fot. youtube

Mniszka benedyktynka: modlitwa to nie ubezpieczenie na życie

Z kim porozmawiać o sile i pięknie modlitwy, jak nie z mniszką klauzurową, której całe życie jest modlitwą? Tym bardziej byłem szczęśliwy i zaszczycony, gdy moją prośbę o spotkanie przyjęła siostra Maria Dorota z klasztoru benedyktynek sakramentek przy rynku Nowego Miasta w Warszawie.  

Rynek Nowego Miasta (na Starym Mieście w Warszawie) to punkt obowiązkowy każdej porządnej wycieczki po stolicy. Na nim dwa charakterystyczne miejsca: studnia, a w tle kościół sakramentek. To barokowy kościół św. Kazimierza z kopułą (ostatnio gruntowanie wyremontowany) oraz zespół klasztorny z wzniesionym od strony Rynku barokowym pałacykiem (z ok. 1745 r.). Kościół to ważny punkt na mapie wojennej Warszawy. W czasie powstania w 1944 r. pełnił funkcję szpitala polowego. Wcześniej, w czasie wojennej pożogi, bombardowania ominęły tę świątynię. Gdy siostry zaczęły w nim opatrywać rannych, kościół znalazł się pod ostrzałem nazistów. Został zniszczony we wrześniu 1944 r. (straty oszacowano na 80%), a pod gruzami straciło życie około tysiąc osób. Wojenną historię sióstr w książce „Siostry z powstania” opisała Agata Puścikowska. To również ona wspomniała o nieustannej modlitwie, jaką mniszki klauzurowe prowadzą w tym miejscu. Dlatego, gdy pomyślałem o rozmowie o modlitwie, siostry jako pierwsze przyszły mi na myśl.  

>>> Benedyktyni: monotonne życie jest pełne niespodzianek [REPORTAŻ]

Okładka książki „Siostry z powstania”, fot. Wydawnictwo ZNAK

Nieustanna adoracja 

Siostra Maria Dorota jest w klasztorze od 3 maja 1993 r. Od początku w tym miejscu, bo siostry benedyktynki nie zmieniają miejsca pobytu, ślubują stałość miejsca. Teraz jest ich 22, gdy moja rozmówczyni weszła do zakonu było ich dwa razy więcej. Ich „specjalizacją” jest nieustanna adoracja Najświętszego Sakramentu, 24 godziny na dobę, bez przerwy. By rzeczywiście tak było, by nie było groźby przerwania adoracji, przygotowany jest specjalny grafik. Zasada jest taka, że w ciągu dnia nie może być 5 minut przerwy, w nocy dopuszczalna przerwa może być maksymalnie 10-minutowa, ale one bardzo rzadko się zdarzają. Każda siostra ma obowiązek odprawienia swojej godzinnej adoracji, ale do kaplicy przychodzą oczywiście również poza dyżurami.  

>>> Agata Puścikowska (autorka „Sióstr z powstania”): momentami nie byłam w stanie pisać, płakałam rzewnymi łzami

fot. cathopic

Gdy mniszkę pytam o jej ulubioną formę modlitwy, odpowiada, że jest nią wpatrywanie się w oblicze Jezusa, modlitwa nazywana przez mistyków modlitwą prostego spojrzenia. – I tak rozumiem adorację, i tak przebiega moja adoracja – odpowiada przez kratę, która dzieli nas w rozmównicy. Dodaje, że jeśli siostra prowadząca adorację potrzebuje jakiegoś wsparcia, to wtedy używa modlitewnika, książki, notatek czy Pisma Świętego. – Chodzi o to, by na przykład nie zasnąć, a to bywa naturalne – tłumaczy.  

Modlitwa prostego spojrzenia  

Moją rozmówczynię zapytałem o to, czy zabiegany świat może się od nich, mniszek, czegoś nauczyć. Dla nas, zwykłych śmiertelników, modlitwa w ciszy bywa niekiedy bardzo trudna, towarzyszy nam wiele rozproszeń. Jak wejść w ciszę i obcowanie z Bogiem? – Z jednej strony to kwestia nauki, wypracowania umiejętności, z drugiej – to łaska. Jeśli Pan Bóg pociąga, to i da łaskę by wytrwać – zachęca siostra i radzi, by modlitwę w ciszy zaczynać od 5 minut dziennie, nie trzeba od razu od godziny czy dwóch. A co robić, gdy przychodzą rozproszenia? Zmęczenie? Myśli o codziennych obowiązkach? – Warto skupić wtedy uwagę na Panu Bogu. Można też modlić się rozproszeniami. Chodzi o to, by na adoracji wszystko przeżywać z Bogiem. Gdy adoracja jest dłuższa, to wtedy kilka „chodzących” nam po głowie spraw można „załatwić” z Panem Bogiem. To też jest mu miłe – podkreśla benedyktynka. – Jeśli idziemy na adorację, to warto się do niej przygotować, wyciszyć się, wezwać Ducha Świętego, by nie wejść z biegu i ferworu obowiązków, dać sobie chwilę przejścia – mówi. I dodaje, że później naturalnie przyjdzie czas na cichą, czystą adorację. – A ta cicha, bezinteresowna modlitwa jest najpiękniejsza – dodaje. Benedyktynka przypomina fragment opowieści o ks. Janie Marii Vianneyu, który rozmawiał z wieśniakiem często wpatrującym się w Najświętszy Sakrament. Ten tak opisał swoją modlitwę: „Ja patrzę na Niego, On patrzy na mnie”.  

Kościół pw. Jana Kazimierza na rynku Nowego Miasta, fot. Maciej Kluczka

– Adoracja jest dla mnie z jednej strony czymś bardzo prostym, z drugiej – czymś bardzo wzniosłym. Na adoracji przypominam sobie fragment z Księgi Izajasza, w którym jest mowa o jego powołaniu, kiedy miał wizję śpiewających serafinów: „Święty, święty, święty…” – tłumaczy siostra Maria Dorota. – Adoracja to trwanie przed trzykroć Świętym. Nie zapominajmy o tym – podkreśla zakonnica. – Bóg jest wtedy niesamowicie bliski, ale jednocześnie stajemy wtedy przed Trójjedynym Bogiem!– dodaje.  

Małe zainteresowanie niezwykłą pracą 

A czy siostry, które żyją w tym warszawskim klasztorze (benedyktynki sakramentki są w Polsce jeszcze we Wrocławiu i Siedlcach) spotykają się na wspólnych modlitwach? Tak, to modlitwa brewiarzowa. Wspólny dzień zaczynają jutrznią o godzinie 6:30, później jest indywidualna medytacja w ciszy, od 7:30 rozpoczynają mszę świętą. Ona trwa prawie godzinę. – To serce i najważniejszy punkt dnia – podkreśla siostra Maria Dorota. Na brewiarzu spotykają się jeszcze o 12:30 w czasie modlitwy południowej, na nieszporach o 17:00 i  o 19:00 na godzinie czytań i komplecie. Kompleta kończy dzień, później zapada święte milczenie (sacrum silentium). A czy w ciągu dnia mogą rozmawiać? Tak, ale też bez przesady. Przy zwyczajnych, codziennych czynnościach siostry rozmawiają, ale nie jest zalecane gadulstwo. Jest też czas rekreacji. Co wtedy  robią? – Rozmawiamy – uśmiecha się zza krat moja rozmówczyni. 

>>> Mniszki i mnisi są jak serce pompujące krew do całego organizmu Kościoła [MISYJNE DROGI]

Wnętrze kościoła św. Kazimierza, fot. Maciej Kluczka

Siostra wspomina przy okazji o pracy, którą podejmują w klasztorze. Prowadzą opłatkarnię, czyli wypiekają komunikanty, hostie i opłatki wigilijne. – Muszę przyznać, że jest tych zamówień ostatnio mniej. Chciałybyśmy docierać do jak największej liczby parafii, ale księża mniej od nas kupują. Jest duża konkurencja jeśli chodzi o świeckie i prywatne przedsiębiorstwa. Mamy pewien zastój, który nas martwi. Chciałybyśmy tę pracę podtrzymywać, ona jest zgodna z naszym charyzmatem i to jest piękna praca. To świadomość, że ten chleb będzie Ciałem Chrystusa na ołtarzu – podkreśla zasmucona siostra.  

Intencje na korkowej tablicy 

Wróćmy do modlitwy… Zapytałem siostrę, w jakich intencjach się modlą. W moje rodzinie mniszki klauzurowe zawsze były przedstawiane jako te, które nieustannie wypraszają potrzebne dla świata łaski, które modlą się „w zastępstwie” za świat, który o modlitwie zapomina. Siostry prowadzą modlitwę przebłagalną za grzechy wielu ludzi. Czy tych intencji jest na ich barkach wiele? – Modlitwa wstawiennicza to u nas bardzo często modlitwa – przyznaje siostra Maria Dorota, która pełni w klasztorze funkcję furtianki. Do jej zadań należy między innymi przyjmowania intencji. One przychodzą telefonicznie, mailowo, czasem też ludzie składają je osobiście na klasztornej furcie. Później są spisywane na kartkach i wywieszane na tablicy przed wejściem do kaplicy.  

>>> Czym w życiu duchowym jest „noc ciemna”? [WYWIAD]

fot. Maciej Kluczka

Korzystając z doświadczenia siostry, zapytałem o największe błędy, które możemy popełnić na modlitwie i które mogą sprawić, że modlitwa nie będzie owocna i przede wszystkim nie będzie miła Bogu. – To takie kręcenie się wokół siebie, swoich spraw, załatwianie własnych interesów, traktowanie Pana Boga jako bankomatu: „Wkładam intencje, powinno wyskoczyć rozwiązanie”. To też nieustanne mówienie na modlitwie, co może przypominać modlitwy pogańskie. Takie zachowania mogą prowadzić do niezrozumienia istoty modlitwy i do jej porzucenia – przestrzega mniszka. Oczywiście modlitwa prośby jest jak najbardziej potrzebna. – Stajemy przed Bogiem z prośbami, nie tylko swoimi. Ale jest też modlitwa uwielbienia i dziękczynienia. Żebyśmy, otrzymując łaski, nie zapominali dziękować i wielbić Boga. A modlitwa uwielbienia to modlitwa nieba, to modlitwa najważniejsza, bo przecież przez całą wieczność będziemy uwielbiać Boga. Tak więc zbliżmy się do tej wieczności, już tu i teraz – zachęca benedyktynka.  

Dar niezmiennie dostępny 

Rozmowa skłoniła nas do refleksji, że modlitwa to piękny i niezwykły dar. Dar, z którego zawsze możemy skorzystać. Nie zawsze przecież możemy uczestniczyć we mszy świętej. Niekiedy to przez brak czasu, niekiedy jesteśmy w miejscu, w którym dostęp do Eucharystii jest utrudniony. A modlitwa? Modlitwa jest zawsze. – Rozmowa z Bogiem jest darem dostępnym pod każdą szerokością geograficzną – przyznaje siostra Maria Dorota. – Modlitwa jest dla mnie – mniszki klauzurowej – czymś najważniejszym w życiu – dodaje.  

>>> Piotr Ewertowski: nie chce Ci się modlić? To bardzo dobrze! [KOMENTARZ]

fot. EPA/ATEF SAFADI

Moją rozmówczynię zapytałem o doświadczenie ciemnej chwili, gdy modlimy się, ale nie czujemy obecności Boga. Według ekspertów od duchowości taki moment jest w rozwoju religijnym czymś naturalnym. Okazało się, że trafiłem na dobrą adresatkę tego pytania. Siostra Maria Dorota, zanim wstąpiła do zakonu, studiowała na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a pracę naukową pisała właśnie z teologii duchowości. – Teologia ta mówi o różnych etapach drogi duchowej. I co ważne, one nie następują po sobie książkowo, po kolei, ale się przeplatają. Po okresie bardzo bliskiej obecności Boga może nas spotkać czas ciemnej nocy duszy. Jeśli nas coś takiego spotyka, to nie można uciekać od modlitwy. To jest też znak od Boga. Gdy przychodzi ciemna noc zmysłów, gdy Boga nie doświadczamy, wydaje się, że jest nieobecny i nas nie słucha, to znaczy, że dzieje się coś bardzo dobrego! – mówi siostra. Nie ukrywam zdziwienia, więc tłumaczy dalej. – Oczyszczenie duszy i zmysłów to bardzo ważny etap rozwoju duchowego. I jeśli będziemy wtedy dalej trwać na modlitwie to przejdziemy do kolejnych etapów: etapu zjednoczenia czy aż do mistycznych zaślubin, które nie są zarezerwowane tylko dla mniszek i mnichów, ale dla wszystkich ludzi – wyjaśnia siostra. – Do świętości jesteśmy powołani przecież wszyscy. Nie tylko mniszki klauzurowe – uśmiecha się. 

Modlitwa miła Bogu 

Modlitwa to nie ubezpieczenie i gwarancja życia wolnego od problemów. Modlitwa to towarzyszenie Boga. – Niekiedy w modlitwie przychodzą momenty walki. Gdy stajemy do modlitwy wstawienniczej, to musimy przygotować się do walki ze złym duchem. On będzie nam przeszkadzać, ale powinniśmy wtedy wiedzieć, że to dobry znak i dalej trzeba walczyć i podejmować wysiłek – siostra Maria Dorota dodaje otuchy. Podkreśla, że Bóg nie patrzy na modlitwę przez nasz, ludzki pryzmat. – Często może wydawać się nam, że modlitwa się nie udała, że nie była skuteczna.  A nie o to chodzi. Modlitwa to sprawa wiary! Wiary, że staję przed Bogiem. I nie robię tego dla zasług, ale dla spotkania z Nim. A Bóg już się zajmie naszymi sprawami. Nie opierajmy się tylko na własnych odczuciach. Chodzi o to, by modlitwa była miła Bogu, a może być miła, nawet gdy zaśniemy ze zmęczenia, ale wcześniej stanęliśmy przed Nim w wierze – mówi zakonnica.  

>>> Była protestantka: adoracja Eucharystii odmieniła moje życie

Fot. user5240577/freepik.com

W tym momencie siostra podzieliła się też swoją osobistą historią podjęcia decyzji o wstąpieniu do zakonu. To opowieść o tym, jak odczytywać i realizować wolę Boga. A to właśnie na modlitwie powinniśmy starać się Ją odczytać.  – „Powiedz Panie, co ma robić” – to powinno być nasze pytanie na każdej modlitwie – podkreśla siostra. – Dlatego słuchanie na modlitwie jest tak bardzo ważne. By przyjąć postawę Maryi ze zwiastowania, by przyjąć wolę Boga – dodaje. A ja odpowiadam, że to bywa bardzo trudne. – Człowiek boi się woli Bożej. Boi się, że ona poplącze życiowe plany, że będzie trudniej – przyznaje moja rozmówczyni. Dodaje od razu, że Bogu zależy wyłącznie na naszym szczęściu. – Sama tego doświadczyłam, sama jestem po nawróceniu. Gdy weszłam na drogę woli Bożej, weszłam na drogę ku pełnemu szczęściu. To właśnie na modlitwie poprosiłam, by w moim życiu spełniała się Jego wola. I wtedy wszystko zaczęło się prostować. To był 1986 rok… – wspomina benedyktynka. Przyznaje, że była osobą wierzącą, ale „stała wtedy do Boga plecami”.  – Gdy poprosiłam o spełnianie Jego woli, wziął mnie w ramiona, odwrócił moją twarz i cała moja perspektywa od razu się zmieniła. Tu, na Rynku Nowego Miasta w Warszawie narodziło się moje powołanie. Jestem z Inowrocławia, a w stolicy byliśmy na wycieczce szkolnej. Przyprowadziła nas tu pani przewodniczka, był 1983 r. Gdy usłyszałam o sakramentkach, w moim sercu zrodziła się ta myśl…. – mówi siostra. Do zakonu wstąpiła dziesięć lat później, wcześniej skończyła studia na KUL-u. – Bez Bożej łaski, po ludzku, nie wytrzymałabym tu dziesięciu minut. Ale to On mnie wybrał i dzięki Niemu trwam na modlitwie i wiem, że piękniejszego życia mieć nie mogłam. To jest pełnia szczęścia – mówi siostra Maria Dorota.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze