kard. Pizzaballa, fot. EPA/ATEF SAFADI

Kard. Pizzaballa: prawdziwe uzdrowienie uzdalnia nas do posługiwania innym

Prawdziwe uzdrowienie czyni nas podobnymi do Jezusa, to znaczy zdolnymi do powstania i szukania każdego, kto potrzebuje naszej obecności i naszej posługi – stwierdza rozważając fragment Ewangelii czytany w V niedzielę zwykłą roku B (Mk 1, 29-39) łaciński patriarcha Jerozolimy, kard. Pierbattista Pizzaballa OFM.

 „Wszyscy Cię szukają” (Mk 1, 37). Takie słowa pierwsi uczniowie wypowiadają do Jezusa, gdy wyruszywszy w drogę znaleźli Go (Mk 1, 36) Zauważyli, że Jezus wczesnym rankiem opuścił Kafarnaum i udał się na miejsce pustynne, aby się modlić (Mk 1, 35), a oni poszli Go szukać, aby nie zawieść oczekiwań wielu. Szukanie Go, wyruszenie Jego śladem jest dziełem człowieka. Ale dzisiejsza Ewangelia (Mk 1, 29-39) mówi nam o innym poszukiwaniu, a mianowicie o poszukiwaniu samego Jezusa, który zdaje się wyruszyć w drogę i poszukiwać wszystkich tych, którzy Go potrzebują.

Widzieliśmy to już w ubiegłą niedzielę w synagodze w Kafarnaum (Mk 1, 21-28): Jezus wchodzi tam i natychmiast spotyka człowieka potrzebującego wyzwolenia. Nikt inny nie mógł tego uczynić oprócz Jezusa, ponieważ duch nieczysty opętał tego człowieka i żadne słowo nie mało takiej mocy, by zająć jego miejsce. Tylko Jezus mógł żądać dla siebie wyłącznej relacji z człowiekiem opętanym przez ducha nieczystego do tego stopnia, aby mógł wypędzić tego bezprawnego mieszkańca.

Dzisiaj Jezus wchodzi do domu Szymona (Mk 1,29) i znajduje tam jego teściową, która leży w łóżku z gorączką. Nie jest to już głębokie wyobcowanie, jak to które widzieliśmy w synagodze, ale zwyczajna choroba: żeby powiedzieć, że niewiele człowiekowi potrzeba, aby napotkał przeszkodę w swoim pragnieniu życia, by powiedzieć, jak krucha jest ludzka natura. Po uzdrowieniu niewiasty całe miasto przynosi Jezusowi wszelkie choroby i słabości. A Jezus troszczy się o wszystkich (Mk 1, 32-34).

Jezus wchodzi więc do synagogi, do domu, do miasta i idzie szukać wszystkich słabych, wykluczonych, ubogich: przyciąga ich do siebie, jest tym, który ich szuka. A kiedy ich znalazł, nie może nie pójść gdzie indziej (Mk 1, 38), aby szukać innych, ponieważ wie, jak wiele słabości i zła obecnych jest w domach i miastach ludzi.

>>> Kard. Pizzaballa: nawrócenie to pozwolenie, by Bóg zamieszkał w nas

Jeśli więc chcemy znaleźć Boga, musimy nauczyć się szukać Go w tym „gdzie indziej”, którym jest nasza kruchość, ponieważ właśnie tam On nas szuka. Nie w naszych wielkich wyznaniach wiary, nie w naszej rzekomej konsekwencji życiowej, ale w ubogiej rzeczywistości naszego życia.

fot. pixabay

Ale jest też drugie miejsce, w którym Jezus wyraźnie się uobecnia i w którym możemy Go zatem szukać, czyli w solidarności, która rodzi się między ludźmi, gdy wszyscy wchodzą w kontakt z ubóstwem, które jest w nich.

W dzisiejszej Ewangelii znajdujemy dwa momenty, w których jest ktoś, kto bierze sobie do serca cierpienie innych: Jezus wchodzi do domu Szymona i natychmiast mówią Mu o jego teściowej leżącej w łóżku z gorączką (Mk 1, 30). A wieczorem są ludzie, którzy przynoszą Mu wszystkich chorych i opętanych (Mk 1,32).

Nasza relacja z Bogiem ma tę ogromną możliwość, że jest relacją rodzinną, w której możemy z Nim rozmawiać i możemy przynosić Mu wszystko, co jest nam drogie. A jeśli prawdą jest, że On zawsze słucha, to tym bardziej słucha, gdy przynosimy Mu nie tylko nasz ból, ale także cierpienie tych, których kochamy. Tam Pan z pewnością staje się obecny, tam możemy Go szukać bez obawy, że byłby gdzie indziej.

Każde inne oczekiwanie, każde nasze poszukiwanie Pana w miejscach, które nie są miejscami naszej słabości i naszej solidarności, mogą natomiast nie doprowadzić nas do Pana, tak jak widzimy na końcu dzisiejszej Ewangelii (Mk 1, 36-37): w Ewangelii Marka to poszukiwanie Jezusa często wiąże się z pragnieniem zatrzymania Jezusa, posiadania Go, zatrzymania Go blisko siebie.

Tymczasem Jezus nie posiada i nie chce być posiadany: nikt nie może rościć sobie wyłącznych praw do Niego.

Poszukiwanie Go nie ma na celu posiadania Go tylko dla siebie, ale raczej realizuje się w postawie, którą widzimy u teściowej Szymona, która uzdrowiona z gorączki, wstaje i zaczyna służyć (Mk 1,31). Uzdrowienie, którego w nas Jezus dokonuje, nie jest po prostu uzdrowieniem kogoś, kto chce, żebyśmy mieli się dobrze. Prawdziwe uzdrowienie to takie, które czyni nas podobnymi do Niego, to znaczy zdolnymi do powstania i pójścia gdzie indziej, szukając każdego, kto potrzebuje naszej obecności i naszej posługi.

Jest to forma wdzięczności, którą Jezus kocha i której od nas oczekuje.

+Pierbattista Pizzaballa

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze