Kapelani Solidarności: walka bez przemocy, miłość ojczyzny bez nienawiści wrogów
„Ksiądz już przysypiał, kiedy w sieni rozległ się dokuczliwy dzwonek. Ksiądz był kapelanem w szpitalu. Pomyślał, że pewnie go tam wzywają. Nie ociągając się podszedł do drzwi. – Kto tam ? – pytał jeszcze na schodach. W odpowiedzi usłyszał dramatyczne walenie w drzwi…” – to fragment wspomnień pewnego duchownego z chwili wybuchu stanu wojennego. Wspomnienia spisał w książce „Kapelani Solidarności” Mateusz Wyrwich. Dziś, w czterdziestą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, zaglądamy do tych historii.
13 grudnia 1981 roku o godzinie szóstej rano Polskie Radio nadało wystąpienie generała Wojciecha Jaruzelskiego, w którym informował o ukonstytuowaniu się Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) i wprowadzeniu na mocy dekretu Rady Państwa stanu wojennego na terenie całego kraju.
Władze komunistyczne jeszcze 12 grudnia przed północą rozpoczęły akcję zatrzymywania działaczy opozycji i Solidarności. W ciągu kilku dni w 49 ośrodkach internowania umieszczono około 5 tysięcy osób. W operacji policyjno-wojskowej użyto 70 tysięcy żołnierzy, 30 tysięcy milicjantów, 1750 czołgów i niemal 2 tysiące wozów bojowych. Niechlubny bilans stanu wojennego to 10 131 internowanych działaczy związanych z „Solidarnością” i około czterdzieści osób, które straciły życie (w tym 9 górników z kopalni „Wujek” podczas pacyfikacji strajku). W ruchu antykomunistycznej opozycji aktywnie działali także duchowni. Stan wojenny na wielu z nich wywarł ogromne piętno. O ich solidarnościowych życiorysach w trzech tomach książki „Kapelani Solidarności. 1980-89” pisze Mateusz Wyrwich (politolog, dziennikarz i pisarz). Dziś opowiemy o kilku kapelanach.
Głową nie w mur
We wstępie do książki Mateusz Wyrwich pisze tak: „Jak zawsze w podobnych sytuacjach z pomocą rodakom przyszedł Kościół. Już 15 grudnia 1981 roku Rada Główna Episkopatu wydała dokument, w którym zwróciła się do biskupów diecezjalnych”. Fragment dokumentu brzmi tak:
…aby byli łaskawi: występować do Wojennych Komisarzy Wojewódzkich o zwolnienie internowanych, szczególnie ojców i matek rodzi i chorych, zabiegać o możliwość ew. odwiedzin osób internowanych w okresie Świąt Bożego Narodzenia; udzielać rodzinom osób internowanych pomocy moralnej i materialnej. (…) strajkujący robotnicy, tak samo internowani mają prawo do sakramentalnej posługi duszpasterskiej.
>>> Stan wojenny w Polsce był wstrząsem dla św. Jana Pawła II
Autor książki przypomina że po wprowadzeniu stanu wojennego głos zabrał również papież Jan Paweł II. 13 grudnia po modlitwie na Anioł Pański mówił tak:
Wydarzenia ostatnich godzin przemawiają, bym jeszcze raz zwrócił się do wszystkich w sprawach naszej wspólnej Ojczyny z prośbą o modlitwę. Przypominam to, co powiedziałem we wrześniu. Nie może być przelana polska krew, bo zbyt wiele jej wylano, zwłaszcza podczas ostatniej wojny. Trzeba uczynić wszystko, aby w pokoju budować przyszłość ojczyzny.
Mateusz Wyrwich ocenia, że „13 grudnia polscy biskupi nie popadli w popłoch”. Prymas Polski Józef Glemp z Jasnej Góry podkreślał, że ten czas może domagać się od chrześcijan mądrości. „Mądrością nie jest rozbijanie muru głową, bo głowa nadaje się do innych rzeczy. Stąd potrzeba spokojnego rozważenia sytuacji, która na celu ma mieć pokój, ocalenie życia i uniknięcie rozlewu krwi” – mówił kard. Glemp. W kolejnych dniach prymas apelował o uwolnienie więzionych.
Pozostaje wszakże sprawa najważniejsza: ratowanie życia i obrona przed rozlewem krwi. W tej obronie Kościół będzie bezwzględny. To nic, że ktoś może Kościół oskarżać o tchórzostwo, o kunktatorstwo, o rozładowywanie radykalnych nastrojów. Kościół broni każdego życia ludzkiego, a więc w stanie wojennym będzie wołał, gdzie tylko może, o spokój, o zaniechanie gwałtów, o zażegnanie bratobójczych walk. (prymas Józef Glemp 13 grudnia w warszawskim kościele pw. Matki Bożej Łaskawej).
Ks. Henryk Bolczyk – Katowice
„Ksiądz Henryk Bolczyk stan wojenny określa najkrócej – to była boleść, strach, nadzieja. Wszystko naraz” – pisze Mateusz Wyrwich. Autor opisuje, że ks. Henryk czuł się zupełnie bezradny, ale jednocześnie wstępowała w niego siła. „Czuł, wiedział, że komunizm w Polsce zapisał pierwsze zdanie o swoim upadku. Pamiętał też, że znak sprzeciwu towarzyszy chrześcijanom od zawsze. I że ten znak, któremu sprzeciwiać się będą, kolejny raz pragnie czegoś konkretnego dokonać”. Jak podkreśla autor książki, duchowny miał wówczas świadomość, że „owa manifestacja przemocy, którą stosują rzecznicy stanu wojennego wobec własnego narodu, musi się skoczyć klęską komunistów”.
>>> Ks. Jan Sikorski o stanie wojennym: było sporo nawróceń, spowiedzi, śluby, chrzty [ROZMOWA]
Kościół jest powołany do tego, aby ludzi wychowywać. Nie przeciwstawiając się, nie czyniąc ludzi ścianą do bicia, ale pokazując wyraźnie, że droga ku wolności prowadzi przez mękę człowieka, przez jego sumienie. Że nie zdobywa się ludzi ideologizowaniem, ale tylko wychowaniem do życia w prawości sumienia. Ten nurt był zawsze Kościołowi najbliższy. Z niego czerpałem zawsze nadzieję. (ks. Henryk Bolczyk).
W czasach pierwszej Solidarności (1980-1981) wspierał (bez formalnej nominacji) jako kapelan górników z kopalni Wujek w Katowicach, także w okresie strajku i pacyfikacji kopalni w dniach 13-16 grudnia 1981. Napisał o tych wydarzeniach książkę pt. „Krzyż nigdy nie umiera. Siedem Stacji Krzyża Kopalni Wujek”.
Ks. bp Edward Frankowski – Stalowa Wola, Sandomierz
Jak podkreśla autor książki dla ks. Frankowskiego stan wojenny był wielkim zaskoczeniem. „Przeżywał go bardzo boleśnie. Nawet do tego stopnia, że wręcz miał żal do komunistów, iż nie został internowany. – Przecież ja byłem największym winowajcą. Przecież matecznik tego wszystkiego, co się działo w Stalowej Woli był u mnie, na plebanii” – cytuje słowa bp. Frankowskiego Mateusz Wyrwich.
Jednym z pierwszych działań, których podjął się ks. Frankowski było sporządzenie list internowanych i wysyłanie do nich kartek świątecznych oraz odwiedziny w więzieniach. Mówił wtedy tak: „Nie bójcie się, Pan Bóg rządzi tym, co się dzieje, więc jaka siła może być przeciwko Niemu? W końcu będzie zwycięstwo prawdy. Nigdy zło do końca nie zwycięża”. Ks. bp Frankowski był kapelanem NSZZ „Solidarność” w latach 1980-92. Wspierał działaczy „Solidarności” w Hucie Stalowa Wola i w Regionie Ziemia Sandomierska. Organizował pomoc dla opozycjonistów represjonowanych przez władze komunistyczne, zwłaszcza podczas stanu wojennego. Często występował w obronie praw ludzi pracy, szczególnie podczas strajku w Hucie Stalowa Wola. Sam również doświadczył represji ze strony władz (w 2004 r. Instytut Pamięci Narodowej przyznał mu status pokrzywdzonego).
Ks. Władysław Palmowski – Kraków, Nowa Huta
O sobie mówił tak: „Nigdy nie przykładałem wagi do mojego życia. I dlatego, kiedy mnie wzięto na przesłuchanie i zaczęto straszyć, zapytałem ubeka: A co ja mogę stracić, jak mnie zamknięcie? Przecież dacie mi wikt i będę miał rekolekcje”. Jak opisuje w swej książce Mateusz Wyrwich, pierwsze spotkanie ks. Palmowskiego z działaczami Solidarności miało miejsce dopiero w momencie wybuchu stanu wojennego (w nocy z 12 na 13 grudnia).
>>> Ks. Jerzy Popiełuszko, którego nie znacie. Na Florydzie, przy steku i szklance piwa
Pracował z młodzieżą. Działacze „Solidarności” wspominali po latach, że ks. Palmowski doskonale potrafił organizować struktury związkowe. Nazywany był nawet „urodzonym konspiratorem”, był jedną z najważniejszych osób w Hucie. „Spokojnie, cicho pracował. Na tym polegała jego wielkość. Skupiał się na robocie. Prowadził bardzo szeroką pomoc. Szczególnie niezamożnym. Podkreślał, że nie można ich zostawić. Że nie może być tak, by jeden lepszy był od drugiego” – wspomina w książce „Kapelani Solidarności” działacz związku Edward Nowak. A ówczesny przewodniczący małopolskiej „Solidarności” – Mieczysław Gil – dodaje: „Ks. Palmowski jako pierwszy odwiedził mnie w więzieniu w Raciborzu. Nie wiem, jak on to zrobił, ale to był wyczyn z jego strony”.
Ks. Palmowski był kapelanem „Solidarności” i osób represjonowanych w stanie wojennym w krakowskiej Nowej Hucie. Już 13 grudnia 1981 r. organizował pomoc dla internowanych i ich rodzin w kościele Matki Bożej Królowej Polski w Nowej Hucie Bieżanowie. Był jednym ze współzałożycieli Komitetu Ocalenia Solidarności w Nowej Hucie, członkiem kierownictwa tajnej struktury „GROT”. Zainicjował powstanie Społecznego Funduszu Pomocy Pracowniczej, który w latach 1983–1989 objął swym zasięgiem prawie 7 tysięcy członków „Solidarności”. Kończąc działalność, przekazał zgromadzone fundusze legalnym władzom NSZZ „Solidarność”.
Ks. Kazimierz Jancarz – Sucha Beskidzka, Małopolska
„Zegar wskazywał pierwszą godzinę 13 grudnia. Ksiądz już przysypiał, kiedy w sieni rozległ się dokuczliwy dzwonek. Ksiądz był kapelanem w szpitalu. Pomyślał, że pewnie go tam wzywają. Nie ociągając się podszedł do drzwi. – Kto tam? – pytał jeszcze na schodach. W odpowiedzi usłyszał dramatyczne walenie w drzwi…” – tak pierwsze chwile stanu wojennego przezywanego przez ks. Kazimierza Jancarza opisuje Mateusz Wyrwich.
Po ogłoszeniu stanu wojennego ks. Jancarz został duszpasterzem robotników. Widząc rosnącą aktywność robotników, ks. Kazimierz założył Duszpasterstwo Ludzi Pracy. Jego celem było organizowanie pomocy represjonowanym i poszkodowanym. Po zwolnieniu większości internowanych kontynuowano wspólne modlitwy i spotkania. W taki sposób narodziły się czwartkowe msze świętej za ojczyznę odprawiane przez księdza Kazimierza Jancarza. Gromadziły one tysiące ludzi.
O. Ludwik Wiśniewski OP – Wrocław
„Nie lubił mówić o stanie wojennym, o latach 1981-90. Choć już wówczas był przekonany że tym razem wyciągnięcie przez komunistów broni przeciwko narodowi w obronie swojej władzy – będzie jej końcem” – pisze Mateusz Wyrwich.
O. Wiśniewski to znany działacz opozycji antykomunistycznej w PRL-u. Od 1981 do 1988 r. był duszpasterzem akademickim we Wrocławiu. Propagował ideę walki z komunizmem „bez przemocy”. W kolejnych latach organizował tzw. Tygodnie Społeczne – cykle spotkań propagujące budowanie niezależnych struktur społecznych. Autor „Kapelanów Solidarności” pisze o zakonniku dalej tak:
Mimo, że przegadał tysiące godzin z ludźmi podziemia, za najważniejsze uznaje te, które poświęcił pracy nad wyeliminowaniem ze świadomości społecznej pojęcia mniejszego zła. Niebezpiecznie bałamutnej idei, którą dość skutecznie komuniści aplikowali narodowi niemal każdego dnia. Skutki tego propagandowego zakażenia pozostały do dziś w wielu środowiskach. Tymczasem już wówczas ojciec Ludwik mówił, jak zwodnicze i fałszywe jest to pojęcie. Bo nie ma mniejszego lub większego zła – JEST PO PROSTU ZŁO. Powtarzał to tak często, że wielu ludzi odnosiło wrażenie, że mówił do nich wielkimi literami. Dzięki temu nie popadli w schizofrenię tamtego czasu, która polegała na zamianie prawdziwych pojęć na fałszywe.
Jak podkreśla autor publikacji, o Wiśniewski starał się dobrze przygotować ludzi „Solidarności” na wzywania stanu wojennego. Dbał o to, by wyeliminować wśród nich radykalne nastroje, chęć sięgania po broń i gotowość pójścia na barykady. Podkreślał, że takie postawy mogą być często pożywką dla służb, a wręcz ich prowokacją. Polemizował z nim „Biuletyn Dolnośląski”, który postawę dominikanina początkowo nazwał tchórzliwą. Ojciec Wiśniewski konsekwentnie powtarzał, że orężem chrześcijanina mogą być głodówki, modlitwy, pertraktacje z władzami, przekaz rzetelnej informacji ograniczający wpływy propagandy komunistycznej i kształcenie kadr. „Biuletyn Dolnośląski” w komentarzu redakcyjnym oświadczył wówczas, że z tezami duchownego się nie zgadza, ale że „docenia ich piękno i zalety”. Dominikanin, gdy trudno mu było przekonać do rezygnacji z walki z bronią w ręku używał często – jak to sam nazywał – ostatecznego argumentu. Brzmiał on tak: „Nie możemy niczego takiego zrobić, by ten Nasz na Watykanie za nas się wstydził”. I ten argument najczęściej znajdował posłuch u adwersarza.
O. Stanisław Miecznikowski SJ – Łódź
„Nikt nie pozbawi nas woli bycia narodem wolnym i samodzielnym. Kościół zawsze był ze społeczeństwem, gdy broniło swoich podstawowych praw i gdy walczyło o ich przywrócenie. One mu się słusznie należą. Teraz też Kościół nie opuści narodu w jego trudnych chwilach” – to fragment kazania o. Miecznikowskiego, jezuity, które znalazło się w zbiorze „Kazania stanu wojennego”.
Jak przypomina w książce Mateusz Wyrwich, to kazanie o. Miecznikowski wygłosił właśnie 13 grudnia 1981 r. w łódzkim kościele akademickim pw. Najświętszego Imienia Jezusa. W kościele, który był związany ze środowiskiem opozycji, który był dla ludzi „Solidarności” ostoją przez lata stanu wojennego. Ten kościół jest zresztą i dziś ważnym punktem na religijnej mapie Łodzi. Po wprowadzeniu stanu wojennego o. Miecznikowski sporządzał listy aresztowanych i internowanych. Organizował pomoc dla rodzin zatrzymanych i samych aresztowanych, a także osób pozbawionych pracy i środków do życia. Powołał do życia Ośrodek Pomocy Uwięzionym i Internowanym, organizował specjalne spotkania dyskusyjne (tzw. spotkania środowe), odprawiał msze za ojczyznę. Duchowny był legendą solidarnościowego środowiska. W latach 90. został odznaczony tytułem honorowego Obywatela Miasta, także zasłużonego dla „Solidarności”.
>>> Jan Rejczak: Kościół w czasie stanu wojennego wspierał osoby represjonowane
„W niektórych regionach Polski w podziemnej działalności brało udział kilku kapelanów. W innych kilkunastu, a jeszcze w innych kilkudziesięciu. Najwięcej w Warszawie, Gdańsku, Krakowie, Wrocławiu. Nie sposób ich wszystkich przedstawić. Tratuję tych kapłanów jako symbole antykomunistycznego oporu polskiego duchowieństwa. (…) Postawa kapłana stanowiła bodziec do podjęcia walki przez ludzi, którym wydawało się już, że stan wojenny stanowić będzie ostateczne zwycięstwo komunistów nad dążeniami Polaków do niepodległości” – pisze autor „Kapelanów Solidarności”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |