Ulice Betlejem fot. Maria Skonieczka / Misyjne Drogi

Jesteśmy żyjącymi kamieniami [ROZMOWA]

Rony Tabash to legenda Betlejem: katolik, muzyk, właściciel sklepu z pamiątkami zlokalizowanego przy bazylice Narodzenia. Rozmawia z nim Maria Skonieczka. 

Maria Skonieczka: Żyjesz w jednym z najtrudniejszych miejsc na świecie. Powiedz mi, z jakimi problemami mierzą się chrześcijanie zamieszkujący Palestynę? 

Rony Tabash: – Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że dla nas, katolików z Betlejem, możliwość życia w miejscu urodzenia Jezusa jest źródłem szczęścia i dumy. Nasze miasto i kraj od lat są pogrążone w nieciekawej sytuacji społeczno-politycznej, co oczywiście na różne sposoby odczuwamy. W pewien sposób jesteśmy przywiązani do miejsca, w którym mieszkamy, ponieważ mamy nałożony limit na opuszczanie Palestyny – możemy to robić określoną ilość razy. Problemów jest wiele, jednak odczytujemy, że naszym powołaniem nie jest zamartwianie się, czy też uciekanie od ograniczeń wynikających z życia w Palestynie. Nasza misja to ufna modlitwa o pokój. Nie chcemy opuszczać Betlejem, ponieważ żyjemy tu nie tylko dla naszych dzieci, ale dla wszystkich chrześcijan. Nasza obecność tutaj umożliwia pielgrzymom z całego świata odwiedzanie miejsca, w którym narodził się Nasz Pan. Dlatego lubię mówić, że jesteśmy żywymi kamieniami, którzy budują to wyjątkowe miejsce. 

Fot. arch. Marii Skonieczki

W jednym mieście mieszkają muzułmanie i chrześcijanie różnych denominacji. To bardzo konfliktogenna mieszanka, a przecież na przykład muzułmańscy policjanci dbają o porządek przed bazyliką. Wygląda na to, że funkcjonujecie w niezłej komitywie? 

– Zadaniem chrześcijan jest miłość do przyjaciół i nieprzyjaciół – tak na to patrzymy. Wiesz, my wszyscy jesteśmy ludźmi głębokiej wiary w Boga, tylko wyrażamy ją w inny sposób, inaczej Go pojmujemy. Nie ma między nami konfliktów i staramy się żyć w pokoju, pomagamy sobie nawzajem. Znajomy biskup prawosławny prawie codziennie wpada na kawę, współpracujemy z muzułmanami, żeby rozwijać nasze miasto. Żyjemy razem od wieków i przez lata nauczyliśmy się, jak przezwyciężać różnice i zawsze szukać tego, co łączy. 

Fot. Maria Skonieczka

Opowiedz trochę o czasie covidu. Trudy pandemii wpłynęły znacząco na standard życia ludzi na całym świecie. Jak wyglądało to tutaj, w Betlejem? 

Było bardzo trudno. Naszym głównym źródłem zarobku są przyjezdni, gdy ich zabrakło, stanęliśmy w obliczu bardzo dużych finansowych problemów. Niezwykłą empatią wykazali się nasi polscy przyjaciele, którzy, choć mierzyli się z własnymi bolączkami, dzwonili, żeby zapytać o to, jak się sprawy mają u nas. Gdy dowiedzieli się, jak trudno jest nam przetrwać brak pielgrzymów, zaczęli masowo zamawiać u mnie różańce. Dzwonili i zamawiali ogromne ilości różańców! Dzięki ich produkcji i sprzedaży mogliśmy przetrwać ten nieciekawy okres. 

Fot. Maria Skonieczka

Twoja sympatia do Polaków jest bardzo wyraźna. Świetnie mówisz w naszym języku, wejście do Twojego sklepu zdobi opis ze znajomym logiem („U nas taniej niż w Biedronce”). Dlaczego tak bardzo lubisz pielgrzymów z Polski? 

– Wiesz, niektórzy zarzucają mi, że ta sympatia jest podyktowana względami finansowymi. Ale nic bardziej mylnego! Przecież najlepszymi klientami są przybysze z USA – przyjeżdżają ogromnymi grupami i zostawiają u nas spore ilości dolarów. Polacy podróżują inaczej, całymi rodzinami. Przyjeżdżają do nas małżeństwa z dziećmi, dziadkowie z wnukami. Kupują mniej, ale wiem jedno – gdy Polak kupi różaniec, to będzie się na tym różańcu modlił. Gdy kupi krzyż, to ten krzyż zawiśnie w centralnym miejscu jego domu. Jesteście ludźmi modlitwy i to mnie w Was porusza, to nas łączy. 

Fot. Maria Skonieczka

Przez bazylikę Narodzenia każdego dnia przewija się ogromna rzesza pielgrzymów. Żeby przez chwilę pomodlić się przy miejscu narodzenia, trzeba najpierw odczekać w gigantycznej kolejce. Czy ten nieustanny przepływ ludzi nie wpływa negatywnie na Wasze życie duchowe? 

Przede wszystkim nie jesteśmy ograniczeni miejscem – mamy inne kaplice, modlimy się w domach. Poza tym – zobacz – mój sklep jest zlokalizowany bardzo blisko bazyliki. Gdy przez niego wychodzę, to mogę zobaczyć, czy kręci się wokół niej dużo ludzi. Gdy pielgrzymów jest mniej, idę sobie do miejsca narodzenia i modlę się do woli. Mieszkanie w tym specyficznym miejscu jest związane z ogromną ilością łask. Modlitwa w miejscu, w którym Dzieciątko Jezus przyszło na świat, jest jedną z nich. 

*** 

Rony Tabash – muzyk, ojciec rodziny, katolik. W Betlejem prowadzi sklep z pamiątkami zlokalizowany zaraz przy bazylice Narodzenia. Cechą charakterystyczną jego sklepu jest żółte logo Biedronki i 50% zniżki dla Polaków. To postać bardzo barwna, niezwykle przedsiębiorcza, ale też zwyczajnie dobra i pomocna. Gdy podczas naszego niedawnego wyjazdu do Ziemi Świętej razem z grupą znajomych utknęliśmy w Betlejem, z powodu strajku pracowników komunikacji autobusowej, Rony bardzo nam pomógł, ściągając taksówkę aż z Jerozolimy i zapewniając nam bezpieczne schronienie na kilka godzin czekania. 

Fot. Maria Skonieczka
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze