fot. Cathopic/Vuelva

Kara męki krzyża, kult krzyża

Pytanie o to, dlaczego Bóg umarł na krzyżu, rozbrzmiewa od chwili, gdy setnik na Golgocie wyznał: „Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym”. Widział niejedną śmierć. Podczas służby zdążył się oswoić z umieraniem. Brał udział w egzekucjach skazańców, a jednak śmierć Jezusa wywarła na nim wyjątkowe wrażenie. Czym różniło się umieranie Pana od tych bezimiennych skazańców, którzy ginęli przybici do krzyża? Przecież Rzymianie stosowali tę karę stosunkowo często. Dość wspomnieć, że już sto lat wcześniej około sześciu tysięcy powstańców Spartakusa zostało ukrzyżowanych wzdłuż Via Appia (drogi prowadzącej do Rzymu). Natomiast po śmierci Jezusa, w latach 66–73, podczas powstania żydowskiego, krzyżowano tak wielu buntowników, że zabrakło drzew na nowe krzyże. Powszechność tej kary obowiązywała na całym wschodzie Imperium Romanum. Nie tylko Rzymianie mordowali swoich przeciwników w ten sposób. Oni jednak rezerwowali tę karę na największe przewinienia (obrazę cezara, bunt, zdradę stanu) i stosowali wyłącznie wobec tych, którzy nie byli obywatelami Rzymu. Nie odstręczało ich okrucieństwo krzyża, przeciwnie, traktowali ukrzyżowanie jako karę najcięższą i dlatego stosowaną wobec najbardziej pogardzanych (buntowników i niewolników). Według rzymskich prawodawców krzyż pod względem okrucieństwa przewyższał spalenie, ścięcie czy dożywotnią pracę w kopalni. 

Skazanych – podobnie jak Chrystusa – najpierw biczowano. Już sama ta tortura była w zasadzie wyrokiem śmierci. Ubiczowany, mimo że mógł przeżyć kaźń, umierał w następnych godzinach lub dniach z powodu rozległych obrażeń organów wewnętrznych. Po biczowaniu niósł poprzeczną belkę krzyża na miejsce straceń. Patibulum (łacińskie określenie na belkę krzyża) było najczęściej zwykłą belką stropową lub podobną wykorzystywaną w budownictwie. Potrafiła ona ważyć od 45 do 50 kilogramów. Z tym ciężarem skazaniec przemierzał ulice miasta. Był opluwany, bity, obrzucany kamieniami… Tłum gapiów rzadko zostawał obojętny na widok skazanego na śmierć. Dawał upust swoim najniższym popędom. Podobnie kaci, którzy bezpośrednio zajmowali się skazanym, okazywali mu pogardę i realizowali na nim swoje sadystyczne upodobania. Kohorta jerozolimska rekrutowała się w większości z żołnierzy z prowincji Syrii, którzy szczególnie nienawidzili Żydów i dawali temu wyraz podczas egzekucji na mieszkańcach Palestyny.

>>> Abp Józef Guzdek: cierpienie jest tajemnicą, naśladując Chrystusa można odkryć jego sens 

fot. EPA/Jorge Torres

Gdy makabryczny orszak docierał na miejsce ukrzyżowania, do belki przybijano skazańca, wbijając mu gwoździe w nadgarstki. Tak wybrane miejsce przebicia gwarantowało, że ciało utrzyma się na krzyżu, i przyspieszało wykrwawienie się ofiary. Sam upust krwi nie był jednak najczęstszą przyczyną śmierci na krzyżu. Wiszący dusił się. Jak długo zdołał, próbował wspierać się na przebitych nogach, żeby, unosząc się nieco, mógł zaczerpnąć haust powietrza. Dlatego też niekiedy nogi przybijano do podpórki lub przez pięty do pala, aby przybity mógł dłużej cierpieć. Dopóki mięśnie nie omdlały, ukrzyżowany mógł próbować wspierać się i łapać powietrze spieczonymi wargami. Niektórzy spośród ukrzyżowanych nawet kilka dni cierpieli ciągłe męczarnie, na przemian dusząc się, omdlewając, usychając z pragnienia i czekając na śmierć w narastającym bólu. Jeśli chciano przyspieszyć agonię, łamano im nogi, by nie mogli podpierać się i łapać tchu. 

W wypadku naszego Pana było podobnie. Choć zmarł stosunkowo szybko. Stało się tak, ponieważ Chrystus Pan, jak zaznaczył Jan Ewangelista, oddał ducha, a nie został pozbawiony życia. Jako nowy Adam nie musiał umierać, ale zdecydował się oddać życie zgodnie z tym, co sam zapowiedział: „Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je [potem] znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca” (J 10,17–18). Po śmierci więc nie było potrzeby, aby łamać Mu kości nóg, jedynie dla upewnienia się przebito Mu włócznią bok. Może „oddanie”, a nie „utrata” życia było tym, co wstrząsnęło setnikiem? 

Przyglądając się męce naszego Zbawiciela, możemy powiedzieć, że wobec naszego Pana wyrok śmierci wykonano trzykrotnie: przez biczowanie, ukrzyżowanie i cios zadany pilum. W Dialogu św. Katarzyna dowiaduje się, dlaczego tak okrutna była męka Pana:  

„Słodki, niepokalany Baranku, byłeś umarły, gdy otworzono Twój bok, czemu więc zechciałeś, aby serce Twe zostało tak zranione i otwarte? On rzekł, jeśli pamiętasz: Było wiele przyczyn, z których wymienię najważniejsze. Pragnienie moje dotyczące rodzaju ludzkiego było nieskończone, a obecny akt cierpienia i udręczeń był skończony. Przez cierpienie więc, rzecz skończoną, nie mogłem wam pokazać, jak bardzo was kocham, ponieważ miłość moja była nieskończona. Oto dlaczego postanowiłem objawić wam tajemnicę serca, otwierając je przed wami, abyście ujrzeli, że kochało was więcej, niż to można okazać przez cierpienie skończone”. 

>>> Triduum Paschalne. Przewodnik <<<

Skandal krzyża 

Skoro śmierć Chrystusa była wymierzona w tak brutalny sposób, dlaczego chrześcijanie czczą krzyż? Nie stało się tak od razu. Przed rządami cesarza Konstantyna stosunkowo rzadko czczono znak krzyża, choć św. Paweł jasno wskazuje, że jest on powodem do chluby (por. Ga 6,14). Podążając tym tropem, chrześcijanie czcili ukrzyżowanego Mesjasza, mimo że Grecy uważali to za absurd, a Żydzi za skandaliczne bluźnierstwo (por. 1 Kor 1,23). Nie czcili jednak narzędzia kaźni, lecz Ukrzyżowanego. Zbawcza moc ofiary krzyżowej płynie bowiem nie z ilości cierpienia, które Pan musiał przyjąć przed oddaniem ducha, ale z niewinności, w jakiej składa samego siebie w ręce Ojca. On – jedyny czysty i prawdziwie posłuszny Bogu nawet w sytuacji wyniszczającej śmierci – jest naszym Odkupicielem. Nie potrzebował w ten sposób pokutować za swoje grzechy, ponieważ grzechu nigdy nie popełnił. Uczynił to dla naszego zbawienia, ofiarowując się jako pokutnik za każdego z nas. 

Na krzyżu, pośród kaźni, odrzucenia i upodlenia Syna Bożego, a więc w największym złu, jakie kiedykolwiek miało miejsce na świecie i jakiekolwiek się jeszcze wydarzy, dokonało się największe dobro. Niewinny Bóg przyjął mękę za grzeszników, aby pojednać ich ze sobą i w sobie. Dlatego krzyż adorowany w Wielki Piątek jest znakiem wybawienia, a nie kaźni. Śpiewamy o nim jako o drzewie życia, a nie narzędziu śmierci. Na nim Chrystus zaprzeczył porządkowi tego świata: „On grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było podstępu. On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie. On sam, w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów, a żyli dla sprawiedliwości – Krwią Jego ran zostaliście uzdrowieni” (1 P 2,22–24). Dlatego, adorując krzyż, pamiętajmy, że Chrystus przecież cierpiał za nas i zostawił nam wzór, abyśmy szli za Nim po Jego śladach (por. 1 P 2,12). 

*** 

Tekst ukazał się w książce „Triduum Paschalne. Przewodnik”. Dziękujemy wydawnictwu W drodze za możliwość przedruku. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze