Justyna Nowicka: nie wszystko stracone [FELIETON]
Pandemia powoduje pękniecie w wielu obszarach naszego życia. Stajemy się podejrzliwi, nerwowi, odczuwamy lęk przed śmiercią i lęk o gospodarkę. Chwieją się nasze relacje z innymi ludźmi i z Bogiem. Mamy zamieszanie w głowie i w duszy. Często nie potrafimy odpowiedzieć sobie na pytanie: gdzie w tym wszystkim jest Bóg?
Teologowie próbują dostrzegać zmiany, które zachodzą w naszej wierze i religijności. W książce „Odkrywanie wspólnoty” próbują dostrzec bardziej optymistyczną perspektywę sytuacji, w której znalazł się cały świat.
Fundamentalne wybory
Koronawirus i związane z nim rozmaite kryzysy sprawiły, że żyjemy w lęku. Zwłaszcza w Europie czy Ameryce od kilkudziesięciu lat widzieliśmy w zasadzie w większości pozytywne aspekty życia. Coraz bardziej polepszały nam się warunki życia. Nie doświadczyliśmy globalnego konfliktu zbrojnego. Natomiast te negatywne, czy wręcz mroczne aspekty zżycia, odsuwaliśmy z pola widzenia, żeby nam nie zakłócały dobrostanu. I ot nagle zostaliśmy zaskoczeni przez pandemię, która chwieje naszym zaufaniem do medycyny, technologii, do planów gospodarczych i ekonomicznych. Chwieje naszym poczuciem stabilizacji. I też zdecydowanie poddaje w wątpliwość to, że jesteśmy w stanie kontrolować naturę i własną śmiertelność. Georg Augustin SAC uważa, że „każdy człowiek, by móc wieść sensowne życie, musi – pomimo bólu – zmierzyć się z nieuchronnością śmierci, z niepewnością swej ostatniej godziny i z ostatecznością pożegnania. Ratunek przed nią nie polega na ucieczce, lecz na przyjęciu faktu śmierci z wiarą i nadzieją”.
Wbrew pozorom może to być pozytywny aspekt pandemii, że ludzie znów na nowo zaczną stawiać sobie pytania o to, co jest ostateczne, co jest najważniejsze w życiu i za co warto to życie oddawać. Mogą zmierzyć się ze swoimi lekami i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy moje życie ma być ucieczką przed lękami, czy raczej drogą do realizacji tego, co stanowi o naszym człowieczeństwie.
>>> Francuscy biskupi protestują przeciwko zamknięciu kościołów
Co jest najważniejsze?
Wielu chciałoby, żeby ludzie zwracali się tylko w stronę duchowości. Pojawiały się twierdzenia, nie tylko w Polsce, że w kościele nie można się zarazić, że woda święcona zabija zarazki. Kardynał Kurt Koch wskazuje, że sytuacje kryzysowe nie powinny służyć temu, by wybierać między tym, co jest konieczne w ludzkim życiu. Chleb powszedni czy bardziej Chleb życia wiecznego. Nie powinniśmy stawiać się w sytuacji „albo-albo”, ale raczej na nowo uświadomić sobie ich wartość – właśnie w momencie, kiedy ich nam bardzo brakuje.
Takie podejście jest także szczególnie ważne w momencie, kiedy część osób uważała, że pomocą jest tylko modlitwa, a część – że tylko medycyna. Kardynał napisał, że „Bóg uczyni z naszymi prośbami i modlitwami to, co dla nas najlepsze. Taka ufność w łaskę Bożą bynajmniej nie kłóci się z poważnym traktowaniem zalecań ekspertów, znających tajniki natury. Modlitwa nie zastąpi oczywiście niezbędnego poszukiwania skutecznej szczepionki. Ale też wszystkie środki higieniczne i medyczne nie zastąpią modlitwy”.
Kiedy ludzie, mniej lub bardziej świadomie, dostrzegli, że prawdziwa wartość polega na pomocy najsłabszym, wtedy zbliżają się do realizacji Bożego planu. On chce działać naszymi rękami w świecie. Ale z wiary możemy czerpać pociechę. Kiedy nasze ręce słabną, wtedy możemy mieć pewność w wierze, że jesteśmy w Bożych rękach, tak w życiu, jak i w śmierci.
Bóg ukryty
Sposoby reakcji chrześcijan na przeżywanie swojej wiary w pandemii są bardzo różnorodne. Od zbytniej spirytualizacji życia po zwątpienie. Pojawiło się, a może raczej uwydatniło, magiczne traktowanie wiary. Ale także zagubienie w tym, jak traktować obecność wiary i Kościoła w cyberprzestrzeni. Zwłaszcza w kontekście celebracji liturgicznych. To takie, można powiedzieć, widoczne na pierwszy rzut oka przejawy wiary chrześcijańskiej.
Ale pojawiła się także ogromna, czasami niemal bohaterska, solidarność, gotowość do poświęcenia dla chorych i zagrożonych zakażeniem koronawirusem. I to zarówno wśród wierzących, jak i niewierzących. Ksiądz Tomas Halik napisze: „Ujawniło się coś świętego i bezwarunkowego. Właśnie tam objawiło się coś, co chrześcijanie nazywają »Bogiem«”.
Bóg ukrył się właśnie tam, gdzie najbardziej lubi przebywać – w miłości. W tęsknocie za kościołem i wspólnotą Kościoła, ale też w konkretnych gestach, które tę wspólnotę budują – nawet tam, gdzie czasami spodziewamy się jej najmniej.
To jest naszą nadzieją
„Chrześcijaństwo stoi więc jak ogołocone z liści drzewo po jesiennej burzy. Czy zatem puste kościoły i plac świętego Piotra są zewnętrznym symbolem wewnętrznej pustki? Czy puste kościoły są sanktuariami martwego Boga, jak drwił Nietzsche? Nie! Piotr stał tam w osobie swojego następcy, głosząc dobra nowinę Zmartwychwstania: Christus vivit. Zmartwychwstał. Chrześcijaństwo musi uświadomić sobie te postawę, musi się na nią nastawić i oprzeć na niej. Na tej skale Ewangelii może budować” – napisał kardynał Walter Kasper.
Co to oznacza? Że śmierć, ta cielesna, która dotyka naszych bliskich, ale też ta w sferze niematerialnej, która dotyczy umierania naszych pewników, naszych przekonań – ona nie ma ostatniego słowa. Głoszenie tego zwycięstwa było, jest i zawsze powinno być nie tylko elementem kazań, ale fundamentem życia chrześcijanina. Tam, gdzie pojawia się pustka, tam może wkroczyć Ewangelia, by ogłosić, że Chrystus żyje. To znaczy, że potrzebujemy otworzyć oczy, by zobaczyć Jego obecność w naszej tęsknocie za życiem, za Eucharystią, w zdolności do uczynienia heroicznego i bezwarunkowego dobra.
Nie wszystko stracone. Człowiek ma tę umiejętność – ten odblask Boga Stwórcy w sobie – że potrafi w każdym kryzysie zobaczyć coś, co sprawia, że śmierć nie ma ostatniego słowa. To ostatnie słowo ma zmartwychwstanie i życie.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |