
fot. z arch. Lidii Banowskiej
„I zęby sobie na tym połamie teolog”, czyli o Bogu w literaturze. Rozmowa z dr hab. Lidią Banowską
Czy literatura może prowadzić człowieka do Pana Boga? Jakie znaczenie ma słowo i jaki oddźwięk wywołuje w odbiorcy? Czy człowiek musi przeczyć, wierzyć i wątpić? O tym z dr hab. Lidią Banowską rozmawia Antoni Jezierski.
Antoni Jezierski (misyjne.pl): Mówi się, że „wiara rodzi się ze słuchania”. A czy może rodzić się także z czytania? Czy literatura może być drogowskazem do Pana Boga?
Dr hab. Lidia Banowska: Jak najbardziej, literatura może prowadzić do pogłębienia relacji z Bogiem dla tych, którzy w Niego wierzą, jak i może być drogowskazem kierującym ku Bogu dla tych, którzy negują Jego istnienie – jak jednym z wierszy Czesława Miłosza, będącym poetycką odpowiedzią na pytanie o to, jak „modlić się do kogoś, kogo nie ma”:
„Pytasz mnie, jak modlić się do kogoś, kogo nie ma.
Tyle wiem, że modlitwa buduje most z aksamitu,
Po którym idziemy, podlatując jak na trampolinie (…)”
(O modlitwie)
>>> Czytać odpowiedzialnie. O doborze książek i ich krytycznej lekturze [FELIETON]

Albo inny przykład, też Miłoszowski, stawiający w centrum kwestię pytań o istnienie Boga i odwołujący się do biblijnej formuły „stróża brata swego”:
Jeżeli Boga nie ma,
to nie wszystko człowiekowi wolno.
Jest stróżem brata swego
i nie wolno mu brata swego zasmucać,
opowiadając, że Boga nie ma.
(Jeżeli nie ma)
Literatura może prowadzić ku Bogu na różne sposoby. Może tematyzować kwestie religijne wprost , afirmując je bądź poddając dyskusji.
>>> Życie w równoległych światach [FELIETON]
Może też jednak być i tak, że w dziele literackim nie pada ani jedno słowo o Bogu czy chrześcijaństwie, a jednak kwestie te zostają w utworze w jakiś sposób poruszone.
Tak. Choć ujęte nie wprost, a przez odniesienie czy przywołanie kontekstu. Przychodzi mi tu na myśl na przykład jeden z wierszy ks. Janusza Pasierba:
Na placu konstytucji
stary mężczyzna wyschnięty jak krzak
popycha wózek
siedzi na nim stara kobieta
obrzękła twarz odbija nieruchome niebo
po szarym bruku pod bezbarwnym niebem
ile lat
tak razem
ile lat ma razem
dwoje młodych co stoi obok na przystanku
jabłoń i sosna poziomka i czarna jagoda
wyniesieni nad brzydotę miasta
zamknięci w świetle jak w bursztynie
orzeźwiający jak źródło
tak
a jednak tamto liczy się naprawdę
i ma prawo brać nie nadaremno
wzywać imię
miłości
(Dwoje)

Przedstawiana w tym wierszu wizja człowieka jest do głębi chrześcijańska; fundamentem czy matrycą zobrazowanego w nim postrzegania miłości dwojga ludzi jest myśl o przymierzu, dla której kontekstem pozostaje przymierze Boga z Izraelem, wyrażone tak w Dekalogu (do którego utwór zawiera czytelną aluzję) czy Pieśni nad pieśniami, jak i fragmencie z Listu św. Pawła do Efezjan, w którym Apostoł narodów opisuje je jako misterium: „Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę, jak siebie samego!” (Ef 5, 32-33a).
Prof. Ryszard Przybylski twierdził nawet, że z perspektywy antropologii chrześcijańskiej literatura jako taka jest kerygmatem, bo zakłada głoszenie, a prof. Marian Maciejewski wychodząc z tego założenia proponował kerygmatyczną interpretację literatury, tyleż chrześcijańskiej (opartej o kerygmat pozytywny o zbawieniu), co i ateistycznej (odsłaniającej tzw. kerygmat negatywny).
Literatura jest więc typem przekazu, który wywołuje w nas jakieś echo, pewien oddźwięk i jako taka pozostawia w nas swój ślad jako wyraz określonych idei i obrazów, a idee – mają konsekwencje.
Literatura zatem do Boga prowadzić może, choć nie musi; może też od Boga oddalać bądź pozostawać wobec Niego – faktycznie bądź pozornie – obojętna. Od Boga może oddalać na przykład literatura przedstawiająca zafałszowany czy wykrzywiony Jego obraz, w sposób jawny bądź ukryty szydercza czy promująca treści o charakterze destruktywnym. Literatura może pozostawać wobec Boga obojętna, jeśli porusza kwestie z tematyką czy problematyką religijną niezwiązane, przynajmniej – niezwiązane bezpośrednio. Pośrednio bowiem literatura zakłada jakiś obraz świata i człowieka. W Ziemi Ulro Czesław Miłosz ujął tę kwestię jako „wielkie przeciwstawienie, w którym jedną ze stron jest przygodność (contingentia), a drugim zasadność. W danym wypadku słowa te znaczą tyle: albo każdy człowiek żyje, bo żyje, ale żadnej konieczności, żeby się urodził ani żeby się urodził taki, a nie inny, nie było. Albo też każde indywidualne istnienie jest konieczne, bo przewidziane było w boskim planie przed wiekami”. Jak widać, sama koncepcja bohatera opiera się tutaj na przyjęciu teistycznej bądź ateistycznej wizji rzeczywistości.

Bohaterowie, ich postawy, prowokacyjne pytania – to wszystko znajdziemy także w tekstach spoza kręgu literatury religijnej? Czy na przykład powieść, która tematycznie nie nawiązuje do wiary, ale stawia ważne pytania – poprzez chociażby wątki egzystencjalne – może nas ukierunkowywać na Boga?
– Oczywiście, warto sięgać po literaturę, która pobudza do refleksji. Jeśli inspiruje ona do poszukiwania prawdy o sobie i świecie, do przekraczania doczesności – to już sam ten fakt może stać się impulsem ukierunkowującym człowieka na inny wymiar, choć trzeba zarazem zauważyć, że takie kryterium może okazać się niewystarczające, na przykład w przypadku literatury ezoterycznej. Warto zatem rozważnie i krytycznie dobierać lektury, którymi się karmimy.
Rozumiem, że najważniejsze jest zachowanie krytycznego spojrzenia. A czy Pani ma we własnej „bibliotece” takie książki – kamienie milowe, które w jakiś sposób wpłynęły na Pani doświadczenie wiary?
– Moim kamieniem milowym „numer jeden”, myślę, że to nie będzie zaskoczeniem, jest Pismo Święte. W wieku dwudziestu kilku lat zaczęłam je po prostu otwierać i czytać fragmentami wybrany tekst. Zazwyczaj krótko, w ramach porannej modlitwy.
>>> Czy Biblia jest książką historyczną?
Ciekawe, że w Pani przypadku najpierw pojawiło się Pismo Święte. Mówię o tym dlatego, że zazwyczaj – jak sądzę – to inne książki wiele razy naprowadzają nas na Słowo Boże.
– Jeszcze zanim zaczęłam czytać Pismo Święte, poznałam trochę literatury z zakresu filozofii religii. Jednak istnieje zasadnicza różnica pomiędzy Biblią a książką o tematyce religijnej. Pismo Święte jest Słowem żywym, Słowem Boga skierowanym do mnie i ma moc poruszania głębiej, niż na poziomie intelektu. Czytamy nie tylko intelektem. W moim przypadku w odkrywaniu Słowa Bożego bardzo pomocny okazał się m.in. brewiarz z jego codziennym rytmem psalmów, pulsujących żywym doświadczeniem wiary, oraz z cennym zbiorem tekstów w Godzinie Czytań – można tam znaleźć prawdziwe „duchowe skarby”, m.in. bardzo świadomie wybrane teksty z dwutysięcznej historii Kościoła.

Jakie książki, czytane w późniejszym czasie, miały realny wpływ na Pani wiarę?
Przez lata było takich książek wiele, nie sposób wymienić oczywiście wszystkich. Jedną z pierwszych, po które sięgnęłam, były pisma Edyty Stein s. Teresy Benedykty od Krzyża, a potem – św. Teresy z Avila. Bardzo lubię wracać także do „Wyznań” św. Augustyna czy „O naśladowaniu Chrystusa”, raptularza przypisywanego Tomaszowi à Kempis – to książka, którą Mickiewicz czytał codziennie. Nie mogę nie wspomnieć o „Kręgu biblijnym” Romana Brandstaettera – eseju, który przedstawia Biblię naprawdę bliską człowiekowi. Ostatnio czytam „Dzienniczek” św. Siostry Faustyny.
Myślę, że dobrą opcją dla zabieganych są krótsze formy, które można wplatać w codzienność. Ważne, żeby mieć zawsze pod ręką wybraną książkę, którą można czytać „po kawałku”.
W ten sposób możemy czytać również poezję.
– Ona przemawia do nas przez piękno. Dostrzegamy w niej inne ukształtowanie słowa, bardzo świadome i skondensowane. Poezja stawia pytania, zaskakuje, zapada głęboko. Tu mogę wspomnieć najpierw o twórczości Czesława Miłosza, wskazującego jako jednego ze swoich mistrzów Adama Mickiewicza i czytającego go jako „poetę nieznanego”, a konkretnie jako autora (między innymi) Zdań i uwag… – cyklu tłumaczeń i parafraz mistyków europejskich. Nie mogę nie przywołać również Cypriana Norwida, którego poezja, odwołująca się do chrześcijańskiej antropologii, wielorako czerpie z nowatorsko przetwarzanej tradycji biblijnej, czy Zbigniewa Herberta („jednego z „późnych wnuków” Norwida) i jego „wierszy brewiarzowych”. Lubię też sięgać po religijną poezję paradoksu, w jej rozmaitych odsłonach – zarówno po wiersze angielskich poetów metafizycznych XVII wieku (znakomicie przetłumaczonych przez Stanisława Barańczaka), jak i po poezję św. Jana od Krzyża. Wracam też do znakomitej poezji medytacyjnej Karola Wojtyły – św. Jana Pawła II czy do „poezji kapłańskiej” – ks. Jana Twardowskiego, wspomnianego już wcześniej ks. Janusza Pasierba, ks. Wacława Oszajcy czy ks. Jerzego Szymika.
Czy któryś z polskich poetów jest Pani szczególnie bliski? Czasami, do pewnego stopnia, utożsamiamy się z czyimś doświadczeniem wiary. Czy można mówić o tego typu duchowej inspiracji?
– Wciąż mogłabym wymieniać wielu, ale zaczynając, myślę, od Miłosza…
>>> Jak napisać i wydać książkę?
A w poezji Miłosza – co takiego najbardziej Panią dotknęło?
Jego umiejętność przekładania doświadczenia wiary na konkret poetyckiego obrazu oraz związana z tym troska o pielęgnowanie czy odnowienie wyobraźni religijnej, a także to, że jest to poetycko opracowany zapis doświadczenia wiary żywej – to znaczy również podlegającej rozmaitym próbom i wahaniom, będącej „w ruchu”. W jednym z jego utworów bohater wyznaje: „Ja też jednego dnia wierzę, drugiego nie wierzę”. Jako kontekst dla przywołanego na początku naszej rozmowy wiersza O modlitwie zamieścił Miłosz refleksję Blaise’a Pascala: „Przeczyć, wierzyć i całkowicie wątpić jest tym dla człowieka, czym bieg dla konia” – i sądzę, że była to myśl polskiemu nobliście bliska osobiście, wyrażała dynamikę jego własnych pytań i wątpliwości. Zarazem ujmuje mnie ta poezja obecnym w niej rysem autoironicznego dystansu, wyraźnego na przykład w wierszu pt. Wyznanie:
„Panie Boże, lubiłem dżem truskawkowy
I ciemną słodycz kobiecego ciała.
Jak też wódkę mrożoną, śledzie w oliwie,
Zapachy: cynamonu i goździków.
Jakiż więc ze mnie prorok? Skąd by duch
Miał nawiedzać takiego? (…)”
Jak sam pisał (już serio), wiara nie oznaczała dla niego „wpłynięcia do portu spokoju”, a raczej pozostawała zmaganiem; nie dawała łatwych odpowiedzi na trudne pytania. Zarazem w swojej poezji Miłosz świadczył o wierze w istnienie „drugiej przestrzeni”, a sytuując człowieka wobec tego „innego wymiaru”, paradoksalnie potrafił odkrywać wartość kruchości ludzkiej kondycji śmiertelnika:
„Jak powinno być w niebie, wiem, bo tam bywałem.
U jego rzeki. Słysząc jego ptaki.
W jego sezonie: latem, zaraz po wschodzie słońca.
Zrywałem się i biegłem do moich tysiącznych prac,
A ogród był nadziemski, dany wyobraźni (…)”
Gdzie czas, który nas niszczy i razem ocala?
To już za trudne dla mnie. Pokój wieczny
Nie mógłby mieć poranków i wieczorów.
A to już dostatecznie mówi przeciw niemu.
I zęby sobie na tym połamie teolog.”
Nie przykrywał cierpienia wiarą fasadową. Jak pisał w jednym ze swoich wierszy, „Gonimy dopóki żywi, szczęśliwi i nieszczęśliwi”.
Tak, rozległości horyzontów intelektualnych towarzyszy u niego emocjonalny żar. Prof. Krzysztof Dybciak określił poezję Miłosza jako „poezję pełni bytu” i myślę, że jest to bardzo celna formuła, ujmująca głębię i wielostronność tej twórczości, a zarazem jej zasadniczą afirmatywność. Warte docenienia pozostaje także podjęte przez poetę poszukiwanie języka adekwatnego do stawiania pytań o kwestie teologiczne, a jednocześnie dotyczące każdego, poszukiwanie podejmowane po to, „żeby można było rozmawiać/ poważnie o rzeczach naprawdę poważnych”:
„Przepraszam, wielebni teologowie, za ton nie licujący
z fioletem waszej togi.
Miotam się i przewracam w łożu mojego stylu,
szukając, kiedy będzie mi wygodnie,
ani za świętobliwie, ani zanadto świecko.
Musi być miejsce środkowe, między abstrakcją
i zdziecinnieniem, żeby można było rozmawiać
poważnie o rzeczach naprawdę poważnych.
Katolickie dogmaty są jakby o parę centymetrów
za wysoko, wspinamy się na palce i wtedy
przez mgnienie wydaje się nam, że widzimy (…)”
(Przepraszam)
Warto dodać, że fundamentem tych rozmów pozostaje „pojęcie prawdy” i uznanie „sensu,/ niemożliwego bez absolutnego punktu odniesienia”:
„Dlaczego teologia? Bo pierwsze ma być pierwsze.
A tym jest pojecie prawdy. I właśnie poezja
swoim zachowaniem przerażonego ptaka
tłukącego się o przezroczystą szybę, poświadcza,
że nie umiemy żyć w fantasmagorii.
Oby do naszej mowy wróciła rzeczywistość.
To znaczy sens, niemożliwy bez absolutnego punktu odniesienia”.
Poezja Miłosza zajęła bardzo naszą rozmowę (śmiech), a chciałem jeszcze wrócić do wątku, który już w pewnym sensie został zasygnalizowany, czyli do Biblii. „List miłosny Boga do człowieka” – Bóg daje się w nim poznać jako kto?
– Chyba na początku trzeba by było zapytać: „Komu daje się poznać” oraz „Z jakimi intencjami ten ktoś podchodzi do Słowa?”. Innymi słowy, czy ma „uszy do słuchania”, czyli wolę usłyszenia słowa Boga jako skierowanego do siebie osobiście oraz wolę wprowadzenia słowa w czyn, w realia swojej codzienności. Pismo Święte jest słowem żywym. Brandstaetter mówił, że aby dobrze przetłumaczyć hebrajskie rozumienie „Dawar”, czyli „Logosu”, trzeba by je oddać jako „Słowo-Czyn”, czyli słowo, które działa.
W jaki sposób? Jak to wytłumaczyć?
Od strony teoretycznej to pewnie bardziej pytanie do biblisty. Najprościej rzecz ujmując, jest to słowo, które nie jest abstrakcyjną ideą, lecz ma moc, działa. Na kartach Biblii pojawia się wielokrotnie i ma znaczenie fundamentalne; na przykład w Księdze Genesis poprzez słowo Bóg powołuje świat i człowieka do istnienia, a w Księdze Izajasza Bóg mówi do człowieka, że „Słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do mnie bezowocne, zanim najpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa”. (Iz 55, 11). Analogicznie, nawet nasze ludzkie, „słabe”, słowo działa: może wzmacniać lub ranić. Biblia jest Słowem, które pochodzi od Boga, który mnie kocha. W różnych momentach życia może mnie napominać, pocieszać czy korygować; jednym słowem – wskazywać kierunek, wzywać do wewnętrznej przemiany, a nawet po prostu – wewnętrznie przemieniać. Czasami można też nie słyszeć Słowa. Sam gest otwierania Pisma Świętego jest już jednak rozpoczęciem rozmowy.
Ważne, by nie zaszufladkować Pana Boga, czytając Jego Słowo i czasami pozwolić się zaskoczyć. Sam czuję się zainspirowany, żeby sięgnąć głębiej do Pisma Świętego.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |