fot. youtube

Inauguracja cyklu mszy świętych w intencji beatyfikacji bohaterskich sakramentek

Msza św. w intencji beatyfikacji bohaterskich sióstr sakramentek z klasztoru na Nowym Mieście zainauguruje cykl comiesięcznych Eucharystii, które będą sprawowane w kościele św. Kazimierza w Warszawie. Benedyktynki sakramentki zapraszają wiernych z Warszawy oraz gości stolicy do włączenia się w modlitwę o wyniesienie na ołtarze s. Marii Tomei i 33 towarzyszek męczeństwa.

W czasie Powstania Warszawskiego klasztor benedyktynek sakramentek przyjął powstańców i mieszkańców dzielnicy. W tych okolicznościach wiele sióstr (wiele z nich uczyniła to wcześniej) złożyły ślub żertwy, zgodnie z charyzmatem Zakonu – ofiarowały życie Bogu za miasto, ojczyznę i świat. Choć mogły się ewakuować i uratować, zostały na miejscu na prośbę dowódców Powstania. Zginęły pod gruzami własnego klasztoru 31 sierpnia 1944. W ubiegłym roku wspólnota sakramentek zorganizowała uroczyste obchody 80. rocznicy męczeństwa swoich współsióstr, na które złożyły się Msze św. pod przewodnictwem metropolity warszawskiego kard. Kazimierza Nycza i nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Antonio Guido Filipazziego, konferencje, wystawę, ukazującą dramat mniszek i mieszkańców Starówki.

>>> Mniszka benedyktynka: modlitwa to nie ubezpieczenie na życie

fot. PAP/Radek Pietruszka

Homilie okolicznościowe w każdą ostatnią niedzielę miesiąca będzie głosił ks. prał. dr Robert Ogrodnik, historyk, pracownik IPN i PAN, wiceprezes Fundacji Cultura Memoriae, kapelan Rodziny Ravensbruck. Początek Mszy św. w niedzielę 26 stycznia o godz. 17.00 w kościele klasztornym pw. św. Kazimierza przy Rynku Nowego Miasta 2 w Warszawie.

Sakramentki – w poszukiwaniu śladów

Trzydziestego pierwszego sierpnia 1944 roku pod gruzami własnego kościoła i klasztoru zginęły trzydzieści cztery benedyktynki sakramentki ze wspólnoty na Nowym Mieści. Co o nich wiadomo? Niewiele poza tym, że wcześniej ofiarowały swoje życie „aby Polska nie była taka czy inna, ale Chrystusowa”. Za miasto, Polskę, świat i Kościół, za nawrócenie Hitlera, za brata – kapłana zgodnie z tzw. ślubem żertwy, składanym obok ślubów czystości, ubóstwa i posłuszeństwa – ofiarowania życia w ważnej intencji, gdyby taka była wola Boga. Ofiarowanie sakramentek i fama ich świętości były znane mieszkańcom Warszawy, którzy otaczali je czcią i podziwem, pamięć o nich była bardzo żywa zwłaszcza w pierwszych latach po wojnie. Ta pamięć trwa, a ci, którzy się dowiadują o ich ofierze, pytają, czy są wyniesione na ołtarze.

26 dni heroizmu

W Przemienienie Pańskie, szóstego sierpnia 1944 roku, który był szóstym dniem Powstania, do furty zgromadzenia, które dyskretnie egzystowało i modliło się na Nowym Mieście od ponad dwustu pięćdziesięciu lat, zapukali jego przywódcy i zaapelowali, żeby siostry otworzyły swój klasztor i wpuściły żołnierzy. Walki toczyły się w pobliżu – w Wytwórni Papierów Wartościowych, nadwiślańskiej, nieistniejącej dziś dzielnicy Rybaki, w pobliżu wznoszono barykady. Przeorysza, matka Jadwiga Byszewska, wyraziła zgodę i kolejnych dwadzieścia sześć dni były nieustającą pomocą i ofiarną służbą – siostry karmiły powstańców i mieszkańców Starówki, leczyły rannych w zaimprowizowanym szpitalu polowym, oddawały wszystko, co miały.

fot. PAP/Albert Zawada

Niemcy szybko zorientowali się, że klasztor stał się mocnym punktem oporu, więc cały kompleks klasztorny był bombardowany i podpalany, zakonnice gasiły płomienie wśród sypiących się tynków i walących się ścian… i cały czas adorowały Najświętszy Sakrament, wierne charyzmatowi Zgromadzenia – nieprzerwanego wielbienia Jezusa Eucharystycznego. Któregoś dnia Niemcy wydali rozkaz opuszczenia klasztoru przez siostry, one odmówiły. M. Byszewska powiedziała, że widać wolą Bożą jest, „żebyśmy tu umarły”. Decyzja była konsultowana z dowódcami powstańców, którzy prosili, żeby zostały, bo opuszczenie klasztoru źle wpłynie na morale żołnierzy i będzie to znak, że nie ma już nadziei. W ostatnim dniu sierpnia nastąpił koniec – po zbombardowaniu resztek kościoła i klasztoru śmierć poniosło około tysiąc osób cywilnych, czterech księży, dwie zakonnice bezhabitowe, trzydzieści cztery sakramentki.

Warszawska legenda miejska mówi, że w chwili ich śmierci w niebo wzbiło się stado białych gołębi.

Te, które przeżyły, zostały popędzone do Dulagu 121 wraz z ludnością cywilną.

Klasztor i kościół pw. św. Kazimierza zostały doszczętnie zrujnowane, obrócone w kupę gruzu. Biblioteka, złożona z 60 tysięcy woluminów i cenne archiwa, gromadzone od XVII wieku zostały spalone (klasztor był fundacją królowej Marii Kazimiery, wotum dziękczynne za wiktorię wiedeńską, pierwsze zakonnice przybyły z Francji), zniszczone były bezcenne historyczne zabytki. Dwanaście ocalałych sióstr wróciło, gdy tylko było to możliwe, zaczęła się mozolna odbudowa w mało przychylnych dla Kościoła warunkach PRL.

Zupełnie niezwykła załoga

Mimo pożogi i zniszczeń pamięć o sakramentach, które ofiarowały się i zginęły, przetrwała dzięki wspomnieniom, artykułom w powojennej prasie, nade wszystko dzięki książce s. Jadwigi Stabińskiej OSB AP, która starannie zbierała wszelkie informacje o współsiostrach i wydarzeniach w sierpniu ‘44. Z jej studium wyłania się zupełnie wyjątkowy i wielobarwny zespół kobiet. Podprzeoryszą i mistrzynią nowicjatu była s. Tomea Kopeska, wybitna tomistka, która obroniła doktorat we Fryburgu szwajcarskim i s. Klara, córka ubogiej chłopskiej rodziny, prawie analfabetka, która była tak dojrzała duchowo, że przełożona zasięgała jej rad. Siostra Ignacja Rejewska, poliglotka, biegła maszynistka i stenotypistka, była konwertytką z kalwinizmu. Na katolicyzm przeszła z powodu sakramentu spowiedzi, gdyż szukała w niej pomocy i dźwigni w rozwoju duchowym. Były wśród zakonnic panny, pochodzące z ziemiaństwa, tak jak przeorysza, m. Jadwiga Byszewska „wypożyczona” z klasztoru panien benedyktynek w Staniątkach żeby wspomóc formację i Małgorzata Zalazek, nieślubna chłopska córka, dla której ten fakt był powodem do własnych upokorzeń. Córka kowala, Anzelma Matuszczak, ukończyła polonistykę na uniwersytecie w Poznaniu, ale w klasztorze najczęściej pracowała fizycznie. Były wśród nich mistyczki, s. Katarzynie objawiał się Jezus w koronie z gwiazd, Który chciał, żeby złożyła ofiarę życia za miasto, Kościół i świat, a ona tak bardzo się przed tym broniła, że pewnego dnia rozpłakała się na rekreacji, bo nie potrafiła opanować napięcia. S. Magdalena Schmidz de Grollenbourg. Dość ciekawa postać, miała ogromne poczucie humoru, który objawiał się w sposób nietypowy w klasztorze kontemplacyjnym. Miała alzackie korzenie, a swój nieustająco dobry humor tłumaczyła tym, że ojciec wykąpał ją w szampanie, gdy była niemowlakiem gdy zachorowała.

Miejsce Pamięci Powstania Warszawskiego – klasztor Sakramentek oraz kościół św. Kazimierza przy Rynku Nowego Miasta w Warszawie, fot. PAP/Paweł Supernak

Siostra  Michaela, postulantka, z wykształcenia architekt, 31 sierpnia była chora, dlatego siedziała w piwnicy, więc nie przyszła na adorację z siostrami (sakramentki zginęły adorując Jezusa w Eucharystii), dlatego ocalała. Choć s. Józefa biegała i namawiała: Siostry, ofiarujcie się, ofiarujcie się, s. Michaela tego nie podjęła. Po wojnie jej wykształcenie okazało się opatrznościowe, gdy odbudowywano zespół klasztorny.

Były w tym gronie zakonnice po wyższej szkole politycznej, konserwatorium, polonistyce, seminarium pedagogicznym i siostry, które ukończyły kilka klas szkoły powszechnej. Czy posiadając takie dane można rozpocząć proces beatyfikacyjny?

Zostały świstki papierów

Przy bliższej analizie okazuje się, że to i sporo, i mało jeśli chodzi o znajomość faktów.

– Mamy wszystkie nazwiska sióstr, które się ofiarowały i które później zginęły. Datę i miejsca urodzenia, w większości datę wstąpienia do sakramentek czy profesji, ale tylko połowę ich zdjęć – mówi s. Maria Józefina, która kompletuje informacje o współsiostrach. – Nawet nie wiemy, jak wyglądały. O niektórych zachował się najwyżej jeden dokument albo jakiś mały świstek, np. dyplom ukończenia szkoły, papiery, dotyczące meldunków, metryki urodzenia. Część informacji można było znaleźć dzięki digitalizacji ksiąg parafialnych, jednak co do starszych sióstr, dokumenty, jeszcze z czasów zaborów, były sporządzane po rosyjsku lub niemiecku, gdyż jedna z sióstr przyjechała spod Poznania, trzeba je odczytać.

Strona Genealogia.pl jest w tym względzie bardzo pomocna. Co do archiwów Zgromadzenia – w czasie pożogi spaliło się praktycznie wszystko, nic nie zostało. Ocalały fragmenty, na niektórych pojedynczych kartkach, nadpalonych, są jakieś informacje, ale są siostry, po których absolutnie nic nie ma, najmniejszego śladu. Siostra Ignacja Rejewska zrobiła spis tego, co było w archiwum. Dzięki temu wiemy, co było, a czego już nie ma.

Żyją w pamięci

– Zaraz po wojnie śmierć sióstr była bardzo głośną sprawą – mówi przeorysza Maria Blandyna. Jedna z sióstr jechała do rodziny i w pociągu zauważyła w jakiejś gazetce zdjęcie ruin kościoła wraz z opisem tego, co się wydarzyło – że siostry ofiarowały swoje życie. To był fakt powszechnie znany, a nabożeństwa rocznicowe ściągały tłumy. Do tego stopnia, że gdy ja wstąpiłam do klasztoru, siostry były w fazie wyciszania tego, bo uznały, że za dużo jest szumu, że lepiej, żeby te siostry „wtopiły się w powstańców”, którzy walczyli na Starówce. Odmawiamy więc ogólną intencję modlitewną, nie wspominamy o siostrach.

fot. PAP/Radek Pietruszka

– Są świadectwa, że w czasie pogrzebu ludzie garnęli się do trumien, ocierali o nie różańce czy obrazki, żyły w pamięci okolicznych mieszkańców – dodaje s. Maria Józefina. Była więc fama świętości. Gdy siostry znalazły się w Otwocku, tam już wszyscy wiedzieli o ich ofiarowaniu. Także opowieść, może legenda miejska, że w chwili ich śmierci pod gruzami, uniosło się w niebo stado białych gołębi.

Dziś ludzie nadal gromadzą się w rocznicę ich śmierci. Przychodzi wielu młodych ludzi, co jakiś czas zgłaszają się osoby, które twierdzą, że np. siostry uratowały komuś z rodziny życie.

Siostra Maria Józefina opowiada, że do rozmównicy przyszła kobieta, która twierdziła, że jej mama i babcia umarłyby z głodu, gdyby nie siostry, które karmiły je opłatkami, gdy te ukrywały się w piwnicy. I one przeżyły Powstanie. Jej mama, babcia i prababcia chroniły się w podziemiach klasztoru i gdy dowiedziały się, że będzie bombardowanie, mama i babcia wyszły, ale zostawiły prababkę, gdyż ona nie mogła chodzić, a one nie miały siły ją stamtąd wyciągnąć, więc tam zginęła. I matka całe życie pamiętała wzrok prababci, która zostawała w podziemiach.

Pomnik Powstania Warszawskiego na Placu Krasińskich w Warszawie, fot. PAP/Rafał Guz

Rodzina s. Alojzy Tryc, kolejne pokolenie, przechowuje pamięć o krewnej. Ostatnio przyszła pani, należąca do rodziny, przeświadczona, że jest ona święta i opowiedziała, że ostatnio czuła się bardzo źle, nic nie pomagało, więc pomodliła się do s. Alojzy i odszedł ból głowy, a miała mieć operację.

Bez sugestii ze strony sióstr warszawskich sakramentek benedyktyni z przeoratu Silverstream w Irlandii z własnej inicjatywy napisali modlitwę za wstawiennictwem sióstr, gdyż są przekonani o ich świętości i zachęcają do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego.

– Próbujemy zebrać co się da, szukamy kontaktów z rodzinami. Czasami same się zgłaszają, przyjechała do nas siostrzenica babci, czyli kuzynka s. Elżbiety Naruk. Opowiedziała, że w jej rodzinie pielęgnowana jest pamięć, o tym, że ich krewna ofiarowała swoje życie za nawrócenia Hitlera. Ta rodzina jest przeświadczona, że jest świętą – mówi s. Maria Józefina. – Dzięki niej mamy jej zdjęcie oraz wiedzę, że jej rodzony brat był karmelitą, w czasie okupacji był w klasztorze w Czernej i gdy się dowiedział, że zginęła w czasie Powstania, zdecydował, że chce mieć jakiś jej wizerunek. Poprosił więc rysownika z Krzeszowic o zrobienie portretu siostry na podstawie zdjęcia, a po bokach stoją rodzice. Prawdopodobnie fotografia została zrobiona przed jej wstąpieniem do zakonu – welon jest fantazyjny. Od o. Zielińskiego z Czernej otrzymałyśmy całą teczkę dokumentów, bo uznał, że dla nas są cenniejsze.

– Poszukujemy najmniejszy drobiażdżek, czujemy się do tego zobowiązane, są ludzie przeświadczeni o ich świętości, nawet w pandemii przychodzili – mówią zakonnice.

– Znalazłyśmy też zdjęcie s. Kolumby Sumińskiej. Ona pochodziła z Krotoszyna i  tam mocno czczą s. Kolumbę. Co roku jest Msza św. za tych, co zginęli w Powstania i zawsze wspominana jest s. Kolumba, jest nagrobny pomnik na krotoszyńskim cmentarzu, a na nim widnieje napis, że zginęła tragicznie w czasie Powstania – mówi s. Maria Józefina. Zdjęcie już pokolorowane. Napisałyśmy do proboszcza parafii, on dał telefon p. Stanisława, bratanka s. Kolumby, ale to zdjęcie jest jedyną pamiątką, zresztą z archiwum szkolnego, bo rodzina nie ma żadnych pamiątek po niej. Tu pojawia się trudność, bo jej rodzina sądzi, że s. Kolumba wstąpiła do sakramentek zaraz po maturze, dokumenty pokazują zaś, że wstąpiła w 1941, czyli w czasie wojny. I nie wiadomo, co robiła przez dziesięć lat – od matury do zgłoszenia się do nowicjatu. Prawdopodobnie wyjechała z domu, nie wiadomo po co, może chciała studiować, może do pracy.

Czasami ślady życia sióstr trafiają do sakramentem w zadziwiający sposób. Matka Maria Blandyna opowiada, że znalazła doktorat s. Tomei na Allegro. –Napisany, rzecz jasna po niemiecku, obroniony we Fryburgu szwajcarskim. Ten doktorat nam przysłano. Otwieram przesyłkę, a tam wpis s. Tomei, która we Fryburgu ofiarowała egzemplarz jakiejś znajomej.

Miała wykłady nt. spuścizny św. Tomasza, na które przychodzili ludzie z miasta, ówczesna elita  intelektualna. Siostry są w kontakcie z bratanicą s. Tomei i mają nadzieję, że otrzymają od niej nieznane dotąd informacje.

W cudowny sposób ocalał dziennik s. Ignacji Rejewskiej, tej, która przeszła z protestantyzmu. To niezwykłe, ale ocalał we fragmentach. Jego początek, widać, że był pisany w styczniu 1944. – Bije z tych zapisków duch wynagrodzenia za to, co się dzieje dookoła. Te notatki sięgają roku 1909, później zaczęła to sobie porządkować. To piękne konferencje ascetyczne, wewnętrzne światła, ona czasami tak pisze, jakby pisała poemat, jej wzniesienie duszy do Boga jest niesamowite, szczególnie te, pisane w czasie wojny, aż ciarki przechodzą – mówi s. Maria Józefina. – I dodaje, że na cmentarzu kalwińskim w Warszawie znalazła nagrobek jej rodziców.

Siostra Katarzyna miała wizję Pana Jezusa, który chciał od niej, żeby ofiarowała się za miasto, Polskę, Kościół i świat. Ona odsuwała od siebie tę wizję, nie chciała tego, była przerażona, nie wytrzymywała napięcia, rozpłakała się na rekreacji. Pan Jezus nadal jej się pokazywał w koronie z gwiazd i żądał ofiary. Były nawet wśród sióstr narady teologiczne, czy Pan Jezus może się pokazywać w koronie z gwiazd, ikonografia nie zna takiego wyobrażenia.

Zakonnice ubolewają, bo jedna z sióstr, która wstąpiła już po wojnie, znalazła w gruzach jakiś bilecik. Po pierwszych linijkach zorientowała się, że to tekst ofiarowania. Przypuszczała, że pisała go s. Katarzyna. Ale ponieważ zakonnice były uczone, że cudzych papierów się nie czyta, więc nie czytała dalej, a zaniosła go przełożonej. A tu trwała odbudowa, bałagan i ten papier zaginął. Tak samo jak zaginął, już dużo później, brudnopis kroniki z czasów okupacji. Sama kronika się nie zachowała, ale zachował się brudnopis, z którego korzystała s. Assumpta Stabińska przy pisaniu swojej książki w latach 70. ub. wieku. Zniknął.

Siostra Hilaria studiowała medycynę. – Zwróciłam się do Uniwersytetu Medycznego w Warszawie z zapytaniem o archiwa. Okazało się, że owszem, studiował tam jej ojciec i dwóch jej braci. Jeden studiował medycynę, drugi farmację, psychologię, są ich zdjęcia w pięknych mundurach, bo byli w Armii Andersa (?), ale nie ma informacji o s. Hilarii. To było tajne nauczanie, nikt przecież nie robił list studentów. Jest też dom całodziennej opieki dla powstańców, w której była pani, która też studiowała na tajnych kompletach. Pytałam i o s. Irenę Kraków, nie pamiętała takiej osoby. S. Asumpta dotarła do proboszcza, który znał s. Hilarię, ale on niewiele wiedział.

Na stronie internetowej naszego klasztoru zamieściłyśmy z prośbę o informacje o sakramentkach, ale nikt się nie odezwał – ubolewają sakramentki.

Wyboiste drogi do beatyfikacji

Siostry modlą się w ukryciu w intencji beatyfikacji. W tym roku każda z nich wylosowała jedną z sióstr, które zginęły. Siostra, która wylosowała s. Anzelmę, ułożyła litanię do niej. I modli się tą litanią. To ta zakonnica, która ofiarowała życie za brata kapłana, który był uwięziony w Dachau. On rzeczywiście ocalał i po wojnie mówił, że to cud, bo kilka razy groziło mu rozstrzelanie. W Ostrowie Wielkopolskim, gdzie pracował po wojnie, jest szkoła sióstr salezjanek im. Siostry Anzelmy Matuszczak. – A ja wylosowałam s. Kolumbę i sen spędza mi z powiek, co ona robiła przez te dziesięć lat między maturą a wstąpieniem do zakonu – wyznaje s. Maria Józefina.

Opinia z Dykasterii ds. Kanonizacji głosi, że przy obecnym stanie prawa kanonicznego beatyfikowanie sakramentek jako męczennic jest niemożliwe, bo trzeba było udowodnić, że Niemcy, którzy bombardowali klasztor i kościół, robili to z nienawiści do wiary. A dlaczego bombardowali kościół? – Bo tam byli ludzie, ognisko oporu.

Z kolei ktoś „wybił im z głowy „trzecią drogę”, nakreśloną niedawno przez papieża Franciszka w motu proprio „Maiorem hac dilectionem” (za dar życia czyli męczeństwo z miłości, dobrowolnego oddania życia), bo trzeba by było prowadzić procesy każdej siostry z osobno. – Musiałybyśmy wybrać jedną, dwie siostry, nie mam do tego przekonania. Poradzono nam, żeby nie wchodzić na tę trzecią drogę, tylko trwać przy drodze męczeństwa – mówi m. Maria Blandyna. Ks. Kardynał powiedział, żeby skierować do niego oficjalną prośbę z jakimiś materiałami i on to przekaże ks. Jackowi Wielińskiemu żeby on rozeznał, czy ma to szansę. Na początku powiedział, że spyta kolegów, jeden powiedział, że jest szansa na rozpoczęcie procesu, drugi że nie ma. Męczeństwo jest prostszą drogą, bo nie jest potrzebny cud, a przez brak cudu ileś procesów stoi w miejscu. Jest potwierdzenie heroiczności cnót, a nie ma cudu.

– Ks. Jacek Wiliński nas zachęca, ks. Tomasz zachęca. Trzeba iść do przodu, choć nie ma dowodów, wszystko spłonęło w popowstańczej pożodze.

Po zebraniu materiałów trzeba znaleźć elokwentnego teologa, który napisałby uzasadnienie, ale musiałby być o tym głęboko przekonany. Dobre uzasadnienie teologiczne jest potrzebne. – My nie wątpimy w ich świętość.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze