stres depresja samotność

fot. pexels.com

Justyna Nowicka: cierpienie nie uszlachetnia? 

Cierpienie uszlachetnia” – czasami te słowa mówimy, żeby pocieszyć siebie albo inną osobę. Ale nie do końca jest to prawda. Inaczej mówiąc, może być to prawda, ale pod pewnymi warunkami. 

Pewnego dnia ciężko chorego ks. Józefa Tischnera odwiedził Jarosław Gowin. Jakiś czas wcześniej rozmawiali dużo o cierpieniu. Podczas kolejnej wizyty Tischner – który już nie mógł mówić – podał Gowinowi karteczkę ze słowami: „Nie uszlachetnia”. 

>>> Justyna Nowicka: gdzie jest Bóg, kiedy cierpię? [FELIETON] 

Cierpienie odbiera wolność

Ból zęba, ból głowy, ale także cierpienie psychiczne, żałoba – to powszechne cierpienie, które spotyka nas przynajmniej kilka razy w życiu. I już na podstawie tych doświadczeń możemy sobie uświadomić, jak bardzo każde cierpienie odbiera nam wolność. Nie możemy w wolności robić rzeczy, które normalnie nie sprawiają nam kłopotu. Cierpienie w pewnym sensie przejmuje nad nami kontrolę. Człowiek ma poczucie, że traci siebie, że to cierpienie zaczyna kierować jego decyzjami. W tym sensie cierpienie niszczy człowieka. 

Jeśli cierpienie trwa długo, wtedy odbiera też nadzieję. Człowiek nie może realizować siebie, swoich planów i zobowiązań. Traci poniekąd swoją tożsamość. Jego życie staje się rozbite. Nie jest sobą. Człowiek jest już pozbawiony wolności i nadziei. Niszczeje.

fot. unsplash

Nowa wolność odnaleziona 

W ostatnim opublikowanym tekście księdza Tischnera, pod tytułem „Miłość, możemy znaleźć rozwinięcie słów, które zapisał na karteczce. 

„Do prawdy dochodzi się rozmaitymi drogami. Przyznajmy, że są takie prawdy, do których dochodzi się również poprzez męczeństwo. Jedną z takich prawd jest prawda, że cierpiąc, cierpimy z Chrystusem. (…) Niemniej nie cierpienie jest tutaj ważne. Nie ono dźwiga. Wręcz przeciwnie, cierpienie zawsze niszczy. Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość”. 

Tym, co przekracza bezsens i niszczycielską moc cierpienia jest właśnie miłość. 

>>> Bp Stułkowski: w cierpieniu obecny jest Jezus

Nie „jak”, ale „z kim” 

Samo cierpienie nie jest tym, co uszlachetnia. Co więcej, może zamykać w wewnętrznym świecie na tyle, że usuwa z horyzontu miłość. Cierpienie może być też zaprzeczeniem miłości. Bo przecież to, co miało być dobre jest niszczone. 

Jest jednak pewna tajemnica w tym, że – jak pisze ksiądz Gadacz – chociaż „miłosierdzie nie odpowiada na pytanie, skąd bierze się zło cierpienia, wskazuje natomiast na jedyny możliwy sposób, w jaki może być ono przezwyciężone”. Wiele osób, doświadczając cierpienia, a jednocześnie troski i miłości, którą otrzymywali od innych ludzi i od Boga dostrzegało w sobie przemianę. 

>>> Ludzie chorzy i cierpiący przemieniają świat 

Chyba jednym z najbardziej znanych przykładów jest pan Świtoń. Sparaliżowany, błagał o eutanazję. Ale otoczony akceptacją i miłością sam stał się oparciem dla innych. Jego własne cierpienie stało się źródłem nadziei dla innych. 

Podobnie jest, kiedy sami doświadczamy jakiegoś cierpienia wewnętrznego. Doskonale przecież wiemy, że wsparcie bliskich, kochających osób czyni tę trudność po pierwsze znośną. A po drugie, może stać się doświadczeniem przemieniającym. Pogłębiającym nasze rozumienie własnego wnętrza. Ale także czyni nas bardziej empatycznymi, odpowiedzialnymi i wdzięcznymi. 

Dlatego ważne jest nawet nie tyle to, „jak” się przyjmuje cierpienie, ale „z kim” się je przyjmuje.  

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze