Kapelan szpitala: gdy wchodzę do sali, katolicy czasami udają, że śpią [ROZMOWA]
O tym, jak wygląda posługa kapelana w czasie pandemii, przełamywaniu barier między pacjentem a kapłanem, przeżywaniu samotności na szpitalnym łóżku, duchowej przemianie mówi KAI o. Waldemar Ułanowicz OFM Conv., kapelan Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. Ludwika Perzyny w Kaliszu,
Ewa Kotowska-Rasiak (KAI): Czy wcześniej miał Ojciec doświadczenie posługi chorym?
O. Waldemar Ułanowicz: Posługa w szpitalu nie była mi obca. Na terenie naszej parafii w Suwałkach, gdzie pracowałem, znajdowało się hospicjum, w którym posługiwali franciszkanie. Poza tym w Suwałkach był też szpital obsługiwany przez księży diecezjalnych, ale bardzo często ojcowie pomagali im w tej placówce. Tak więc często chodziłem do hospicjum i szpitala z posługą sakramentalną.
Jak w czasach pandemii wygląda posługa kapelana w szpitalu?
– Obecnie mogę wchodzić do sal. Oczywiście trzeba zachować wszystkie środki ostrożności, czyli maseczka i dezynfekcja. Ubieram się w komżę, stułę, zakładam bursę na szyję i idę od sali do sali na każdym oddziale. Aby obejść cały szpital potrzebuję około trzech godzin. Więcej czasu spędzam tam w niedziele, ponieważ wtedy są przyjęcia na różnego rodzaju zabiegi.
>>> Ile razy w życiu można przyjąć sakrament namaszczenia chorych?
Często pacjenci, którzy ze względu na pandemię ostatni raz byli u spowiedzi dwa lata temu, a teraz mają mieć zabieg, widząc, że ksiądz jest na miejscu, chcą skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania. Po szpitalu chodzę od 14.00 do 17.00, czyli do Mszy św. Jak nie zdążę z udzieleniem sakramentów w tym czasie to wracam do chorych po Mszy św. Nigdy nie odmawiam posługi.
Przez pandemię chorych nie mogą odwiedzać członkowie ich rodzin. Jak pacjenci przeżywają tę samotność?
– Tak, to jest na pewno trudna sytuacja dla pacjentów. Zaobserwowałem, że osoby sprawne korzystają z telefonów komórkowych, ale wielu pacjentów ma przy sobie również laptopy, tablety i z ich pomocą łączą się z najbliższymi. Gorzej jest z tymi osobami, które leżą i są nieprzytomne, są w takim stanie, że na pewno nie skorzystają z telefonu. Gdy lekarze i pielęgniarki widzą, że są to ostatnie chwile pielgrzymki chorego tutaj, na ziemi to dzwonią do jego członków rodziny i mówią, że mogą przyjść i pożegnać się z chorym.
Ojciec jest więc łącznikiem między rodziną i chorymi…
– Tak, ludzie często pytają, jak chory wygląda. Na tyle na ile mogę odpowiadam, mówię, że wygląda ładnie, że rozmawia ze mną, że pożartowaliśmy, ale o stan zdrowia muszą pytać lekarzy. Rodzina dzwoni do mnie z prośbą o udzielenie sakramentów. Nieraz jak idę klatką schodową w szpitalu to stoją przed drzwiami oddziału i jak mnie widzą, to proszą o udzielenie sakramentu chorych. Nikomu nie odmówiłem. Gorzej jest, gdy pielęgniarki proszą, żeby udzielić sakramentu chorych osobie, która jest nieprzytomna, bo ja nie mogę tego zrobić w takim przypadku bez wiedzy rodziny.
Dzisiaj w szpitalu leżą chorzy różnych wyznań, np. prawosławni. Są też grekokatolicy i oni czekają na księdza, który przychodzi z Panem Jezusem. Wiedzą, że w każdą niedzielę w katedrze jest sprawowana Msza św., mają swojego duszpasterza, oni żyją wiarą i przyjmują Pana Jezusa do swego serca. To mnie bardzo cieszy.
>>> Jak obchodzony jest Dzień Chorego na Jasnej Górze?
Są także Świadkowie Jehowy, którzy będąc w szpitalu chcą mi wręczać swoje ulotki. To również świadczy o tym, że żyją swoim wyznaniem. Niestety wśród katolików jest różnie. Niektórzy gdy wchodzę do sali udają, że śpią, nie chcą widzieć księdza, nie chcą spotkać się z Panem Jezusem. To jest dla mnie przykra sytuacja.
Rolą kapelana jest chyba nie tylko posługa, udzielanie sakramentów, ale czasami zwyczajna rozmowa.
– Wszystko zależy od pacjentów. Nieraz wchodzę do sali i czuję, że jestem intruzem albo przychodzę tylko z Komunią św. do danej osoby, bo inni sobie nie życzą, abym był w tej sali. Ale są też sale, gdzie jest rozmowa, żarty i bardzo sympatyczna atmosfera. Nieraz wchodząc do sali widzę, że panuje zimna atmosfera, ale próbuję zagadać. Na przykład teraz kiedy odbywają się skoki narciarskie, pytam, „jak nasi skaczą” albo zagaduję panie na temat filmów i zaczyna się rozmowa i bariera tej zimnej atmosfery zostaje złamana. Idę na drugi dzień i widzę, że chorzy już inaczej się zachowują.
W tej posłudze chodzi o to, że nieraz trzeba przełamać bariery i po pewnym czasie widzę, że ci ludzie zaczynają otwierać się i proszą o sakrament pokuty i Komunii św. Jest też tak, że ludzie wstydzą się albo boją się pokazać innym, że wierzą, że Pan Bóg jest dla nich ważny.
Czym dla Ojca jest posługa w szpitalu?
– Na pewno jest ona wyzwaniem, bo w Kaliszu jestem proboszczem, przełożonym klasztoru, kapelanem. Jestem też w różnych komisjach w diecezji kaliskiej oraz naszej prowincji i to wszystko trzeba pogodzić. Przed rozpoczęciem przeze mnie posługi kapelana usiedliśmy wszyscy w klasztorze i podzieliliśmy jeszcze raz obowiązki, abym mógł dobrze pełnić swoją szpitalną posługę. Zdecydowałem się na nią, bo wiem, że ludzie tam przebywający potrzebują księdza. To jest też satysfakcja, którą człowiek może czerpać i cieszyć się z tego, że przyszedł do chorego z sakramentem świętym, ale też, że przy okazji porozmawiał, pożartował i podniósł na duchu.
Jest to satysfakcja ze spotkania się z człowiekiem, który potrzebuje kapłana, który nie tylko przyjdzie, rozgrzeszy i udzieli Komunii św., ale stanie przy łóżku albo na środku sali i będzie rozmawiał z chorymi. To jest też radość i satysfakcja ze spotkania się z człowiekiem, który w dobie pandemii jeszcze bardziej niż kiedyś potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |