Kard. Pierbattista Pizzaballa: święto Chrztu Pańskiego zachęca, byśmy powrócili do Ojca
Do odczytania fragmentu Ewangelii (Łk 3, 15-16.21-22) niedzieli Chrztu Pańskiego (12 stycznia 2025 r.) jako zachęty, by powrócić na drogę życia zachęca łaciński patriarcha Jerozolimy, kard. Pierbattista Pizzaballa OFM.
Niedawno przez nas obchodzona uroczystość Objawienia Pańskiego mówi nam coś fundamentalnego dla naszej wiary. Powiada, że Bóg się objawia, że nie trwa w ukryciu: Jego tajemnica miłości, która pozostawała ukryta przez wieki, jest teraz objawiona i jest objawiona w pełni. Jezus, Słowo, które przyjęło nasze ciało, objawia nam tę tajemnicę, objawia Oblicze Ojca.
Cała historia zbawienia usiana jest małymi i wielkimi teofaniami. Teraz wszystko jest skondensowane w historii Jezusa: patrząc na Niego widzimy, na ile możemy, Oblicze Ojca, to znaczy Jego istotę, Jego sposób bycia.
W Epifanii widzieliśmy, że sposób objawiania się Boga jest paradoksalny. Zwykle ten, kto chce się objawić, ukazuje siebie. Bóg natomiast, aby się objawić, ukrywa się. Ukrywa się nie dlatego, że lubi być poszukiwany, ale dlatego, że miłość jest czymś, co dzieje się w ukryciu, co przekazuje się bez krzyku. Święto Chrztu Pańskiego, które dziś obchodzimy, utwierdza nas w tym przekonaniu.
>>> Czy każdy może zostać rodzicem chrzestnym?
Jezus udaje się nad Jordan, gdzie Jan udziela chrztu, i ukryty pośród innych przyjmuje chrzest („Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo” – Łk 3, 21). Z relacji Łukasza wynika, że nikt tego nie zauważył, nikt nie zareagował, nawet Jan Chrzciciel. W końcu dzieje się to, co słyszeliśmy w Prologu Jana: przyszedł do swoich, ale swoi go nie rozpoznali (por. J 1, 11).
Tylko jeden widzi, co się dzieje, a mianowicie Ojciec: tylko On zdaje sobie sprawę, że Syn, poddając się temu pokutnemu gestowi, poślubił nasze zranione człowieczeństwo we wszystkim.
Zrozumiał i rozradował się („Duch Święty zstąpił nad Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: «Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie»” – Łk 3, 22). Rozradował się, ponieważ człowiek, który zagubił się na początku czasów i którego Ojciec nieustannie poszukiwał, został w końcu odnaleziony. Ojciec znajduje go właśnie tutaj, zanurzonego w Jordanie.
Z tym miejscem i chwilą wiąże się wiele znaczeń. Jezus jest tu na przykład przedstawiony jako nowy Mojżesz, który ponownie wyrusza znad Jordanu w drogę wyzwolenia. Ale dzisiaj skupimy się na innym aspekcie, ponownie związanym z miejscem: Jordan jest najnędzniejszą z rzek. Płynie poniżej poziomu morza i wpada do Morza Martwego, w miejscu, w którym, jak wszyscy wiedzą, nie może być życia. W rozdziale następującym po trzecim rozdziale, który czytamy, Jezus wspomina Naamana, Syryjczyka (Łk 4, 27). Naaman jest urzędnikiem aramejskim, chorym na trąd: przybywa do Izraela, aby zostać uzdrowionym, a prorok Elizeusz wysyła go, aby wykąpał się siedem razy w Jordanie (2 Krl 5, 1-19). W obliczu tej propozycji Naaman jest zszokowany, ponieważ najmniej znane rzeki Damaszku są lepsze niż wszystkie wody Izraela, Jordan i jego nędzne dopływy.
Natomiast Jezus nie wstydzi się zanurzyć w tej rzece: zanurza się w otchłań naszego kruchego, biednego człowieczeństwa i wnosi tam całe piękno swojego synowskiego życia, do tego stopnia, że te dwie rzeczy stają się nierozłączne i nierozerwalne. Nasze człowieczeństwo staje się miejscem życia Boga.
Nie powinniśmy przeoczyć tego faktu: zanurzając się w naszym człowieczeństwie, Jezus przemienia je, doprowadza do spełnienia, kieruje ku swemu ostatecznemu celowi.
Jest też pewien psalm, Psalm 114, który dobrze wyraża tę zmianę, tę przemianę: jest to psalm, który wspomina exodus, wyzwolenie z Egiptu, opisany za pomocą obrazów symbolicznych i poetyckich. Jeden z nich dotyczy właśnie rzeki Jordan, która, gdy Pan przechodzi, zawraca, zmienia bieg („Cóż ci jest, morze, że uciekasz? Czemu, Jordanie, bieg swój odwracasz?” – Ps 114, 5). To jest tak: kiedy Pan zanurza się w Jordanie, Jordan zmienia bieg; nie biegnie już w kierunku śmierci, lecz powraca do swojego źródła, do Tego, który daje mu życie.
To samo odnosi się do nas: kiedy Pan zanurza się w naszym życiu, nie jesteśmy już na drodze ku śmierci, nasza historia nie jest już historią skazaną na nicość. Wręcz przeciwnie, idziemy w kierunku naszego Początku i stopniowo stajemy się coraz bardziej żywi, życiem samego Boga.
Każdego dnia jesteśmy po prostu proszeni o podążanie za tym ruchem, o uczestniczenie w tej drodze, o powrót do źródła, do tego, co naprawdę sprawia, że żyjemy.
+ Pierbattista Pizzaballa
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |