Kard. Gerhard Müller: Synod o Synodalności to wysoki poziom abstrakcji [ROZMOWA]
29 października zakończyła się w Rzymie pierwsza sesja XVI Zgromadzenia Ogólnego Zwyczajnego Synodu Biskupów „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo i misja”, który trwa w Kościele od 2021 r. W jego ramach odbyły się szerokie konsultacje w parafiach i diecezjach całego świata. Po ich zakończeniu w lutym 2023 r. odbyła się faza kontynentalna.
Obrady, które zakończyły się w Watykanie pod koniec października będą kontynuowane podczas drugiej, a zarazem finalnej sesji – w październiku 2024 r.
Papież Franciszek od początku Synodu kładzie duży nacisk na wysłuchanie głosu osób ubogich, nieheteroseksualnych, rozwiedzionych, żyjących w ponownych, niesakramentalnych związkach. W trakcie procesu synodalnego pojawiły się także oczekiwania, aby Kościół stał się bardziej „otwarty”. Przebieg pierwszej sesji biskupiego Synodu komentuje dla nas kard. Gerhard Müller, emerytowany prefekt Kongregacji Doktryny Wiary.
Maciej Kluczka (misyjne.pl): Ksiądz Kardynał podkreśla, że Kościół to nie parlament, a przede wszystkim głoszenie Dobrej Nowiny i Eucharystia. Czy Synod ustrzegł się przed odegraniem roli parlamentu?
Kard. Gerhard Müller (niemiecki duchowny, doktor teologii, przez dekadę biskup Ratyzbony, w latach 2012–2017 prefekt Kongregacji Nauki Wiary): – Problemem jest sam charakter tego Synodu. Niby to synod biskupi, ale jest tam wiele osób świeckich, które nie są biskupami i mają ten sam głos co biskupi. Oczywiście nie uważam, że jest coś złego w tym, że świeccy spotykają się z biskupami, dyskutują z nimi, ale pytanie, czy to powinno odbywać się w formacie synodu. W synodach od początku chodziło o kolegialne spotkanie biskupów i o ich stały, regularny kontakt z papieżem, żeby był przepływ informacji między papieżem a biskupami. A to się obecnie rozmyło, jest to niejasne. Synod nie jest parlamentem, w Kościele nie ma parlamentu – jak to bywa w państwach. Synod to czas, kiedy biskupi wraz z papieżem biorą odpowiedzialność za wytyczenie kierunków rozwoju dla Kościoła.
Synod miał być też forum, na którym wybrzmieć miał głos ludzi wykluczonych w Kościele, a przynajmniej tych, którzy nie czują się pełnoprawnymi członkami tej wspólnoty. Tak często o sobie mówią ludzie, którzy z różnych względów żyją w ponownych związkach, osoby LGBT, także migranci. Czy Kościół – poprzez Synod – dobrze rozpoznaje ich głos i nań odpowiada?
– Oczywiście nie jest dobrze, gdy ktoś jest wykluczony z Kościoła. Pytanie, czy faktycznie jest, czy tylko tak się czuje. Generalnie zasada, równa dla wszystkich, jest taka, że jest się „niewykluczonym z Kościoła”. Każdy ochrzczony, gdy prowadzi życie zgodne z nauką Kościoła, życie w jedności z liturgią, jest członkiem Kościoła. Każdego jednak dotykają też grzechy, w tym grzechy ciężkie, które nas dystansują od Kościoła. To nie Kościół dystansuje się od nas, ale my od niego – przez zachowanie, które nie odpowiada duchowi Chrystusa. Zawsze mamy możliwość, by tę sytuację naprawić przez skruchę i pokutę. To jest droga powrotu do Kościoła. Nie wolno poddawać się logice, w ramach której ze sprawcy robi się ofiarę. Niektórzy chcą mieć status ofiary, by w ten sposób rządzić innymi. I by przez różne nurty obecne w debacie publicznej wpływać na nauczanie Kościoła. To droga donikąd.
Każda osoba, każdy człowiek jest – można tak to ująć – nośnikiem swojej duchowej natury. Każdy człowiek został stworzony przez Boga. Nie można dzielić ludzi na klasy, w oczach Boga nie ma klas, nie ma różnic klasowych. Są oczywiście narody, ale to nie zmienia samej natury człowieka. Mówi Pan po polsku, ale to nie znaczy, że jest pan człowiekiem innej kategorii niż ja, który mówię po niemiecku. To są tylko kwestie kulturowe, ale nie dotyczy to istoty człowieczeństwa jako takiej. Nie ma polskich czy niemieckich katolików. Katolicy to katolicy, dzieci Boga. Wobec Boga wszyscy jesteśmy równi, niezależnie także od statusu materialnego.
>>> Kard. Coutts: celem synodu o synodalności był inny sposób działania Kościoła
Kościół – co podkreśla często papież Franciszek – powinien być Kościołem ubogich. Chodzi oczywiście nie tylko o zasób portfela, ale także o ubóstwo duchowe. Kościół ma być miejscem, w którym dzięki relacji z Bogiem i drugim człowiekiem to nasze ubóstwo ograniczamy.
– Ewangelia jest właśnie dla ubogich. I tak jak Pan powiedział – ubodzy to nie tylko żebracy, ale to też m.in. dzieci, które nie mają rodziców, dzieci które nie mogą otrzymać dobrego wykształcenia, nie mają dostępu do edukacji. Jest wiele regionów świata, które zmagają się z takimi problemami.
Opisujemy w „Misyjnych Drogach” także pracę misjonarzy, którzy starają się tę sferę ubóstwa ograniczać.
– Ubogimi w ewangelicznym rozumieniu są też osoby chore, starsze, które nie mają opieki lekarskiej. Ubogimi nazwałbym również ludzi młodych, którzy zostali wychowani w duchu ateistycznym. Kościół to my wszyscy – z ciała Chrystusa. Jesteśmy narodem Bożym, naszym zadaniem jest głoszenie Ewangelii i Dobrej Nowiny. I o tym, jak to robić skutecznie powinien też dyskutować Synod. Po części to się dzieje.
A jakie mogą być dalekosiężne skutki Synodu?
– Problemem jest to, że Synod nie jest poświęcony konkretnemu tematowi. Synod już w swoich podstawach jest pewnego rodzaju abstrakcją. A Synod o Synodalności to jeszcze wyższy poziom abstrakcji. A Jezus powiedział apostołom, by wyruszyli w świat i głosili Ewangelię, by ludziom pomagali przez chrzest, inne sakramenty, przez krzewienie wiary. Tak więc my – biskupi, wierni – nie możemy wymyślić nic nowego. Nauczanie Kościoła powinno być nauczeniem Ewangelii.
Po prostu.
– I to jest zadanie dla apostołów, dla biskupów. Naszym zadaniem jest przypominanie wiernym, że jest życie wieczne, do którego dążymy, że jeszcze przed stworzeniem, przed narodzinami, jesteśmy powołani do życia wiecznego, jako synowie i córki Boga. Naszym Zbawcą jest Jezus Chrystus.
Były nadzieje, że Synod uruchomi lepszą komunikację między ludźmi duchownymi a świeckimi. Czy Ksiądz Kardynał ma nadzieję, że to faktycznie może się stać? Taki może być pozytywny skutek Synodu?
– Wszystko zależy od tego, co rozumiemy pod określeniem „poprawa komunikacji”. Znam wielu księży, którzy od świtu do nocy ciężko pracują w swoich parafiach, którzy mają świetny kontakt z parafianami. Pytanie więc, o jakich świeckich pytamy. Czy o tych, którzy są aktywni w swoich parafiach? Czy też o jakichś funkcjonariuszy, którzy chcą przejąć rolę duchownych i decydować za nich?
>>> Kard. Müller: mam nadzieję, że prawda Chrystusa wyznaczy kierunek Synodu
W niemieckiej drodze synodalnej dużą rolę odegrały osoby świeckie – świeccy pracownicy Kościoła, których ja nazywam funkcjonariuszami. Oni mówią, że chcą uczestniczyć we władzy sprawowanej w Kościele. Ale przecież władza w Kościele nie jest władzą polityczną. Chrystus udzielił swoistego pełnomocnictwa apostołom do głoszenia słowa Bożego i udzielania sakramentów. Jednak to nie było pełnomocnictwo do sprawowania władzy politycznej. Politycy, którzy są wybierani w państwach i mają większość parlamentarną, często mają przekonanie, że mogą swoje pomysły narzucać innym. A w Kościele nie można mówić o własnych wyobrażeniach i tym bardziej narzucać je innym. W Kościele wszystko realizowane jest w duchu Chrystusa. Od polityków, także od ludzi politykujących w Kościele, często słyszymy dużo pięknych haseł. One ładnie brzmią, ale warto zawsze się zatrzymać i pomyśleć o tym, na jakich założeniach się opierają. By zawsze być blisko nauczania Kościoła – a nie polityki.
I tym samym wracamy do myśli, która rozpoczęła naszą rozmowę. O tym, że Kościół i Synod to nie parlament.
– Zgadza się. Pamiętajmy o tym. Nie tylko w czasie Synodu.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |