Jurku, pomóż wybrać właściwą drogę… Taki był ks. Jerzy [REPORTAŻ]
Maria Hanna Popielska znała księdza Jerzego od czasu jego pracy w kościele MB Królowej Polski w Warszawie – Aninie. W 35. rocznicę męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki przyjechała do jego ostatniej parafii – kościoła św. Stanisława Kostki w Warszawie – Żoliborzu.
Tam, razem z innymi, którzy osobiście znali ks. Jerzego, podzieliła się swoimi wspomnieniami. Mimo, że minęło już 35 lat, to wspomnienia te były bardzo żywe – niekiedy piękne, radosne, czasem też bardzo trudne i bolesne…
Z kwiatem i z wazonem
Do Anina przeprowadził się zimą 1975 roku. Choć od tamtych wydarzeń minęło tyle czasu, pani Hanna wspomina te dni i te spotkania z księdzem Jerzym z wielkimi emocjami. Piszę „pani Hanna”, bo w tamtych czasach to imię częściej używali jej znajomi (także ks. Jerzy). Jej mąż – Zbigniew – był od ks. Jerzego o 8 lat starszy. Gdy ks. Popiełuszko zaczął pracę w parafii, Zbigniew już drugi rok ciężko chorował. Hanna wspomina, że ks. Jerzy stał się przyjacielem domu. Był spowiednikiem, zarówno w domu, jak i w szpitalu. – Ks. Jerzy wspierał nas duchowo. O każdej porze dnia i nocy. Był w tym bardzo skromny, troskliwy, opiekuńczy i… bezpośredni – mówi pani Hanna. Ta bezpośredniość przejawiała się niekiedy w oryginalnym humorze. Gdy przyszedł do domu pani Hanny złożyć jej imieninowe życzenia, przyszedł z 1,5-metrową gladiolą. Dodał jednak, że „pewnie nie ma w domu wazonu”. Pochwalił się więc, że ma i wazon i wyciągnął to…
>>> Ksiądz Jerzy Popiełuszko – błogosławiony znany na całym świecie
– To był cały kochany ksiądz Jerzy. W parafii opiekował się ministrantami, uczył ich (oczywiście poza rozwojem duchowym) dwóch rzeczy: pracowitości i zaradności. Paweł – syn pani Marii – miał wtedy 7 lat, młodszy Adam – 4. Z ministrantami chodził na cmentarz, po to by porządkować znicze, zapalać te, który były wypalone. Dla dzieci, które przystępowały do I Komunii Świętej przygotował obrazki – pamiątki. Naklejali na nich obrazki Matki Bożej, które były przyozdabiane wzorami wypalanymi wypalarką. – Te obrazki to nasza pamiątka, wręcz relikwie po ks. Jerzym. Są u nas w domu – mówi pani Hanna – Synowie nadal mają wypalarkę, teraz pracują z nią także moje wnuczki – ogromną wartość dla tej rodziny ma też różaniec, który przez księdza Jerzego podarował im ojciec święty Jan Paweł II.
Jerzy to drogowskaz
Wszyscy, którzy wspominają ks. Jerzego, podkreślają, że miał w sobie ciepło, które z niego emanowało i przechodziło na drugich. – Zawsze utulił moją mamę, gdy do nas przychodził. Pamiętam to i widzę, jakby to było wczoraj – mówi Hanna Popielska. Ks. Jerzy spontanicznie reagował na rożne prośby i różne sytuacje w rodzinach mieszkających na terenie parafii. – W lutym 1978 roku zmarł mój mąż. Podczas pierwszego spotkania ks. Jerzy w obecności mojej mamy i brata Janusza zadeklarował swoją pomoc w ukształtowaniu postaw religijnych synów – w tym momencie pani Hanna wyciąga małą i starą kartkę, ale bardzo mocno przez nią chronioną. To modlitwa franciszkańska, którą podarował jej ksiądz Popiełuszko. Radził jej wtedy i zachęcał, by starała się postępować w myśl tych słów. Pani Hanna pokazuje mi tę modlitwę, ogarnia nas wzruszenie. To przecież modlitwa podarowana przez błogosławionego i możliwe, że przyszłego świętego…
– Ta modlitwa jest drogowskazem w moim życiu! – mówi ze łzami w oczach i łamiącym się głosem. Ks. Jerzy poradził jej, by zamiast mszy gregoriańskich za duszę męża odprawić 30 pierwszopiątkowych mszy świętych. By utrzymać przy modlitwie całą rodzinę, właśnie w pierwsze piątki miesiąca. Z parafii w Aninie odszedł w czerwcu 1978 roku. Rodzina pani Hanny spotykała się z nim często i regularnie, także w czasie mszy za ojczyznę. W maju 1982 – podczas mszy z okazji 10-lecia święceń kapłańskich ks. Jerzego – synowie pani Hanny – Adam i Paweł – byli najmłodszymi uczestnikami nabożeństwa. – Byliśmy w kontakcie z ks. Jerzym do ostatnich dni jego życia – wspomina. Gdy ma wymienić najważniejsze dobro, jakie spotkało ją i jej rodzinę ze strony ks. Jerzego to odpowiada: „Był dla nas światłem prowadzącym do Kościoła i do Chrystusa”.
>>> Bp Śmigiel: bł. ks. Popiełuszko był duchownym niezłomnym
Z opłatkiem do ZOMowców
Kobieta pamięta też bardzo dobrze to, że ks. Jerzy na mszach za ojczyznę prosił wiernych, by rozchodzili się do domów powoli, w ciszy i bez wznoszenia żadnych haseł. – On nas zawsze uczył miłości, spokoju, miłości bliźniego, nawet jeśli to była trudna miłość. Uczył żyć według Ewangelii – mówiła pani Hanna. Bardzo podobne wspomnienie ma ks. prałat Tadeusz Wiliński. On pamięta scenę z pierwszej wigilii w stanie wojennym. Gdy parafianie połamali się opłatkiem, ks. Jerzy postanowił wyjść do stojących na ulicy ZOMO-ców. – Nikt z nas na to nie wpadł – wspomina ks. Wiliński. Właśnie to tworzenie wspólnoty (niekiedy mimo wszystko) i miłość bliźniego (również mimo wielu przeciwności) to cechy ks. Jerzego Popiełuszki, które w tych wspomnieniach były wspólnym mianownikiem. Spotkanie z tymi, którzy ks. Popiełuszkę znali osobiście, pozwala spojrzeć na niego bez okrągłych i wielkich słów. To człowiek z krwi i kości: w jeansowej kurtce, z uśmiechem na twarzy i miłością w każdym działaniu.
Jeansowa kurtka i papierosy w kieszeni
Ze swoimi wspomnieniami podzielił się też Andrzej Kosiński. Był w piątej klasie szkoły podstawowej, kiedy ks. Popiełuszko przyszedł do jego parafii. Działało w niej wtedy siedmiu ministrantów, doszedł i ósmy – właśnie młody Andrzej. Usłyszał od kolegów, że „jest fajnie”, że „jeżdżą na wycieczki” (m.in. do Niepokalanowa). Andrzej Kosiński w tamtym czasie najbardziej zawdzięczał księdzu Jerzemu to to, że pomógł mu „przejrzeć na oczy”. Młody chłopak – głównie w szkole – nasłuchał się na temat zalet Polskiej Republiki Ludowej, miał w głowie wyryte, że Gierek to drugi Kazimierz Wielki. Wtedy pojawił się ks. Jerzy – w jeansowej kurtce, palący zachodnie papierosy. – To właśnie ten ksiądz uświadomił mi, że w kraj, w którym mieszkam, nie jest krajem wolnym. To on powiedział mi, że prymas był więziony i że obchody milenijne zorganizowane przez państwo były przygotowane po to, by przykryć te kościelne – pan Adam pamięta, że ks. Jerzy bardzo dbał o kontakt z wiernymi oraz łatwo i skutecznie potrafił go nawiązać. Na parafialny dzień chorych zawoził wiernych autem, rozmawiał z każdym, zadawał pytania i uważnie słuchał. – I miał uśmiechniętą twarz – dodaje Andrzej Kosiński.
>>> Włocławek: rozpoczęły się obchody 35. rocznicy męczeńskiej śmierci ks. Popiełuszki
Duszpasterz lekarzy i pielęgniarek
Z kolejnej parafii ks. Jerzego – z parafii Dzieciątka Jezus w Warszawie – pamięta go Anna Gręziak. Posługę tam rozpoczął w 1981 roku otrzymując jednocześnie nominację na duszpasterza ludzi służby zdrowia. – Widywaliśmy się z księdzem często. W stanie wojennym zapytał mnie: „Aniu, dlaczego nie przychodzisz na msze święte za ojczyznę?” – wspomina pani Anna. Odpowiedziała wtedy, że nie odpowiada jej ten wyraźny rys antysystemowy. – Jurek odpowiedział wtedy: „To nie tylko to. Czy wiesz, ilu ludzi dzięki tym mszom wróciło do Boga? Ilu przystąpiło po wielu latach do sakramentów?” – przywołuje słowa ks. Popiełuszki. I od tamtego momentu uczestniczyła w mszach już regularnie. – Napisałem kazanie – jest bezpieczne – mogą mnie nawet zamknąć a i tak będzie odczytane – mówił wtedy ks. Jerzy.
Naturalnie „na ty”
Ci, którzy znali ks. Jerzego podkreślają, że szybko przechodziło się z nim na „ty” i nie dotyczyło to tylko równolatków duchownego. Działo się to jakoś naturalnie. Pani Anna wspomniała też misję, której podjął się ks. Jerzy. Zorganizował coś w rodzaju podziemnego uniwersytetu. Były to szkolenia dla działaczy Solidarności, które miały przygotować ich do pełnienia ważnych funkcji w służbie publicznej. W najgłębszej konspiracji uczono się więc m.in. prawa, socjologii i psychologii. Wejście do sali było poprzedzone skrupulatnym sprawdzeniem legitymacji. Pani Anna miała (i ma do dziś) legitymację numer 44.
– To, co wtedy mówił nam ks. Jerzy, stało się dla nas rodzajem testamentu. Mówił nam, że będziemy musieli działać nieco inaczej, że najważniejsze jest tworzenie wspólnot, w pracy, na osiedlach. Wspólnot, które będą się wspierać w kryzysowych momentach. Chodziło o to, by ludzie byli sobie bliscy i by, gdy nadarzy się ku temu okazja i potrzeba, mogli razem odbudować ten kraj – wspomina Anna Gręziak.
Byłam anestezjologiom. Nigdy nie mówił, że czegoś mu potrzeba. Widział tylko potrzeby innych. Gdy ktoś, czegoś potrzebował – mobilizował otoczenie (Anna Gręziak).
– Jestem gotowy na wszystko – powiedział kapłan krótko przed 19 października 1984r. Potem była śmierć… , ból i łzy – mówi pani Anna. Pamiętam o jego testamencie, przed każdą trudną decyzją odwiedzam jego grób i proszę: Jurku, pomóż wybrać właściwą drogę.
***
Pani Marii Hannie, Pani Annie, Panu Andrzeju oraz Państwu Józefowi i Alfredzie Popiełuszko dziękuję za rozmowy. To był zaszczyt! (Na zdjęciach: tablice pamiątkowe z wnętrza kościoła pw. św. Stanisława Kostki w Warszawie).
Galeria (5 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |