Fot. Facebook/Anna Ślebioda

Jak się zachowywać wobec osób z niepełnosprawnością? [ROZMOWA]

Jak się powinno mówić o osobach z niepełnosprawnością? Jak się zachować w konkretnych sytuacjach? Co jest najważniejsze w naszych wzajemnych kontaktach? O tym z Anną Ślebiodą rozmawia Justyna Nowicka.

Anna Ślebioda jest osobą z niepełnosprawnością. Ze względu na problemy z równowagą porusza się przy balkoniku, co nie przeszkadza jej w podejmowaniu wielu aktywności: pracy naukowej (obecnie czeka na recenzje doktoratu na temat kobiecości w niepełnosprawności w świetle filozofii Edyty Stein), prowadzeniu warsztatów w ramach własnej działalności gospodarczej (Fb: Anna Ślebioda – ekspert ds. niepełnosprawności) czy czerpaniu radości z życia. 

Justyna Nowicka: pierwsza, ważna rzecz: jak powinno się zwracać do osób… no właśnie: osób niepełnosprawnych czy osób z niepełnosprawnością? Czy dla osób z niepełnosprawnością jest to w ogóle ważne?

Anna Ślebioda: To zależy. Kiedyś na podyplomówce z tłumaczeń wykładowca mówił do nas, że najważniejsza zasada w przypadku tłumaczeń brzmi: „to zależy”. I ta zasada ma zastosowanie także tutaj. Po pierwsze, z jednej strony argumentuje się, że jeśli używamy  sformułowania „z niepełnosprawnością” wówczas niepełnosprawność nie definiuje osoby. Część badaczy reprezentujących nauki społeczne twierdzi, że używamy sformułowania „osoba niepełnosprawna” wtedy, kiedy niepełnosprawność jest częścią tożsamości.

Ja wychodzę z założenia, że niepełnosprawność po części definiuje osobę i w tym sensie jest częścią tożsamości. Nie ukrywajmy, wpływa ona na wybory życiowe, często także na ścieżkę edukacji. Nie definiuje kim jestem – bo jestem osobą. Ale już to, jaka jestem i jakie decyzje podejmuję, to na pewno w jakimś stopniu już tak.

Poza tym, kiedy rozmawiam z innymi osobami niepełnosprawnymi, to dla niektórych z nich sformułowanie „osoba z niepełnosprawnością” jest sztucznym tworem językowym.

Niemniej są osoby, które rzeczywiście preferują określenie „osoba z niepełnosprawnością”. I trzeba to uszanować.

Fot. Facebook/Anna Ślebioda

Wiele osób często ma pewne zakłopotanie. Nie wiedzą, w jaki sposób zachować się wobec osoby z niepełnosprawnością. Z jednej strony intuicja podpowiada, że powinno to być normalne zachowanie. Ale z drugiej strony sytuacja czasami sprawia, że nie są to okoliczności, z którymi ktoś spotyka się na co dzień. Nie spotykam codziennie np. osoby na wózku i po prostu nie zawsze wiem, jak się zachować.

Moim zdaniem zawsze najlepiej jest zapytać, czy ktoś oczekuje pomocy, ale jednocześnie się z nią nie narzucać. Ktoś może nie chcieć jej akurat przyjąć – być może jest na etapie, że bardzo stara się usamodzielniać. Ta pomoc może nie pasować mu w danym momencie, ale może być mu niezręcznie odmówić.

Poza pytaniem, czy pomóc – zawsze dobrze jest zapytać, w jaki sposób to zrobić. Jeśli sytuacja jest na tyle ewidentna, że widać, że ktoś potrzebuje pomocy, to warto uprzedzić osobę niepełnosprawną o tym, co chcemy zrobić. Podam przykład z mojego życia. Na co dzień poruszam się przy balkoniku. Czasami zdarza się, choćby w galerii handlowej, że ktoś widzi, że próbuję otworzyć drzwi trzymając jedną ręką balkonik, drugą – klamkę. Jeśli ktoś bez uprzedzenia pociągnie za klamkę z drugiej strony (bo przecież chce mi pomóc), dla mnie oznacza to najczęściej utratę równowagi. Znajomi zazwyczaj mówią do mnie: „Słuchaj, nie chcę ci się narzucać, ale w razie czego mów”. I to jest dla mnie idealne rozwiązanie.

Czasami, kiedy widzimy osobę z niepełnosprawnością, to mamy pokusę, by taką osobę traktować jakoś delikatniej. Może trochę bardziej opiekuńczo. Chociaż jednocześnie widzę, że jeśli na przykład do kolegi, który jest na wózku powiem tak jak do kumpla, np. „co ty wyprawiasz, człowieku?” – zamiast się roztkliwiać – to ta nasza relacja jest bardziej autentyczna.  

Zawsze lepsza jest autentyczność i normalność. Chociaż czasami doświadczenie wykluczenia sprawia, że osoby niepełnosprawne stają się przewrażliwione. Ale to też jest kwestia autorefleksji osoby niepełnosprawnej. Ona musi zdać sobie sprawę ze swoich mechanizmów, a nie oczekiwać, że społeczeństwo się do niej dostosuje, czy będzie ją traktować w jakiś ponadprzeciętny sposób.

Najważniejsza jest komunikacja. Trzeba umieć w razie potrzeby zakomunikować, że coś mnie dotknęło i ewentualnie wyjaśnić sprawę.

Fot. pixabay

Czego ludzie nie zauważają, a powinni na to bardziej zwracać uwagę?

Często widzę tendencję do zauważania jedynie niepełnosprawności, a nie tego, że jestem kobietą. A chodzi o to, by traktować osobę jako kobietę i mężczyznę. Kluczem znów jest normalność i naturalność. Prawda jest taka, że we wzajemnych kontaktach my się boimy wielu rzeczy – i to dotyczy zarówno osób z niepełnosprawnością, jak i osób bez niej. Ale nie bójmy się bać. Środkiem służącym do przełamania tego lęku jest przede wszystkim komunikacja. Wtedy zasady savoir-vivre’u powstają same. Kodeks zachowania jest moim zdaniem czymś względnym. Wiele zależy od okoliczności i od danej osoby.

Na przykład balkonik osobiście dla mnie jest strefą osobistą, to jakby przedłużenie mojego ciała. Kiedy już kogoś znam, to nie ma problemu, żeby go dotknął, czy powiesił na nim płaszcz. Natomiast jeśli na przykład ludzie w tramwaju przechodząc chwytają się go, to niemal dostaję palpitacji serca. Kiedyś na przystanku tramwajowym starsza pani, która rzeczywiście miała problemy z poruszaniem się, chwyciła się mojego balkonika, żeby pomóc sobie wstać z ławki, a ja miałam w głowie: „Ej, to jest moje, zostaw!”.

Bardzo nie lubię też utożsamiania niepełnosprawności ruchowej czy sensorycznej z niepełnosprawnością intelektualną, a raczej z niemożnością rozumienia komunikatów (bo ta w niepełnosprawności intelektualnej niekoniecznie bywa zaburzona). O balkoniku poruszam się mniej więcej od siedmiu lat, ale wcześniej chodziłam z kimś pod rękę. I wtedy bardzo często zdarzało się tak, że w rozmowie zwracano się do osoby, z którą szłam, choć to ja byłam adresatką wypowiedzi. I kiedy w pewnym momencie po prostu zaczęłam się odzywać – choć rozmówca nie oczekiwał odpowiedzi ode mnie – to widziałam zdziwienie wypisane na twarzy. Zdziwienie, że ja rozumiem, że ja mówię.

Chyba też często pomaga poczucie humoru. Z obu stron.

Oj tak, na pewno. Mój chód, zwłaszcza bez balkonika, jest dość chwiejny. Czasami żartuję, że nawet jeśli wypiję jakiś toast to nikt nie zauważy, bo tak czy siak się chwieję. Więc nie ma problemu.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze