Jerozolima: życie wraca do normy, ale brakuje turystów i pielgrzymów
Tablica w hali przylotów pokazuje tylko cztery loty. W punkcie kontroli „paszportów zagranicznych”, gdzie długie kolejki zwykle wyczerpują cierpliwość podróżnych, czeka tylko dwóch pasażerów, a za nimi w pewnej odległości jeszcze trzech. Każdy, kto podróżuje obecnie do Izraela przez lotnisko Ben-Guriona w Tel Awiwie, zwykle ma pilne zobowiązania biznesowe lub rodzinne, a turystyka lub pielgrzymki zeszły na dalszy plan – czytamy w krótkim reportażu austriackiej agencji katolickiej Kathpress.
Gdy nagle rozbrzmiewa syrena, a z głośników rozlega się alarm rakietowy, powód wprowadzenia stanu wyjątkowego staje się jasny. Przybysze są wysyłani do schronu obok urzędu celnego. Jeden po drugim, ludzie sprowadzeni w bezpieczne miejsce ponownie opuszczają schron. Tym razem był to tylko próbny alarm.
>>> Jerozolima: mimo wojny koncert w benedyktyńskim opactwie Dormitio
Podczas gdy na południu Izraela, a zwłaszcza w pobliżu Strefy Gazy, syreny zawodzą niemal co godzinę w ciągu dnia z powodu ataku rakiet Hamasu, zagrożenie w Jerozolimie zmalało. Ostatni raz alarm miał tam miejsce około dwa tygodnie temu. W szczególności w żydowskiej zachodniej części Jerozolimy życie w dużej mierze wróciło do normy, sklepy są otwarte, a restauracje odwiedzane.
Na Starym Mieście można jednak odczuć brak turystów. Tam, gdzie zwykle są rzesze ludzi z całego świata, w wąskich alejkach targu Suk są praktycznie tylko miejscowi. Sprzedawcy w sklepach z pamiątkami czekają na klientów, którzy się nie pojawiają. W wielu sklepach widać zaciągnięte metalowe żaluzje lub otwarte tylko przez kilka godzin.
Na dziedzińcu Bazyliki Grobu Pańskiego, szczególnie odwiedzanego miejsca nie tylko przez chrześcijan będących w Jerozolimie, panuje ziejąca pustka oprócz dwóch policjantów stojących na straży. Nawet przy pustym Grobie Pańskim nie ma kolejek. Nie ma też prawosławnych mnichów, którzy zwykle gestykulują, aby kierować pielgrzymami w Kaplicy Śmierci na Krzyżu. Tylko jeden lub dwa tuziny odwiedzających porusza się w labiryncie kościoła. Trzech Rosjan modli się przy kamieniu namaszczenia, a za nimi dwie Filipinki robią zdjęcia – obie są pracownicami jerozolimskich hoteli.
Jednak turystyka pielgrzymkowa nie upadła całkowicie, zapewnia Chrześcijańskie Biuro Informacyjne przy Bramie Jaffa na Starym Mieście. Zawsze są mniejsze grupy odwiedzających – na przykład z Portugalii. Obecnie regularnie przyjeżdżają grupy chrześcijan z Indonezji, którzy kontynuują swoją podróż przez Egipt, Jordanię, Terytoria Palestyńskie i Izrael.
Po trzech tygodniach szoku, kiedy wiele obszarów życia publicznego zostało sparaliżowanych, sytuacja w mieście wraca do normy. Jednak powołanie rezerwistów doprowadziło do zauważalnego niedoboru personelu w wielu obszarach codziennego życia. Na przykład na usługę dostawy pizzy trzeba czekać „wieczność”. Tymczasem w krajobrazie miasta uderza wielu uzbrojonych cywilów. Skrajnie prawicowy minister bezpieczeństwa Itamar Ben-Gewir ułatwił wydawanie broni Izraelczykom. Według doniesień lokalnych mediów od początku wojny wydano 23 000 sztuk broni palnej.
>>> Jerozolima: odnaleziono najstarsze dachówki ceramiczne datowane na II wiek p. n. e.
Według kręgów kościelnych sytuacja chrześcijan na tym obszarze jest napięta. W kurczących się wspólnotach chrześcijańskich w regionie Betlejem coraz więcej osób myśli o emigracji. Chrześcijanie, którzy są w dużej mierze zależni od turystyki pielgrzymkowej i zarabiają na życie jako rzeźbiarze w drewnie, przewodnicy turystyczni lub personel hotelowy, nie mają pracy ani dochodów. W rezultacie nadchodzące Boże Narodzenie w Ziemi Świętej będzie obchodzone jak zwykle z nabożeństwami upamiętniającymi narodziny Chrystusa, ale bez większych uroczystości publicznych.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |