje wsparcie i pocieszenie tym, którzy cierpią w chorobie. Jako chrześcijanie, przeżywamy bliskość jako wyraz miłości Jezusa Chrystusa, Dobrego Samarytanina, który ze współczuciem stał się bliskim każdego człowieka zranionego przez grzech” – pisze Franciszek. A kawałek dalej dodaje: „Dla dobrej terapii decydujące znaczenie ma aspekt relacyjny, dzięki któremu można mieć podejście całościowe do chorego”. Franciszek skupia się na pracownikach służby zdrowia, ale myślę, że warto podkreślić, że potrzebny nam jest po prostu drugi człowiek. Potrzebujemy siebie nawzajem.
Bądźmy ludźmi
Pierwsze miesiące pandemii były ogromną mobilizacją społeczeństw na całym świecie. Działo się wiele dobra. Wydaje się, że epidemia nam już trochę spowszedniała – a w związku z tym już tak nie widać różnych akcji, już nie dzieje się tak wiele dobra. Już nawet oswoiliśmy się z tymi codziennymi statystykami. Smutne, ale nawet liczby zachorowań i zgonów już tak nie przerażają, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Dlatego nie możemy zapomnieć, że wciąż mamy trudny czas. Wciąż ludzie chorują i umierają. Nie tylko na Covid-19, ale też z powodu wielu innych schorzeń. I nie możemy tych ludzi opuścić – zostawić ich samych. Przede wszystkim – nie możemy ich sprowadzać do liczb. Bo to nie liczby – to konkretni ludzie z konkretnymi historiami. Kilka tygodni temu „Newsweek” opisał kilka takich konkretnych osób. To było bardzo otrzeźwiające doświadczenie. Bo osoby, które były wcześniej liczbami stały się konkretnymi osobami, które zmarły przez zarażenie koronawirusem. Wciąż zdajemy egzamin dojrzałości z bycia ludźmi – czas pokaże, czy wyjdziemy z tej batalii zwycięsko. Tymczasem warto na koniec zapamiętać jeszcze jedno zdanie papieża Franciszka: „Społeczeństwo jest bardziej ludzkie, jeśli potrafi bardziej zatroszczyć się o swoich słabych i cierpiących członków, a zdoła czynić to skutecznie będąc ożywione miłością braterską”. A dziś pamiętajcie też po prostu o modlitwie za chorych – tych ciężko chorych, ale i tez tych, którzy z różnymi dolegliwościami będą zmagali się przez wiele lat.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |