Screen z traileru Scrooge: A Christmas Carol/Youtube/Netflix

Karol Dickens wciąż zachwyca [RECENZJA]

Jest jedną z lektur szkolnych – i to tych bardziej lubianych i chętnie czytanych (jeśli można tak napisać o jakiejkolwiek lekturze). Jej uniwersalny przekaz sprawia, że chętnie sięgają po nią różni twórcy kultury, zwłaszcza filmowcy. Tym razem to Netflix sięgnął po „Opowieść wigilijną”, czego efektem jest pełnometrażowa animacja pt. „Scrooge”. Czy warto ją zobaczyć? 

Zacznijmy od tego, że fabuła filmu „Scrooge” nie zaskakuje. I chyba nie ma zaskakiwać. To po prostu kolejna animowana wersja „Opowieści wigilijnej” Karola Dickensa. Kto z nas choć raz nie widział jednej z filmowych wersji tej historii! Ja z dzieciństwa najbardziej pamiętam tę wersję, w której pojawiły się postacie związane z Myszką Mickey. Netflix pokusił się o stworzenie własnej wariacji na temat „Opowieści wigilijnej”. To już swoista tradycja, że co jakiś czas pojawia się kolejny film oparty o historię Dickensa. Przyznam, że „Scrooge” to udana adaptacja i obejrzą ją z zaciekawieniem nie tylko najmłodsi, ale i ci bardziej dorośli widzowie. 

>>> Hubert Piechocki: odkryj czuły sens Bożego Narodzenia [FELIETON]

Klasycznie i świeżo 

Jak to w „Opowiesci wigilijnej” – bohaterem filmu jest Ebenezer Scrooge. Zgryźliwy, posępny starszy mężczyzna, który prowadzi biuro, w którym udziela pożyczek – na wysoki procent. Ma serce z lodu i nie znosi Bożego Narodzenia. Nieprzypadkowo stał się taki ponury – to czas świąteczny przyniósł mu w przeszłości kilka ważnych życiowo strat. Jak to w adaptacji opowieści Dickensa – Scrooge w ciągu wigilijnej nocy przechodzi przemianę. Spotyka ducha swego wspólnika Marleya, a potem kolejno duchy poprzednich, obecnych i przyszłych świąt. Spojrzenie na to, co było, co jest i co może się zdarzyć przemienia jego serce. Klasyczna fabuła „Opowieści wigilijnej” została zaprezentowana w bardzo atrakcyjnej i świeżej formie. Oglądając ten film miałem skojarzenia z „Klausem” – świąteczną animacją Netflixa sprzed kilku lat. Młodsi widzowie na pewno docenią to, że na ekranie „wiele się dzieje” – jest bardzo kolorowo i dynamicznie, to przyciąga uwagę. Choć największą siłą tej adaptacji Dickensa jest muzyka! Dlaczego? 

Screen z traileru Scrooge: A Christmas Carol/Youtube/Netflix

Muzycznie i z wrażliwością 

Otóż, „Scrooge” od Netflixa to bajkowy musical, nawiązujący swoją formą do „klasyków” tego gatunku (choćby do „Krainy Lodu”). O tym, że opowieść będzie miała muzyczny charakter wiemy od samego początku, bo to właśnie piosenka otwiera cały film. W fabułę bardzo zgrabnie wpleciono wiele utworów, które mają bardzo różnorodny charakter muzyczny. Niektóre są bardziej wesołe i rozrywkowe, inne spokojniejsze i refleksyjne. Mają jednak bezpośredni związek z fabułą. Wiele z nich daje widzowi do myślenia. Jak te wersy, które śpiewa Scrooge: „Utraciłem prawie wszystko, serce skuwa lód. Czemu mam się cieszyć? Czemu mam czuć radość w sobie?”. Niezależnie do wieku widz będzie poruszony tym, co usłyszy. Bo choć to bajka i film familijny, który służy przede wszystkim rozrywce, to nadzwyczaj sporo w nim elementów, które poruszają i zachęcają do przemyśleń. Każda wersja „Opowieści wigilijnej” skupia się na jakimś przesłaniu. W tej od Netflixa na plan pierwszy wysuwa się chyba jedna myśl: mamy w sobie wrażliwość. Czasem o tym zapominamy, czasem, jak Ebenezer, głęboko zakopujemy w odmętach naszego umysłu tę „właściwość”. Ale wrażliwość w nas jest i potrzeba sprzyjających okoliczności, by wyciągnąć ją na powierzchnię. Tak się dzieje właśnie w historii Scrooge’a. I tak też może zadziać się w historii każdego z nas. To właśnie w tym tkwi uniwersalizm opowieści, którą wiele lat temu stworzył Karol Dickens. 

Dobroć. Dziś, nie jutro 

I jeszcze dwie ważne myśli płyną z tego animowanego seansu. „Kocham żyć” – podkreśla w swojej przemowie, a zarazem piosence, jeden z duchów. Nie chodzi tutaj o carpe diem i o hedonizm. Chodzi po prostu o docenianie życie, które się ma. To ważna lekcja i dla małych, i dla starszych widzów. Warto ją zapamiętać. „Kocham żyć” – to zachęta do zauważenia dobra, które dzieje się wokół nas. I do dobra, które może zadziać się dzięki nam. Piszę te słowa w Międzynarodowym Dniu Wolontariusza. Na całym świecie miliony wolontariuszy codziennie – i w przeróżnych branżach i przestrzeniach – działają na rzecz drugiego. Oni swoją postawą pokazują, że warto kochać życie, bo mamy po co żyć. Może po obejrzeniu filmu „Scrooge” ktoś złapie się na myśli, że warto czynić dobro? I może zechce dołączyć do jakiejś organizacji, fundacji lub stowarzyszenia i zacznie działać? Albo prywatnie zechce komuś okazać dobro? Wolontariuszy nigdy za dużo! 

Screen z traileru Scrooge: A Christmas Carol/Youtube/Netflix

A druga myśl – „nie odkładaj ważnych spraw na jutro”. Prokrastynacja, odwlekanie w czasie, staje się chyba powoli chorobą naszego czasu. Tymczasem są rzeczy, których odwlekać nie można. Mowa tu zwłaszcza o relacjach i naszym podejściu do drugiego człowieka. W przyjazny, nienatrętny sposób pokazuje to animacja Netflixa. Gdy z czymś za długo zwlekamy – to potem się okazać, że jest już za późno. Dlatego nie odkładajmy tych ważnych spraw na „zaś” czy wieczne „kiedyś”. Warto zrobić to teraz. Grudzień chyba szczególnie zachęca nas do takich działań. Bo to czas, gdy każdy z nas pisze własną opowieść wigilijną. Także Ty i ja.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze