EPA/ANGELO CARCONI

Synodalność jako styl życia [FELIETON]

Cały czas trochę trudno nam pamiętać o tym, że Synod o Synodalności to nie jakaś akcja zwołana przez papieża Franciszka po to, żeby ją zrobić i koniec. To nie jakaś uroczystość, którą może będziemy pięknie wspominać… i w sumie tyle. Tutaj chodzi o coś o wiele głębszego. 

Łatwiej to sobie uświadomić, kiedy nie używamy tyko słowa „synod”, ale także „synodalność”. To właśnie ten niuans pozwala uchwycić istotę, że nie chodzi tylko o urząd i wydarzenie, ale po pewien styl funkcjonowania i życia, o nową, ale jednocześnie starą, kulturę, która przeniknie struktury i nasze codzienne funkcjonowanie. 

Ten styl bycia nie jest w gruncie rzeczy niczym nowym, nie wymyślił go papież Franciszek. Idea synodu była obecna w Kościele od samego początku, ale my ją trochę zgubiliśmy w biegu przez historię. I chociaż Sobór Watykański II przypomniał, że synodalność to także sposób funkcjonowania, styl przeżywania i dyskutowania w Kościele i o Kościele, to nadal gdzieś nam to umyka. 

>>> Synod? A komu to potrzebne? [FELIETON]

Chrześcijaństwo jako styl 

Styl – mówiąc najprościej – to zespół cech, który charakteryzuje epokę, jakieś środowisko, czy społeczeństwo, ale także konkretnego człowieka i sprawia, że staje się on w jakiś sposób rozpoznawalny i nazywany właśnie ze względu na te cechy. Słowo to może wydawać się czymś powierzchownym, nie przestającym do głębi chrześcijaństwa czy Kościoła. 

Jednak kiedy uświadomimy sobie, że te cechy, które widzimy, wynikają z tożsamości, z pewnych fundamentalnych wartości, wtedy zobaczymy, że to słowo jest jak najbardziej adekwatne. Styl życia, w którym przebaczamy, pomagamy ubogim, bronimy życia, to przecież nie tylko (miejmy nadzieję) zachowania przyjęte, aby się dopasować do grupy. Ale wynikają z fundamentalnej prawdy o Bożym miłosierdziu dla nas, prawdy o godności człowieka. Synodalność nie ma więc być jakimś teatrem, który trzeba odegrać przed papieżem, ale odnalezieniem na nowo swojej tożsamości Kościoła, jako Ludu Bożego, który jest w drodze. Co to dokładnie oznacza? Właśnie na to pytanie mamy szukać odpowiedzi na drodze zapoczątkowanej przez Synod. 

>>>Prof. Aleksander Bańka: jeśli w czasie synodu nauczymy się rozmawiać, to będzie już bardzo dużo [ROZMOWA]

Fot. pixabay

Podmioty, nie przedmioty 

Przez synodalność ma szansę obudzić się na nowo podmiotowość ludzi świeckich. Ważne jest byśmy wszyscy na nowo zdali sobie sprawę z tego, że świeccy nie są tylko przedmiotem działań duszpasterskich, nie są tylko obserwatorami tego, co dzieje się na scenie, ale są partnerami dla osób duchownych w odkrywaniu i budowaniu tożsamości Kościoła. W odkrywaniu i budowaniu jedności Kościoła. Świadomość, że Kościół i życie Ewangelią to nasza wspólna sprawa rodzi o wiele większe i głębsze, realne uczestnictwo w życiu Kościoła. 

Niektórzy mają nadzieję, inni obawę, związaną z tym, że chodzi o przemodelowanie struktur Kościoła hierarchicznego. W moim odczuciu jest to rzecz drugorzędna. Każda struktura może stracić swoją funkcjonalność, jeśli o swojej tożsamości zapomną ci, którzy ją tworzą. Trochę jak w rodzinie. Jeśli ci, którzy tworzą rodzinę zagubią swoją tożsamość i zagubią istotę bycia rodziną… wtedy rodzą się patologie.  

Polska – centrum świata 

Jesteśmy dzisiaj w polskim Kościele mocno podzieleni i nie potrafimy spojrzeć na rzeczywistość eklezjalną z perspektywy drugiej osoby, z którą często mieszkamy ramię w ramię. Serce Kościoła, czyli wrażliwość na drugiego człowieka, bliskość, wspólnotę doprowadzamy swoi chorym sposobem funkcjonowania do rozległego zawału. 

Poza tym, nam, Polakom, przyda się urealnienie i świadomość tego, że jesteśmy częścią Kościoła, a nie pępkiem świata. Synodalność pozwala wziąć pod uwagę także sposób przeżywania, myślenia, intuicje i pragnienia ludzi, którzy czasami w zupełnie różny sposób akcentują prawdy Ewangelii. A przez to pozwala odkryć, że być może zamknęliśmy się w jakiejś bańce mentalnej i nie potrafimy otworzyć się na Ducha Świętego, który chce wyrazić Ewangelię w nowy sposób, w nowych okolicznościach, w nowym języku. 

Nie ma to nic wspólnego z porzuceniem nauki Kościoła. Myślę, że można to sobie wyobrazić przez prostą analogię. Jeśli myślimy na przykład o kolorze czerwonym, to zobaczymy, że może on mieć najróżniejsze odcienie. Co jednocześnie nie zmienia faktu, że wszystkie te odcienie zachowują swoją istotę – czerwoność. I dopiero odkrycie tych odcieni bardziej pozwala nam dostrzec, że do istoty nie należy jednolitość, ale właśnie różnorodność odcieni. I podobnie jest z nauką Kościoła. Bogactwo akcentów sprawia, że możemy zobaczyć większe, niż nasze „narodowe”, bogactwo Ewangelii. 

>>>Synod, czyli nasza wspólna droga – list pasterski [DOKUMENT]

Fot. pixabay

Serce i rozum i… Duch 

Powiemy sobie o tym jak się czujemy, co myślimy, przyjmiemy, ale to jeszcze nie wszystko. Chodzi także o to, by wsłuchać się w Ducha Świętego, który mówi bezpośrednio do serc i rozumów ludzi, a przez to całego Ludu Bożego. Próbujemy rozeznać, co jest Jego głosem.  

Słuchanie Ducha Świętego często jest dla nas abstrakcją. Jak to zmierzyć i udowodnić? Jak wykazać, że Duch Święty wskazał, że powinniśmy pójść w tym kierunku, a nie innym? Tutaj musimy odkopać naszą osobistą, żywą, relacje z Bogiem. I może odkurzyć książkę o rozeznawaniu duchowym. Wejść głębiej, także w ciszę, która zostawi gdzieś z boku wrzawę sporów i zachwyt nad pięknymi słowami. Właśnie ta przestrzeń przypomina, że Kościół nie istnieje dzięki naszym układom i pomysłom, ale dzięki powiewowi Ducha Świętego. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze