Iran: burka na ulicy, selfie na Instagramie

Iran okazał się dla niej bardzo bezpiecznym miejscem: przyjaznym i gościnnym. „Największym zagrożeniem była zbyt duża ilość jedzenia” żartowała na spotkaniu pt. „Iran kobiecym okiem” Natalia Mieszyk. Podróżniczka i fotografka była w Iranie w październiku 2016 r., w czasie święta Aszura. Lubi odwiedzać ten kraj w czasie świąt, bo właśnie wtedy najpełniej może poznać i doświadczyć tego, czego doświadczają ludzie, których chce poznać.

To święto muzułmanów. W tym czasie czczą wnuka Mahometa – Husajna ibn Alego. W 680 r. został zabity przez politycznych oponentów w czasie bitwy pod Karbalą. To była bardziej rzeź iż bitwa. Święto ma charakter żałobny, a poprzedzone jest miesięcznym przygotowaniem. Wierni gromadzą się nie w meczetach, ale w husajnach – przygotowanych na ten czas namiotach. Święto związane jest z historią rodziny proroka Mahometa, ale rytuały są wyjęte ze świętej przestrzeni. Miejsca, w których na co dzień działają bazary i sklepy, w tym czasie są zadaszone i przeznaczone na modlitwę.

To w takim razie wiemy już, gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach Natalia Mieszyk trafiła do Iranu. Teraz o tym, co ta podróż jej powiedziała o tym kraju. I kolejny raz potwierdza się zasada, że podróże uczą nas o świecie najbardziej i najskuteczniej. Nam żałoba kojarzy się z ciszą. Tam, w Iranie, jest nieco inaczej. Smutek wyraża się przez rytmiczne uderzanie w klatkę piersiową lub w głowę. Gdy robią to jednocześnie setki, a nawet tysiące ludzi, to jest głośno! Obowiązuje sztywny podział na kobiety i mężczyzn. W tym czasie wspomina się też wojnę iracko-irańską. Jeśli ktoś w tej wojnie zginął, w tym czasie wywiesza się przed domem jego zdjęcie. „Ma być widoczne, że w tym domu mieszkał bohater” – tłumaczy Natalia Mieszyk.

Żałoba w innym klimacie

Irańczycy, obchodząc Aszurę, nie skupiają się wyłącznie na smutnych jej wątkach, ale wyciągają z obchodów naukę o rodzinie, przyjaźni, poświęceniu. O wartościach, za które ich zdaniem warto zginąć. To poziom nie tylko historyczny, ale „tu i teraz”. Aszura to czas obdarowywania się tym, czym możemy się podzielić. „Przez cały tydzień nie wydałam nic na jedzenie, co chwilę ktoś mnie częstował” – mówi podróżniczka. Na ulicach widać wielkie gary, przygotowywanie jedzenia dla pielgrzymów. Ulice żyją. Najważniejsza jest dziesiąta noc miesiąca. Ludzie zapalają wtedy światło – po to, by ci, którzy zginęli w bitwie, znaleźli miejsce, do którego mogą wrócić. Wiele dzieje się na ulicach, ludzie wychodzą i są po prostu razem.

Zasady swoje, życie swoje

Sporo w tym wszystkim tradycji i religii. Natalia Mieszyk zauważyła ciekawą zależność. Po wieczorze, który spędziła z rodziną znajomego, przekonała się, że podział, który widać w życiu publicznym (przestrzenie osobne dla kobiet) w domu zanika. Co prawda tylko kobiety zabierają się do zupy warzywnej, a tylko mężczyźni do kotła z ryżem, ale mężczyźni biorą udział we wszystkich ważnych czynnościach w kuchni. Zmywają naczynia, co może u nas nie jest aż tak generalną zasadą (tu puszczam oko do Czytelników).

Fotografka zauważyła, że spora część sztywnych (wydawałoby się) zasad religijnych jest dostosowywana do życia. Są przestrzenie – enklawy, w których te ścisłe zasady nie obowiązują. Chociażby w miejskiej komunikacji. W metrze są specjalne przedziały przeznaczone dla kobiet, tak by nie podróżowały z mężczyznami. Jednak obie grupy doskonale się widzą przez okna wagonów. „Określam to jako państwo z kartonu. Zasad, które określają wspólne życie, jest wiele, ale ludzie nie zawsze są do nich przekonani albo podchodzą do nich tylko rytualnie, na zasadzie tradycji” – mówiła Natalia Mieszyk w czasie spotkania „Iran kobiecym okiem” w warszawskim kinie Luna. W dużej mierze są to więc pozory. Oczywiście nie chodzi tu o krytykę wiary muzułmanów. Jak w każdej społeczności religijnej, część osób podchodzi do zasad wiary bardzo poważnie, inni niekoniecznie, kładą nacisk głównie na tradycję a i ją potrafią traktować powierzchownie. Natalia Mieszyk podała przykłady z przestrzeni publicznej Irańczyków. A ta przestrzeń też często jest określona przez zasady. religijne W tym samym metrze, na stacjach, sprzedawane są biustonosze. Coś, czego, mężczyźni widzieć nie powinni. A jednak. Metro wydaje się w tej kwestii terenem wyjętym spod tych zasad.

fot. Natalia Mieszyk

Syrenia sukienka

Chodząc ulicami Teheranu, Natalia Mieszyk zastanawiała się, dlaczego na niektórych wystawach sklepowych widzi kolorowe suknie odkrywające trochę ciała, a co ważniejsze – kolorowe, rzucające się w oczy. Przecież ulicami irańskich miast (nawet nieco bardziej liberalnej stolicy) kobieta w nich nie przejdzie. Zapytała więc swoją koleżankę o syrenią sukienkę, która najbardziej zwróciła jej uwagę. „Kiedy je wkładacie”? – zapytała. „Na wesele” – odpowiedziała znajoma. Kobieta zakłada wtedy czador, a na to sukienkę. Czador to zewnętrzny strój, zakrywa większość ciała, bez oczu i ust (noszony przez kobiety, jedna z form przestrzegania hidżabu, czyli muzułmańskich zasad ubierania). Po części wspólnej wesela, tej z mężczyznami, zabawa się rozdziela, kobiety zdejmują czadory i cieszą się swoimi kreacjami. Oczywiście robią wtedy selfie, a niekiedy… wrzucają je do Internetu, gdzie przecież podziału na cześć kobiecą i męską nie ma. Kobiety wykorzystują każdą okazję do tego, by zrobić zdjęcia. Każda wizyta w toalecie, gdy zdejmują burki, jest ku temu dobrą okazją. Pani Natalia po wizycie w Iranie i irańskich publicznych toaletach ma ich setki.

Selfie w toalecie i korekta nosa

Co zrozumiałe, Irańczycy dbają o dobry wygląd szczególnie tych części ciała, które są widoczne dla innych. W ostatnich latach bardzo modne stały się operacje plastyczne. W światowych statystykach Iran jest w czołówce pod tym względem. Na ulicach można spotkać wiele osób z plastrami na nosach. To oznaka operacji plastycznej i jednocześnie statusu społecznego (te zabiegi oczywiście nie są tanie). Jednocześnie sporo jest tych, którzy noszą plastry tak po prostu, by dołączyć do tej – nazwijmy to – elitarnej grupy. Natalia Mieszyk dziwiła się temu trendowi. Według niej, i chyba można się z nią zgodzić, Irańczycy (zarówno kobiety, jak i mężczyźni) to w większości bardzo urodziwi ludzie, ze szlachetnymi rysami twarzy; piękne kobiety, przystojni mężczyźni. Cóż z tego, jeśli operacja po prostu podnosi rangę społeczną, a jednocześnie twarz to jedyna „rzecz”, która mogą pokazywać? Trzeba też pamiętać, że czym innym jest życie w stolicy (i panujące tam zasady), a czym innym w mniejszych miastach i na prowincji. W Teheranie kobieta pójdzie ulicą z mężem za rękę, w innych częściach kraju jest to raczej nie do pomyślenia.

autorka spotkania, podróżniczka Natalia Mieszyk fot: GoldenLine

Przyjazne państwo pozorów

Opowieść Natalii Mieszyk i ten tekst nie mają być krytyką dla krytyki, krytyką religii, ale uświadomieniem, że niekiedy sztywne zasady, które bardziej wynikają z tradycji niż z religii, istnieją bardziej na papierze niż w życiu. W Iranie zasady zależą często nie od przywiązania do religii, ale od miejsca urodzenia, zamieszkania, kwestii rodzinnych. „A jak tylko jesteśmy same, to zdejmujemy chusty i robimy sobie selfie” – mówią kobiety. Facebook jest zakazany, ale Instagram bije rekordy popularności. W miejscu publicznym obowiązkowa jest chusta zakrywająca twarz, ale jednocześnie najbardziej rozpoznawalne instagramerki pozują do zdjęć bez chust. Są tak popularne, że nikt im nic nie zrobi. Pani Natalia określiła Iran w jednym zdaniu: „To przyjazne państwo pozorów”.

W mieście klubu nie znajdziesz, piwa w sklepie nie kupisz, ale już narkotyki są społecznie akceptowane. Podróżniczka wiele razy była namawiana do „skosztowania”. Dlaczego tak? Jeśli coś jest niezakazane zarówno przez Koran, jak i przez prawo, to jest to słaby zakaz. Tylko alkohol jest literalnie zakazy przez Koran. Dlatego go nie piją. A narkotyki? To już inna sprawa.

A nie zawsze tak było…

Przed 1979 r. Iran był krajem otwartym. Religia oczywiście odgrywała w nim dużą rolę, ale życie społeczne, przestrzeń publiczna wyglądała zupełnie inaczej. Kobiety nie zakrywały wtedy twarzy. Dziś większość Irańczyków nie chciałaby udawać, że nie lubi Stanów Zjednoczonych, że nie chce wyjeżdżać. Irańczycy to w większości ludzie inteligentni, ciekawi świata, z wielkim potencjałem. Często jednak ich kształcenie czy kariera zawodowa zagranicą jest niemożliwa. W 1979 r. wyszli na ulice, bo nie chcieli dyktatury. Wylądowali jednak w kraju zamkniętym. Jak jednak pokazuje podróż i opowieść Natalii Mieszyk nie zatracili przyjaznego nastawienia i szacunku do drugiego człowieka. Ta podróż i ta opowieść pokazuje po raz kolejny, że najlepiej poznajemy świat i ludzi w bezpośrednim spotkaniu, bez stereotypów, uprzedzeń i wyobrażeń. Rzeczywistość jest najciekawsza, bo najbardziej ludzka.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze