o. Paweł Gomulak OMI: Zgłosiłeś się jako wolontariusz do pracy wśród pensjonariuszy, wśród których są pacjenci chorujący na COVID-19. Czy łatwo było podjąć taką decyzję i co na nią wpłynęło?
o. Sylwester Maćkiewicz OMI: Decyzja nie była łatwa, choć dość szybko ją podjąłem. Może to dziwnie zabrzmi, ale jeśli taka jest wola Boża, to nie mam wątpliwości, że jest to słuszna decyzja. Nie, żebym czuł się przymuszony. Po prostu z radością przyjmuję od Niego zadania.
>>> Pandemia: dużo zakazów, a jeszcze więcej możliwości. Gdzie ich szukać?
Gdy epidemia się rozprzestrzeniała, społeczeństwo zamykano w domach, a księży odizolowano od ludzi, przeszła mi myśl, że dziwne czasy nastały. Kiedyś w takich sytuacjach to właśnie księża i osoby zakonne narażały swoje zdrowie i życie posługując chorym i potrzebującym. A dziś – gdybym chciał pójść tymi śladami, prawo mi zabrania. Myślę, że to były pierwsze Boże przygotowania do tej decyzji. Gdy więc zadzwonił do mnie mój współbrat z propozycją takiej posługi, od razu się zgodziłem. Chyba powinienem powiedzieć, że decyzję już wcześniej miałem podjętą. Z perspektywy kilku dni posługi cieszę się, że mam tę możliwość.
Z naszej rozmowy wiem, że personel, do którego dołączyłeś, był skrajnie wyczerpany. Czy obecność księży pomaga im w wykonywaniu codziennych obowiązków?
Pierwsze moje chwile spędzone na oddziale przyniosły wrażenie, że nie chorzy potrzebują pomocy, ale właśnie personel. Jedna z młodych pracownic wspominała, że wiele łez wylała z wyczerpania. Psychicznego i fizycznego. W całkowitym zamknięciu, z obawą o utratę zdrowia, na dyżurze 24h na dobę, bez możliwości normalnego snu, pracując w uciążliwym stroju, mającym zmniejszyć ryzyko zakażenia. Coś strasznego. Później też wylewała łzy wdzięczności, gdy jedna z koleżanek zdecydowała się przyjść jej z pomocą, zamykając się na tym samym oddziale.
>>> Przeżyj czas w domu z Bogiem!
Nasza obecność nie tylko odciążyła je fizycznie, ale przede wszystkim przyniosła im wsparcie duchowe, psychiczne.
Inna z pań zadała mi pytanie: „Dlaczego ksiądz zdecydował się na ten wolontariat?”. Według mnie to pytanie odkrywa, że już sama ta decyzja była dla nich umacniająca, niosąca nadzieję. Jak się potem dowiedziałem, ludzie nie znają księży z tej strony.
Gdy już nasza obecność pozwoliła pracownikom się wyspać, odpocząć, zaczęły się żarty i sympatyczne rozmowy. Współpraca się układa bardzo dobrze.
Jesteś „na stanowisku” od soboty. Na czym polegają Twoje obowiązki? Co jest dla Ciebie zaskoczeniem, co jest najtrudniejsze?
Nocny dyżur to przede wszystkim czuwanie. Wykwalifikowany personel może wtedy odpocząć. W dzień natomiast jest sporo pracy przy wydawaniu posiłków, niektórych trzeba nakarmić. Trzeba posprzątać, pomóc w zadbaniu o higienę osobistą, zdezynfekować niektóre powierzchnie.
Największym zaskoczeniem była dla mnie postawa pracowników. Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałem, czym w swojej istocie jest DPS. Widząc personel tak oddany pomocy ludziom, spośród których część nie potrafi, czy wręcz nie może okazać wdzięczności, a inni są niekiedy bardzo złośliwi i uciążliwi, stwierdziłem: to nie praca, to powołanie. Nie ma innej możliwości.
A co najtrudniejsze? Moje własne ograniczenia, niepewność, wewnętrzne opory. Nowa rzeczywistość, to nowe pokonywanie siebie.
Tę rozmowę i inne, ciekawe materiały znajdziecie na www.oblaci.pl