Hubert Piechocki: wirus przenoszony drogą wzrokową [FELIETON]
Chciałoby się zatrzymać lato na zawsze, choć pewnie byłoby to egoistyczne. Przyroda potrzebuje przecież zmian – to dla niej przeżywamy co roku ten sam cykl życia i śmierci. I powoli wchodzimy właśnie w tę część roku związaną ze śmiercią natury.
Jest taki szczególnie trudny moment w roku. Chwila, gdy niby wciąż jeszcze cieszą nas długie dni, względnie wysoka temperatura i słońce. I zarazem chwila, kiedy coraz bardziej dotkliwie uświadamiamy sobie, że letni czas odchodzi w przeszłość. Że za chwilę światem zacznie rządzić jesień, a potem zima. Czasem to przejście jest bardzo delikatne, płynne, dzięki czemu tak mocno nie czujemy, że dobre dni odchodzą. A czasem lato chce się od nas gwałtownie odciąć. I już w sierpniu przynosi nam zimne, pełne deszczu dni.
>>> Dopada Cię jesienna depresja? Odmów tę modlitwę!
No więc tak jest chyba w tym roku. Patrzę dzisiaj przez okno i wciąż widzę tylko kolejne fale deszczu. Ogarnia mnie smutek, bo uświadamiam sobie, jak bliska jest już jesienna słota. W głowie krążą mi myśli o szarych, pozbawionych radości dniach. Nie lubię tego czasu. Koniec sierpnia zawsze jest dla mnie nostalgiczny. Bo lubię świat, który zaraz zniknie. Świat ciepła, słońca, światła. Ponury, nieprzyjazny wydaje mi się czas jesieni. Ale przecież taki wcale nie musi być. Jesień też potrafi mieć „pokojowe” oblicze. Potrafi ugościć nas soczystymi śliwkami, pełnymi grzybów lasami i gorącą, parującą zupą dyniową. Na taką jesień czekam. Ale chwilowo ten czas przejścia ma inne, smutne, szarobure oblicze.
>>> Acedia, czyli duchowa depresja. Mnisi znają na nią lekarstwo
Pamiętam taki wrzesień, w którym jeszcze do ostatnich dni miesiąca można było jeździć nad jezioro i spędzać nad nim czas. Można było nawet się w nim kąpać. Lato wtedy nie chciało odejść. Promienie słoneczne skutecznie pobudzały w nas produkcję witaminy D. W takim roku, gdy lato odchodzi powoli, nawet niezauważenie, jesienność tak bardzo nie boli. Staje się naturalnym przedłużeniem trwającego czasu. Ale jeśli wszystko jest gwałtowne, nagłe – to czuję ból. Mam poczucie pustki i końca. Jakby czas chciał postawić jakąś konkretną granicę pomiędzy przeszłością i przyszłością. A przecież znacznie lepiej jest, gdy czas porusza się w teraźniejszości. Chciałoby się zatrzymać lato na zawsze, choć pewnie byłoby to egoistyczne. Przyroda potrzebuje przecież zmian – to dla niej przeżywamy co roku ten sam cykl życia i śmierci. I powoli wchodzimy właśnie w tę część roku związaną ze śmiercią natury. Liście zaraz zaczną żółknąć, a potem opadną. Świat stanie się szary. I pozostanie nam jedynie nadzieja, że wiosną znów wybuchnie całą paletą barw. Że wróci życie.
To może banalne, gdy śpiewamy, że „w czasie deszczu dzieci się nudzą”. Ale prawda jest taka, że w czasie deszczu mało kto się nie nudzi. Bywa że siedzimy przyklejeni do okna i patrzymy – bez cienia nadziei – kiedy wreszcie skończy padać. A czasem potrafi padać i cały dzień – jak to miało miejsce ostatnio w Poznaniu. To nigdy nie jest łatwe, ale trzeba starać się przełamać tę rutynę. Zrobić coś, co pozwoli nam na pokonanie jesienności. Coś, co pozwoli nam chociaż wewnętrznie pozostać w letnim nastroju. W najbardziej deszczowy dzień poszedłem ostatnio na wieczorne ćwiczenia. Szło mi bardzo średnio, żeby nie powiedzieć, że kiepsko. Dopiero zaczynam i gdyby nie to, że skupiałem się głównie na obserwowaniu ruchów prowadzącej i powtarzaniu ich – to pewnie mógłbym zauważyć jak bardzo moje wersje ćwiczeń różniły się od tych wykonywanych przez resztę uczestników. Od przyjaciółki usłyszałem nawet, że byłem „kreatywny” – i to akurat nie był komplement. Szło mi średnio, a jednak ćwiczenia pozwoliły pokonać szarość tamtego poniedziałku. Nagle – pomimo fizycznego zmęczenia – w moim ciele pojawiły się jakieś spore ilości endorfin. I chyba właśnie w ten sposób powinniśmy sobie radzić z jesienią i zimą. Powinniśmy szukać drobnych działań, które przełamią ten smutny czas. Powinniśmy wychodzić z domu, a nie siedzieć w nim od momentu przyjścia z pracy (choć i w domu można ogarniać drobne przyjemności – takie jak oglądanie seriali czy czytanie książek). Nawet ciemność za oknem nie może być pretekstem do spędzania w domu całych dni. Wiem, jak bardzo depresyjnie może działać na nas jesień. Dlatego trzeba zadziałać wbrew tej porze roku!
>>> Złota polska jesień w Beskidach [GALERIA]
Nie ma jednego przepisu na skuteczną „walkę” z jesiennością, a potem też z zimowością. Drobną przyjemnością, która pozwoli na pojawienie się endorfin dla każdego może być coś innego. Ale szukajmy tych rzeczy. Przecież jeżeli samy będziemy szczęśliwi i radośni – to będziemy tym zarażać też innych. Uśmiech to taki pozytywny wirus, który przenosi się z człowieka na człowieka drogą wzrokową. To pozwoli nam przetrwać nadchodzące, ciemne dni. Bo jak inaczej nazwać czas, kiedy jasno jest tylko wtedy, kiedy akurat jesteśmy w pracy? Chcę wzbudzić w sobie nadzieję, że zaraz znów będzie wiosna i że mnie jak zwykle miło zaskoczy. Ale chcę żyć też jesienią i zimą – na przekór czasowi. Chcę ćwiczyć, czytać, słuchać. Chcę po prostu żyć. Na przekór deszczom, mrozom, śniegom, lodom i wiatrom. No więc żyjmy – niech jesienność i zimowość nie zabierze nam energii.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |