Kazimierz Nycz

PAP/Paweł Supernak

Kard. Nycz: dlaczego Kościół miałby cierpieć mniej od właściciela restauracji czy salonu fryzjerskiego?

O sytuacji Kościoła w pandemii, o zagrożeniach i szansach, jakie stają przed Kościołem w Polsce, obawach i nadziejach duchownych, ale też tych osobistych mówił w wywiadzie dla upday.com, kardynał Kazimierz Nycz.

Odpowiedzialność za innych

Dziennikarz Michał Piasecki zapytał kardynała Nycza, czy z racji wieku poddaje się samoizolacji, jak większość seniorów. Czy także odczuwa strach, samotność z powodu „zamknięcia”? Kardynał powiedział, że uczestniczy w czynnościach liturgicznych i przyznał, że oprócz skutków ekonomicznych i gospodarczych, widzi także te społeczne związane z izolacją. – Mówimy najwięcej o trudnych konsekwencjach ekonomicznych pandemii. Ale uważam, że bardziej niebezpieczne jest potarganie więzów społecznych. Mieliśmy tego próbkę wiosną – powiedział.

Mówił także, że pandemia, zwłaszcza wiosenny lockdown, zmieniła nasz schemat życia, plan zajęć, którym żyliśmy na co dzień. Praca, szkoła, spotkania towarzyskie, relacje społeczne, w których żyliśmy na co dzień zostały zerwane lub zawieszone. – Co do wielu, wciąż nie mamy pewności, czy one w ogóle wrócą. Zwłaszcza, że przyzwyczajamy się do nowych, nie zawsze dobrych modeli funkcjonowania. Widzę ten problem i mnie on niepokoi – dodał. Zaznaczył także, że trzeba znaleźć „złoty środek”, z jednej strony nie poddawać się panice, a z drugiej – nie wolno być zuchwałym.

Kardynał powiedział, że jeszcze nie miał robionego testu na koronawirusa, ponieważ nie znalazł się w sytuacji, w której miałby kontakt z osobą zakażoną, nie miał także żadnych objawów. Jednak, gdyby była taka konieczność, w poczuciu odpowiedzialności za innych podda się procedurom. – Tu moja troska i ostrożność muszą być duże, bo przecież spotykam się z wieloma osobami. Co oczywiście nie znaczy, że nie przeżywam czasem obaw o siebie. Ale w kontekście zakażenia na pierwszym miejscu stawiam przede wszystkim dobro drugiego człowieka – dodał.

>>> Justyna Nowicka: wiara na pandemicznym zakręcie 

fot. PAP/Radek Pietruszka


Zamknięte cmentarze

Pytany o to, co sądzi na temat decyzji Rządu o zamknięciu cmentarzy przyznał, że rozumie zagrożenie związane z przemieszaniem się przez dwa świąteczne dni 20 milionów Polaków, ale nie ukrywał, że smuci go myśl o całkowitym zamknięciu cmentarzy. Ale zaznaczył, że do takiej decyzji należy się zastosować i zachęcił, by groby bliskich nawiedzać także w inne dni. – Bycie na cmentarzu pomaga nam pozostać w duchowej więzi z tymi, którzy są już przed Bogiem. Jest to też element edukacji religijnej i kulturowej, gdy na grobach spotykają się całe rodziny. Może Bóg dał nam okazję, byśmy przeżyli to głębiej. Tak samo staram się patrzeć na Wszystkich Świętych. Rozłóżmy wizyty na grobach w czasie, wyjdźmy z tłumu, zatrzymajmy się, zamyślmy się na dłużej. W tym roku możemy głębiej doświadczyć świętych obcowania – powiedział kardynał Nycz. Nawiązał do obchodów stulecia urodzin papieża świętego Jana Pawła II, które także miały być przeżywane w bardzo uroczysty sposób, ale z powodu pandemii nie mogły się odbyć. Jego zdaniem, to także była okazja, by to wydarzenie przeżyć skromniej, ale głębiej.

Dodał także, że Kościół wchodzi w tę rzeczywistość i w pewien sposób adaptuje się do sytuacji. – Papież przesunął w tym roku możliwość uzyskania odpustu z oktawy Wszystkich Świętych na cały listopad. Co więcej, umożliwił to nawet bez nawiedzenia przez wiernych cmentarzy, jeśli nie mają takiej możliwości. Ważne, by pozostali ze zmarłymi w łączności duchowej. To jest wyjście Kościoła naprzeciw ludzkim potrzebom i obawom w tych ciężkich czasach – dodał.

Czy dyspensy wejdą w nawyk?

Kardynał Nycz przyznał, że dyspensy są w pewnym sensie weryfikacją postaw religijnych i duchowych. – Dla osób głęboko wierzących ten brak mszy, komunii, spowiedzi jest bardzo odczuwalny. Innym może się to spodobać: nie trzeba iść do kościoła, bo mszę mam w pokoju przed telewizorem czy komputerem. To są te zmiany, które budzą mój niepokój, a o których wspomniałem: pewne postawy i formy życia mogą się zmienić nieodwracalnie. Dużo o tym myślimy, my księża. Czy wierni wrócą do świątyń? Kiedy wrócą? Ilu ich wróci? Ale staram się też patrzeć na to z nadzieją. W tym trudzie oczyszczą się nasze intencje i pogłębią motywacje. Dowiemy się więcej o sobie, np. co nas trzyma przy Kościele – powiedział kardynał.

>>> Czy nasza religijność spadła w okresie pandemii?

Fot. cathopic

Dlaczego Kościół miałby cierpieć mniej?

Pytany o to, czy Kościół bardzo odczuwa pogorszenie się sytuacji materialnej, przyznał, że najtrudniej jest w małych parafiach. – Kościół, do którego chodzi 300 osób nie jest wcale mniej kosztowny w utrzymaniu niż ten, który należy do 20-tysięcznej parafii. Ale na szczęście odpowiedzialność części świeckich za ich świątynie i duszpasterzy w tych trudnych czasach jest bardzo duża. Pojawiło się w naszym Kościele na dużą skalę zjawisko wcześniej raczej marginalne: regularne wpłaty wiernych na konta parafii. To sprawia, że wiele parafii z trudem, ale daje sobie radę – dodał.

Metropolita warszawski powiedział także, że największe problemy mają wielkie centra religijne, takie jak Fatima, Lourdes czy Rzym. – Ale dlaczego Kościół miałby być wyjęty spod problemów związanych z pandemią? Dlaczego miałby cierpieć w tej sytuacji mniej od właściciela restauracji, pensjonatu czy salonu fryzjerskiego? – zauważył kardynał Nycz.

Pandemia pokazała wiele prawdy o nas samych

Hierarcha powiedział, że pandemia pozwoliła Kościołowi doceniać to, co miał. – Zobaczyliśmy wartość, jaką jest obecność wiernych, których nagle zabrakło – powiedział.

Drugą sprawą, zdaniem kardynała, jest to, że w tym czasie ujawniło się wiele prawdy o duchownych. Zwłaszcza w czasie Wielkanocy widać było braki. – Uświadomiliśmy sobie wówczas, które punkty naszego powołania są mocne, a gdzie nie dajemy rady. Tam, gdzie były różne wspólnoty, ruchy i organizacje religijne, udało się szybko nawiązać nowe formy kontaktów, wspólnej modlitwy czy modele spotkań. Gdzie ich nie było – tam duszpasterze zostawali sami z pustymi kościołami. A dla księdza jest to doświadczenie straszne – wyznał. 

Kardynałowi Nyczowi pandemia pozwoliła uświadomić sobie, jak ważne są zwykłe kontakty personalne. Kiedy zabrakło wielu spotkań, w których uczestniczył jako duszpasterz bądź jako kardynał, poczuł się bardzo odizolowany. – Dlatego powtarzam sobie i wszystkim księżom: Ceńmy sobie ludzi, których mamy i że ich mamy! Nie ulegajmy pokusie oceniania czy segregowania. Bo bez nich, każdy z nas – kapłanów – jest sam i mocno tego doświadczyliśmy w pandemii. Chyba do śmierci moim najsmutniejszym przeżyciem będzie tegoroczny Wielki Tydzień, a szczególnie Niedziela Wielkanocna. Obok dwóch czy trzech księży, w całej zazwyczaj w tym dniu pełnej po brzegi katedrze, było pięć osób. Przerażający widok. Nie chciałbym już nigdy więcej czegoś takiego przeżywać. Ale nie ukrywam, że zarówno z nadzieją, jak i lękiem spoglądam tak na Wszystkich Świętych, jak i czekające nas niedługo Boże Narodzenie – dodał kardynał Nycz.

>>> Michał Jóźwiak: wiara została odarta z religijności [KOMENTARZ]

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze